Ubogi warsztat nie przeszkadza jednak autorce w konstruowaniu opowieści, które potrafią wciągać. Może dlatego, że u Harris nawet jak nic się nie dzieje, to i tak dzieje się więcej, niż w „Zmierzchu” Stephanie Meyer.
W sennym miasteczku jest bar, w którym pracuje młoda kobieta o niezwykłej umiejętności czytania w myślach. Kobieta zakochana w wampirze. A wszędzie wokół wilkołaki, wróżki i zmiennokształtni. Brzmi znajomo? Oczywiście wszyscy miłośnicy serialu HBP „Czysta krew” wiedzą, że powstał on na podstawie serii powieści Charlaine Harris o Sookie Stackhouse. Serii, która ma już 14 tomów, z czego 13 ukazało się po polsku.
Właśnie skończyłem czytać 12. tom pod tytułem „Martwy wróg” (słowo „martwy” w tytule każdej z książek jest obowiązkowe) i po raz kolejny waham się w ocenie. Dlaczego? Bo książki Harris trudno nazwać literackim wydarzeniem – można odnieść wrażenie, że autorka zna z tysiąc słów, wśród których najczęstsze to jest „Kmart” (bohaterka kupuje tam wszystko – od bielizny po narzędzia – czyżby lokowanie produktu?) i „oki-doki”, a w wersji polskiej dochodzi jeszcze „cholera”.
W „Martwym wrogu” w imię zagęszczania akcji jak królik z kapelusza wyskakuje też rodzinna tajemnica i pojawia się też tajemniczy artefakt, który do niczego się nie przydaje
Ten ubogi warsztat nie przeszkadza jednak autorce w konstruowaniu opowieści, które potrafią wciągać. Może dlatego, że u Harris nawet jak nic się nie dzieje, to i tak dzieje się więcej, niż w „Zmierzchu” Stephanie Meter. Jak ktoś akurat nie strzela do Sookie, to się kłóci lub bije, ktoś się skrada, a ktoś jest po prostu złym człowiekiem, co Sookie musi zdemaskować.
W „Martwym wrogu” w imię zagęszczania akcji jak królik z kapelusza wyskakuje też rodzinna tajemnica (ochoczo zdradza ją bohater, który kilka tomów wcześniej nawet się o niej nie zająknął, ale co tam). Pojawia się też tajemniczy artefakt, który co prawda do niczego się nie przydał (sens, dla którego bohaterka bierze go ze sobą na ważne spotkanie, co podkreśla do znudzenia, ostatecznie umyka), ale zapewne pojawi się w kolejnych tomach. Jest tu obowiązkowa bitwa, w której ginie chyba z pół miasteczka, czego zresztą nikt nie zauważa, jest i seks z nieumarłymi i żywymi – do wyboru.
Serii o Sookie Stackhouse nie polecam tym, którzy szukają dobrej literatury, w zasadzie są to książki przede wszystkim dla miłośników „Czystej krwi” – mam wrażenie, że twórca serialu Alan Ball spłaca swój dług zaciągnięty u autorki.
Stworzył genialny serial na podstawie złej książki, teraz sięgamy po książki, by zapełnić lukę w oczekiwaniu na kolejny sezon. Mniej ważne, że świat książek o Sookie dawno rozminął się ze światem serialu, choć miłośnikom „Czystej krwi” braku w książkach Lafayette’a, uśmierconego przez autorkę w pierwszym tomie, nigdy nie zastąpi nachalnie promowany Bubba.
Charlaine Harris, Martwy Wróg
przełożyła Ewa Wojtczak
Mag Wydawnictwo, 2012