Nie sądźcie po pozorach i nie pozwalajcie sobie na lekceważenie tych, których uważacie za gorszych, bo możecie wyzwolić siły, których nie okiełznacie. A przede wszystkim wystrzegajcie się tworzenia podziałów – mówi nam w swoim najnowszym dziele J.K. Rowling. Jako scenarzystka-debiutantka postanowiła dać nam historię o tym, że nietolerancja i pogarda nie mogą wygrać.
Akcja filmu rozgrywa się siedemdziesiąt lat przed wydarzeniami znanymi z „Harry’ego Pottera i kamienia filozoficznego”, a Londyn i Hogwart został zastąpiony Nowym Jorkiem (ewidentnie ukłon w stronę amerykańskiego widza), ale wkraczamy tak naprawdę do świata dobrze nam znanego – z zaklęciami, które już nie raz słyszeliśmy, z pojedynkiem na różdżki, ze zdziwionymi wszystkim mugolami (tu zwanymi niemagami), wreszcie z magicznymi zwierzętami, bo to one wychodzą, wypełzają i wylatują tu z każdego zakamarka. Choć nie ukrywajmy – tak naprawdę fantastyczne stwory pozostają tu tylko pretekstem, źródłem gagów, a od czasu do czasu służą fortelem i wyciągają do bohaterów pomocną dłoń (lub co tam mają). Pogoń bohaterów po mieście w poszukiwaniu mniej lub bardziej rozkosznych stworów, które wymknęły się spod kontroli, to tylko jedna z warstw fabuły i to wcale nie najważniejsza. Prawdziwa historia opowiedziana filmie Davida Yatesa jest jak nieśmiałek, kryjący się pod połą płaszcza lub jak niuchacz schowany za obrazem. Chodzi w niej o władzę – tę ludzką, uosabianą przez trwającą właśnie kampanię wyborczą i tę czarodziejską, pełną zakulisowych rozgrywek, wspieraną pokutującymi wciąż zabobonami: że świat magiczny i niemagiczny nie mogą współistnieć, że trzeba się dzielić na lepszych i gorszych. Jest i trzecia walka o władzę – to walka o rząd dusz, wprost nazywana tu polowaniem na czarownice, a prowadzona przez zakutaną po samą szyję sadystyczną dewotkę z Kościoła Drugich Salemian. W każdym przypadku narzędzia zdobywania władzy są – o dziwo – takie same, a głównym z nich jest bezgraniczna przemoc i pogarda dla słabszych, innych, stojących niżej w hierarchii.
Do takiego właśnie świata przybywa Newt Scamander, badacz magicznych stworzeń, późniejszy autor podręcznika, który czytać będą uczniowie szkoły magii. Ma swoją misję oraz magiczną walizkę, z której raz po raz coś chce się wydostać. Samo to jest już powodem do niepokoju, bo USA lat 20. XX wieku to miejsce, gdzie nie toleruje się magicznych zwierząt. Ale prawdziwe kłopoty zaczynają się gdy w świat czarodziejów wkracza niejaki Kowalski, robotnik marzący o założeniu własnej piekarni. Poprzez swoich bohaterów Rowling pokazuje podziały na wielu płaszczyznach: proszący o kredyt petent kontra butny bakier, prezydentka amerykańskich magów kontra zahukana eksaurorka, wszechwładna szefowa kościoła kontra nieprzystający do innych młodzieniec, wreszcie szastający zaklęciami czarodzieje kontra nieświadomi niczego mugole. W każdym przypadku diagnoza scenarzystki jest taka sama: zadufanie i nietolerancja zaślepia i ogłupia, a jedynym, co może zrodzić się z pogardy jest nieposkromione zło. Tym zaś , co może nas uratować jest miłość, przyjaźń, bezinteresowność i przede wszystkim traktowanie innych jak równych. Mało odkrywcze? Być może, ale jakże aktualne.
P.S. „Fantastyczne zwierzęta…” pokazywane są w formacie 3D i muszę przyznać, że dawno nie widziałem filmu, w którym ta technologia zostałaby wykorzystana tak dobrze, nie jako gadżet, który ma przyciągnąć młodzież, ale jako narzędzie twórcze – wystarczy powiedzieć, że nie raz różne przedmioty przelatują nam przed nosem. I jeszcze ukłon w stronę dystrybutora, który w polskiej wersji zadbał o to, by nagłówki magicznych gazet (a także napis na przełączniku w walizce Scamandera), krzyczały do nas po polsku.
Przeczytaj także: Scenariusz „Fantastycznych zwierząt…” ukaże się po polsku | Za polskie wydanie odpowiada Media Rodzina
Przeczytaj także: Magia słów, magia czynów | Harry Potter i przeklęte dziecko. Część pierwsza i druga
Fantastyczne zwierzęta i jak je znaleźć (Fantastic Beasts and Where to Find Them)
reż. David Yates
Warner Bros.