Nie zabraknie przelanej krwi, przemocy i bohatera w niebezpieczeństwie, ale najważniejsza warstwa tego kryminału to nie bieganie po ulicach miasta z „klamką”. Co więcej, nie jest nią nawet samo śledztwo, mimo że poprowadzone konsekwentnie i logicznie. „Zginę bez ciebie” to przede wszystkim opowieść o zmaganiu się z traumą po odejściu bliskiej osoby i o autoterapii, jaką może być policyjne dochodzenie.
Uwagę zwraca bohater, który jednocześnie jest narratorem. Pierwszoosobowa narracja natychmiast przywołuje na myśl powieści Raymonda Chandlera i, zdaje się, że jest to celowy zabieg Roberta Ostaszewskiego, którego bohater jako żywo próbuje się wpisać w archetyp detektywa w rodzaju Philipa Marlowe’a. Mężczyzna po przejściach, cyniczny, złośliwy, brutalny i rzecz jasna samotny – wszystkie te cechy podkomisarza Konrada Rowickiego zdają się jednak być tylko maską, jaką założył bohater.
Bo – wbrew pozorom – nie mamy do czynienia z kalką postaci znanej choćby z powieści Jo Nesbø czy z serii J.K. Rowling, wydawanej pod pseudonimem Robert Galbright. Rowicki bardzo chciałby być jak Harry Hole, Cormoran Strike albo Kurt Wallander, ale tak naprawdę najczęściej wychodzi z niego polonista, który w policji pracował początkowo jako rzecznik prasowy, choć teraz jego wykształcenie i erudycja służą mu li tylko za gadżet: sypie cytatami i literackimi odniesieniami, najczęściej denerwując tym mniej wykształconych kolegów z ciechanowskiej policji. W dochodzeniówce, dokąd ostatecznie trafił, chce przede wszystkim w spokoju doczekać emerytury i nie angażuje się zbyt mocno w prowadzone w śledztwa.
Jego plany spokojnej egzystencji burzy jednak sprawa prawdopodobnego samobójstwa maturzystki, która, tak się niefortunnie składa, jest córką miejscowego notabla. I tak oto wkraczamy wraz z bohaterem w świat polityki, biznesu, lokalnych układów, gdzie – jak się wydaje – nikomu nie zależy na wyjaśnieniu zagadki, a wręcz próbuje się ją zamieść pod dywan. Może dlatego Rowicki zaczyna angażować się w sprawę bardziej, niż podpowiadałby rozsądek oraz wola przełożonych. A może bodźcem jest sam powód śmierci dziewczyny?
Tu dochodzimy do tego, co decyduje o wartości tej książki. Otóż pierwszoosobowa narracja raz po raz, regularnie, przeplatana jest rodzajem dziennika, tyle że – co ciekawe – pisanego dla odmiany w trzeciej osobie. Tworzy to właściwy kontrast, dzięki któremu lepiej widzimy, że to, co pozornie wydaje nam się osią akcji, jest tylko dopełnieniem tego, co z pozoru wygląda na wtrącenie. Innymi słowy: nie byłoby tej książki bez owego „dziennika” i to jego puenta jest tu zdecydowanie bardziej istotna, niż rozwiązanie kryminalnej zagadki.
Pytanie tylko, co Ostaszewski wymyśli w kolejnych tomach planowanej trylogii, skoro wątek „dziennika” wydaje się być zamknięty, a więc: czy znajdzie równie prawdziwą oś psychologiczną, czy jednak skusi się, by stawiać przede wszystkim na akcję. Ale rozwiązanie tej zagadki dopiero przed nami. Niecierpliwie go oczekuję.
Robert Ostaszewski, Zginę bez ciebie
Warszawskie Wydawnictwo Literackie MUZA SA 2016