Zapomnijcie o wartkiej akcji, zapomnijcie o drobiazgowym śledztwie z użyciem czy to intelektu, czy najnowszych osiągnięć kryminalistyki. Sięgając po książkę Anny Jansson zapomnijcie najlepiej słowo „kryminał”.
Czy morderstwo, kilka poszlak i komisarz policji w jednej z głównych ról gwarantują, że mamy do czynienia z kryminałem. „Ofiary z Martebo” udowadniają, że niekoniecznie.
Gdyby skupić się na opisie fabuły, można by odnieść wrażenie, że czeka nas nie lada intryga. Oto Wilhelm Jacobsson, właściciel małego gospodarstwa w Martebo na Gotlandii, znika bez śladu. Wkrótce z morzu znaleziony zostaje mały palec w foliowej torebce, a kilka dni później pies wygrzebuje ze stosu kamieni zwłoki mężczyzny. Śledztwo prowadzi komisarz Maria Wern. A w tle raz po raz daje o sobie znać zaginiony średniowieczny skarb. Ten opis, choć prawdziwy, jest jednak mylący. Bo „Ofiary z Martebo” to w najlepszym razie powieść obyczajowa, wręcz psychologiczna, w której wątek śledztwa nie wydaje się najważniejszy, a postać komisarz Marii Wern przez całą powieść przewija się na drugim planie.
Czytaj także: KRAKÓW, KOKS I KREW. Gaja Grzegorzewska, Betonowy pałac
Wystarczy wspomnieć, że główną bohaterką jest Mona, pielęgniarka z oddziału geriatrycznego, żona Wilhelma, która staje się mimowolnym świadkiem zamordowania męża. Scenę oglądamy przez pryzmat jej nie tyle obserwacji, co doznań, wrażeń, pomieszanych raz po raz ze wspomnieniami z odległej przeszłości.
Cała książka zresztą rozgrywa się niejako w dwóch, swobodnie przeplatających się planach – teraźniejszości, pełnej morderstw i stojącej u źródła zła mrocznej przeszłości, wypełnionej przemocą i gwałtem. Dramat rozgrywa się w obrębie jednej, szeroko pojętej, rodziny, a intryga sięga korzeniami XIV wieku i tajemnicy skarbu, przekazywanego z pokolenia na pokolenie.
Czytaj także: KRÓTKIE POŻEGNANIE Z WALLANDEREM (PLUS ENCYKLOPEDIA). Henning Mankell, Ręka (Handen)
Choć materiał na kryminał jest przedni, to konstrukcja, oparta na wrażeniach, niedopowiedzeniach i emocjach i przeplataniu się przeszłości z teraźniejszoącią, sprawia, że książka wymaga od czytelnika niebywałej cierpliwości i uwagi. Łatwo zgubić się w gąszczy Gotlandzkich lasów, łatwo się też zniechęcić i zatęsknić za Henningiem Mankellem czy Jo Nesbø.
Anna Jansson, Ofiary z Martebo (Silverkronan)
Przełożyła Magdalena Wiśniewska
Wydawnictwo Dolnośląskie 2014