Mam szeroko otwarte oczy i może widzę wyraźnie to, od czego inni odwracają głowy, bo nieładne, bez designu, bo przykre, bo bieda… Mnie to interesuje. Mnie interesuje człowiek – mówi Zupełnie Innej Opowieści Iza Bosiacka, autorka czterech opowiadań w tomie „Bookopen”.
PRZEMYSŁAW POZNAŃSKI: „Co to szare jest? To życie” – piszesz w jednym z opowiadań. Życie jest szare? Czy może wielobarwne, tylko zapominamy o tym, skupiając się na przygotowywaniu eventów takich jak ślub czy chrzciny i tylko owe eventy ceniąc?
IZA BOSIACKA*: Ż y c i e jest najwspanialszą historią w moim życiu. Chyba mam wybitnie prostą konstrukcję, bo cieszy mnie wszystko. To nie są żadne wielkie rzeczy, choć myślę sobie, że skoro cieszą, to wielkimi są. Ale statystyczny człowiek z natury jest taki, że ciężko jest go zadowolić i potrzebuje eventów. Trochę jestem outsiderem. Nie marudzę, nie mam wielkich potrzeb, choć mam nadzieję, że to nie oznacza, że nie mam ambicji. Moje życie jest skromne, ale wartościowe, uwielbiam je, a eventy są dla innych. Chyba dla tych, których nie cieszy spacer z kawą w ręku i wieczór z przyjaciółmi przy winie. Jest jeszcze coś… Mam szeroko otwarte oczy i może widzę wyraźnie to, od czego inni odwracają głowy, bo nieładne, bez designu, bo przykre, bo bieda… Mnie to interesuje. Mnie interesuje człowiek. Ten samotny, bez kasy, często na ulicy. Nawet bardzo.
Trzy teksty w „Bookopen” – dobrze zliczyłem? I zarazem trzy protestsongi. Chcesz zbawić świat – przed pozoranctwem, przed życiem złudzeniami, przed coraz bardziej banalnymi treściami w mediach?
– Cztery (śmiech), ale ja też zauważyłam czwarty po czasie.
No tak, wyszło, że nie potrafię zliczyć do czterech: „Zróbmy sobie event”, „Miłość…”, „Million Dollar baby” i „Chleb z masłem lekarstwem na wszystko”…
– A co do zbawiania świata. Nie leży ono w kręgu moich zainteresowań, a napisałam o tym, co kłuje mnie w oczy. Po trosze musiałam dać sobie upust, a jednocześnie powiedzieć „moi drodzy, nie skaczcie z okien, nie popadajcie w ciężką depresję. Bez telefonu dotykowego, nowej kiecki z Zary czy wielkiego tiwika na ścianie też można żyć i to całkiem luksusowo!”. Przy okazji chyba udało mi się niektórych rozbawić, a to już coś.
Zaproponowałam na zgodę poluzowanie krawata i odpięcie ostatniego guzika w koszuli. Takie złapanie oddechu, dystansu to dobra rzecz. Ja nieskromnie się przyznam, mam go ponad miarę.
Mam kłopot z opowiadaniem „Million Dollar Baby” – z jednej strony przekonuje, że życie każdego z nas pełne jest ciekawych chwil, czasem naprawdę godnych uwiecznienia w telewizji (co udowadniają różnego rodzaju nowele dokumentalne, ale i pochodne programów Big Brother), z drugiej strony krytykuje płytkość obecnych mediów, które chcą pokazywać banał (co udowadniają różnego rodzaju nowele dokumentalne, ale i pochodne programów Big Brother). Gdzie leży prawda?
– Ha! Miałam na myśli absolutnie drugą stronę. Ten tekst jak i reszta to moja obserwacja życia, przyjaciół, znajomych… Niektórzy z nich zasiedli na tefałenowskich kanapach no i było jak było. Nie chcę się powtarzać, bo już wtedy dostałam po łbie za tzw. nabijanie się, do czego absolutnie się przyznaję. Zaproponowałam wtedy na zgodę poluzowanie krawata i odpięcie ostatniego guzika w koszuli. Takie złapanie oddechu, dystansu to dobra rzecz. Ja nieskromnie się przyznam, mam go ponad miarę. Stąd w tym tekście odniesienie do mojego życia i do tych fałd na brzuchu. Kto by się tym przejmował (śmiech). Media są, jakie są, nie mam o nich najlepszego zdania, a wartości…. hmmmm. Zawsze mogę wyłączyć telewizor (śmiech).
A co z tą „Miłością…”? Istnieje czy jest tylko kolejnym złudzeniem jakim się karmimy?
– Miłość istnieje i jest najwspanialszą historią na świecie. Bez miłości nie mogłabym żyć. I chyba nic więcej na ten temat nie powiem (śmiech).
W twoich tekstach widać dojrzałość literacką. To nie są zwykłe wpisy w dzienniku trzydziestolatki (choć wspomnienie o fałdach brzusznych i odchudzaniu przypomina nieco „Dziennik Bridget Jones”). Jesteś/byłaś/będziesz pisarką?
– Może dlatego, że przekroczyłam magiczne (podobno) czterdzieści lat (śmiech), więc trzydziestki pozostały w pewnej odległości. Fałdy i odchudzanie to wcześniej wspominany dystans, lub – być może – …kompromitacja. Kiedyś ktoś mnie zapytał, dlaczego piszę o sobie takie rzeczy (jak te fałdy i jeszcze kilka innych). Odpowiedziałam: bo to prawda. Pisarka? Dojrzałość literacka? Nic o tym nie wiem, otwieram laptopa i trzaskam w klawisze. Samo się układa, nigdy nie poprawiam, chyba, że byki (śmiech).
Jak to się stało, że napisałaś do projektu Bookopen? Pomyślałaś: oho, wreszcie wam wygarnę!, czy raczej uznałaś, że to czas, by zaistnieć jako pisarka?
– O projekcie powiedziała mi znajoma, wcześniej pisałam na swoim blogu i pomyślałam sobie, że może i tu pokażę, co mi po głowie chodzi. No i pokazałam, a skutek taki, że mam „Bookopen” na półce. Przestałam się wreszcie zadręczać, że nic po mnie nie pozostanie. Teraz zostawię dzieciakom książkę z moim udziałem. Trochę sobie żartuję, ale prawda taka, że nic sobie nie myślałam i nie miałam żadnych oczekiwań. Zostać pisarką? Bardzo sympatycznie, tylko jak to zrobić!?
Czym, według ciebie, jest Bookopen? Portretem pokolenia, literackim talent-szoł czy zbiorowym protestsongiem? A może czymś zupełnie innym?
– Nie mam pojęcia. Mam delikatne wrażenie, że jest zbiorem opowiastek ludzi skupionych dość mocno na sobie. Oprócz mnie, rzecz jasna, ja jestem obserwatorem (śmiech). Być może jest to głos pokolenia, ale pewności nie mam. Interesujący projekt dwóch dziewczyn [Sylwii Jurkiewicz i Justyny Lach – red.], ich pracowitości, zapału i wiary. Wielkie gratulacje, kłaniam się w pas.
Na twoim fejsbukowym profilu w charakterze zdjęcia w tle wisi kadr z „To właśnie miłość”. Po fejsie wędruje właśnie test – którą z postaci tego filmu jesteś? Z którą utożsamia się I.Bo? A którą z nich I.Bo będzie za dziesięć, dwadzieścia lat?
– To miał być zwyczajnie gwiazdkowy akcent. Film uwielbia cała moja rodzina i przyjaciele, w szczególności moja piętnastoletnia córka, która genialnie naśladuje taniec Hugh Granta, filmowego premiera Wielkiej Brytanii. Znajomy podrzucił mi ten test. Okazało się, że jestem… Harrym. Harry to facet, więc nie wiem co mam o tym myśleć. Mam nadzieję, że za dziesięć, dwadzieścia lat nie będę starym Harrym (śmiech).
Co wyróżniać będzie pokolenie dzisiejszych trzydziestolatków za dziesięć lat? Wyciągną wnioski z twoich protestsongów?
– Płonne nadzieje. Wszystko będzie śmigać dalej, jak reklamowany megaszybki, bezprzewodowy internet. Życie toczy się dalej i nie należy traktować go zbyt poważnie, czego sobie i Państwu życzę.
*Izabella Bosiacka (w „Bookopen” jako I.Bo) – kobieta, lat czterdzieści. Jeden mąż , dwoje (niemałych) dzieci. Na co dzień projektuje ludziom mieszkania, ale wolałaby zająć się ich zakamarkami dusz. Autorka czterech tekstów w tomie „Bookopen”.
Lovedesign.pl Dekoratorka.pl O projekcie Bookopen Rozmowa z Sylwią Jurkiewicz i Justyną Lach, pomysłodawczyniami Bookopen Recenzja Bookopen