Lubimy go już od pierwszej sceny, w której się pojawia i nie przestajemy do końca. To najlepiej świadczy o talencie Jo Nesbø, bo szybko okazuje się, że kochamy mordercę.
Osadzony w więzieniu Sonny Lofthus, bohater „Syna” nie mówi zbyt wiele, za to lubi słuchać. Współwięźniowie mają go za proroka, a za przebaczenie, które znajdują w jego oczach, odwdzięczają się heroiną. Nikomu nie wpadłoby do głowy, by go skrzywdzić. Nikt też jednak nie wpadnie na to, że Sonny już został skrzywdzony – tak boleśnie, że żadna inna krzywda nie zrobi już na nim wrażenia. Więzienie, w którym siedzi Sonny, nosi dumną nazwę Państwo. Nie bez powodu: jak w soczewce skupia się tu całe zło, które na co dzień występuje też w państwie przez małe „p”: korupcja, morderstwa, okrucieństwo. Niby nic nowego, a jednak: bo zło reprezentują nie tyle więźniowie, co druga strona – zastępca dyrektora, adwokat, nawet więzienny kapelan.
„Syna”, książkę, która (przynajmniej na jakiś czas) przerwała serię Nesbø o Harrym Hole, autor konstruuje jak biblię. Od motta: „Stamtąd przyjdzie sądzić żywych i umarłych”, przez chyba jednak nie do końca zamierzony chaos nazwisk i wątków, w którym rodzi się świat powieści, aż po powołanie do istnienia mesjasza. Misja Sonny’ego zaczyna się w momencie, gdy usłyszy od współwięźniów prawdę, której nigdy by nie podejrzewał. Prawdę o swoim ojcu. To impuls, który wprawia w ruch maszynę – Sonny ścina włosy, goli brodę i w sposób, którego byśmy się po nim nie podziewali, opuszcza Państwo, by nauczać. Nie rozmnaża jednak chleba i ryb, za to szybko zdobywa nie do końca legalnie zarobione pieniądze, a jeśli oferuje chrzest, to we krwi. Bo jeśli Sonny jest mesjaszem, to mesjaszem zemsty – czyni to, co uczyniono jemu, a czego nigdy nie powinno się czynić bliźnim.
WARTO POCZYTAĆ:
Jo Nesbø, Pancerne Serce (Panserhjerte). NIEDOSKONAŁEGO DETEKTYWA KOLEJNY KROK KU ŚMIERCI
Jo Nesbø, Policja (Politi). O BEZSILNOŚCI I ZEMŚCIE
Czy zatem powinniśmy mu kibicować? Cóż, ważne, że to robimy. Sonny reprezentuje bowiem mimo wszystko archetyp zawsze zwycięskiego bohatera bez skazy, a jak wiadomo to jeden z najsilniejszych archetypów, znany i twórcom mitów, i Ianowi Fremingowi. Jest więc Sonny trochę jak Lorne Malvo, morderca na zlecenie z serialowego arcydzieła „Fargo”, którego popieramy i którym raz po raz sami chcielibyśmy być, bo lepsza krwawa zemsta, niż poczucie bezsilności i świadomość, że ktoś wyznaczył nas do roli ofiary.
Skoro jest superbohater, to gdzie w takim razie jest kobieta?, spytacie. Skoro jest mesjasz, to gdzie Maria Magdalena? Jest i ona – Martha, szefowa ośrodka dla bezdomnych narkomanów, której z założenia nic nie może połączyć ze zbiegłym więźniem, bo przecież właśnie planuje ślub z wymarzonym mężczyzną. Jest i antagonista, szatan. Na stronach tej swoistej biblii jest nim gruby, nieforemny Bliźniak, władca ciemności, nazywany nawet raz po raz dzieckiem Rosemary.
Świat „Syna” pełen jest okrucieństw, charakterystycznych dla prozy Nesbø: psy rozszarpują żywcem człowieka, morderca obcina żyjącej kobiecie czubek głowy, handlarza narkotyków dusi się śmiertelnie oparami superboya, nowej odmiany heroiny, ale z drugiej strony jest bohater tak różny od Harry’ego Hole’a, że dostajemy do ręki książkę, która nie znudzi nawet osób pragnących – chyba trochę jak autor – odpocząć od przygód dzielnego komisarza z Oslo.
Jo Nesbø, Syn (Sønnen)
przełożyła Iwona Zimnicka
Wydawnictwo Dolnośląskie 2014