Wielka jest siła kompleksu niższości. Równie wielka jest siła słowa pisanego, nawet odręcznej notatki, zapomnianej między kartkami książki. Gdy te dwie siły się zderzą, do uporządkowanego życia szanowanego prawnika wkroczy chaos, którego nic nie jest w stanie powstrzymać.
Wielka jest siła kompleksu niższości. Może nas niszczyć, ale może też wynosić na piedestał. Wszystko zależy od okoliczności, od przypadku, od ambicji. Bo nie mówimy o zwykłym poczuciu bycia gorszym, z jakim raz po raz zmagać się ma prawo niemal każdy z nas, ale o prawdziwym kompleksie uczuć, fobii, zawiści, który zna tylko jedna grupa: Arabowie, mieszkający w Jerozolimie.
„Chcę być taki jak ci, którzy nie muszą przepraszać, że żyją, nie muszą ukrywać tego, kim są. Jak ci, którzy nie muszą się rozglądać za podejrzliwymi spojrzeniami, bo ich lojalności nikt nie kwestionuje, a akceptacja jest po prostu czymś, co im się należy” – mówi jeden z bohaterów. W sferze materialnej ten kompleks wyraża się choćby tym, że Arabowie w Jerozolimie zawsze mają lepsze samochody, niż Żydzi. Bo Żydzi „w odróżnieniu od Arabów, nie rywalizowali ze sobą”. A tym bardziej nie rywalizują z Arabami.
CZYTAJ TEŻ
Leore Dayan, Ludzie wolą tonąć w morzu. I KTO TU JEST WARIATEM?
Piotr Paziński, Ptasie ulice. UCHYLONE DRZWI DO NIEISTNIEJĄCEGO ŚWIATA
POWIEDZ, CO CZYTASZ, A… CIĘ ZALAJKUJĘ
Autor książki, Sayed Kashua, jest jednym z nich. To piszącym po hebrajsku izraelski Arab. Może dlatego wierzymy w jego opowieść o pewnym prawniku (bez imienia, bez nazwiska, jakby w jego losie mieścić się miał los zbiorowy), którego spokojne, poukładane życie rodzinne niszczy wynikające wyłącznie z kompleksu niższości, bo w zasadzie niczym nieuzasadnione, podejrzenie żony o zdradę. Prawnik i jego żona żyją w Jerozolimie życiem nuworyszy, w którym najważniejsze jest, by sushi podawane podczas towarzyskich kolacji było od Sakury, czyli najdroższe. Są poważani i zamożni, a jednak prawnik nie może zaznać spokoju – czuje się gorszy, a kompleks ten leczy czytaniem książek, które recenzowane są w „Haarecu”. W księgarni, gdzie bywa często, może poczuć się kimś lepszym, otoczonym szacunkiem, a słowa uznania ze strony księgarki wprawiają go w uniesienie większe, niż wygrana w sądzie sprawa. Ale za to poczucie wyższości trzeba zapłacić – pewnego dnia prawnik trafia na księgozbiór niejakiego Jonatana, w jednej z książek – co znamienne, „Sonacie Kreutzerowskiej” Tołstoja – znajduje miłosny list. Od tej chwili, niemal jak Wasilij Pozdnyszew, owładnięty zostaje myślą o niewierności żony, rzuca się w wir drobiazgowego, analitycznego śledztwa, którego jednym z efektów będzie poznanie losu innego Araba, który w swym kompleksie niższości posunął się znacznie dalej, niż prawnik.
Bo „Druga osoba liczby pojedynczej” to powieść złożona z dwóch przeplatających się wątków. Bohater drugiego – Amir Lahab (La’ab, Lahav) – to pracownik socjalny, który podejmuje się opieki nad sparaliżowanym młodzieńcem, swoim rówieśnikiem Jonathanem, Żydem. Jonathan odzwierciedla wszystko to, czego Żydom zazdrości Amir – jego matka ma pieniądze, szafa Jonathana pełna jest pięknych ubrań i, jak się szybko okaże, chłopak był utalentowanym fotografem, wybierał się nawet do prestiżowej szkoły artystycznej. Amira i Jonathana różni wszystko, choć fizycznie są do siebie niezwykle podobni, mogliby nawet uchodzić za braci. Może więc nic ich nie różni, a wszelkie ograniczenia tkwią tylko w głowie Amira?
„Druga osoba liczby pojedynczej” (kolejna po „Ludzie wolą tonąć w morzu” pozycja z nowej serii wydawnictwa Filo „Współczesna proza izraelska”) to proza, która trzyma czytelnika w nieustającym napięciu. Doskonała, wciągająca, pełna ironicznego (autoironicznego?) humoru. Ale humoru cierpkiego, bo dostajemy opowieść o samozniszczeniu – czy to w skutek zniszczenia ułożonego już życia, czy też w skutek całkowitego wyparcia się swojej tożsamości.
Sayed Kashua
Druga osoba liczby pojedynczej
(Second Person Singular)
Przełożyła z angielskiego Marta Fita-Czuchnowska
Filo 2014