recenzja

Topografia ludzkiej duszy | Italo Calvino, Niewidzialne miasta

„Niewidzialne miasta” to literacka podróż przez pięćdziesiąt pięć miast zmyślonych, ale być może najprawdziwszych ze wszystkich, jakie kiedykolwiek powstały – istniejących bowiem w każdym człowieku – o książce Italo Calvino pisze Wojciech Gunia.

Calvino rozpisał oszałamiającą – jednako poetycko ulotną, jak i matematycznie precyzyjną – topografię rozmaitych stanów duszy: szczęścia, oczekiwania, niepewności, tęsknoty, żałoby. I wszystkiego, co pomiędzy nimi. A także samotności, której odczucie jest konsekwencją zrozumienia, jak bardzo nas izoluje od siebie integracja języka z percepcją.

Architektura opiera się na matematyce i taka właśnie jest kompozycja wznowionej przez PIW klasyki spod pióra Italo Calvino, wydanej pierwszy raz ponad pół wieku temu i przełożonej na język polski przez Alinę Kreisberg. Pięćdziesiąt pięć miast noszących kobiece imiona, posegregowanych na jedenaście kategorii, po pięć na każdą z nich, zorganizowanych według ścisłego porządku wokół osi symetrii, mogłoby się zdawać eksperymentem z formą i strukturą narracji (odsyłającą wprost do dociekań i usiłowań grupy OuLiPo, z która Calvino był związany), hermetyczną intelektualną szaradą, gdyby nie przeszywająca satysfakcja, która płynie z tej nadzwyczaj uporządkowanej podróży – a której źródłem jest poczucie, że te poetyckie mikroprozy używając narzędzi matematyki dotykają czegoś znacznie głębszego niż metanarracyjna zabawa. Czego?

Akt projekcji własnego ja

Niegdysiejsza medycyna zalecała podróże jako lek na stany melancholijne. „Podróż to dla owych chorych panaceum” – pisał żyjący na przełomie XVIII i XIX wieku niemiecki psycholog Johann Christian August Heinroth (któremu zawdzięczamy pojęcie psychosomatyki) powtarzając w ten sposób myśl, ciągnącą się jeszcze od czasów rzymskiego encyklopedysty Celsusa, który zawarł ją w jedynym zachowanym tomie swojej encyklopedii, De medicina libri VIII. Ale – jak wskazuje Jean Starobinski w „Atramencie melancholii” – wędrowiec, pielgrzym, podróżnik (…) są właśnie tymi, którzy ponoszą skutki zgubnej strony temperamentu melancholicznego i na których ciąży złowrogi wpływ Saturna. Podróżowanie, tułaczka to choroba Bellerofona; to objaw acedii i w żadnej mierze nie jest to na nią lek.

Owszem, akt podróży jest zawsze naznaczony melancholią, której źródłem jest paradoks spojrzenia na obcą przestrzeń: nie mogąc pojąć jej istoty, w rozmaitości jej form rozpoznaje się przede wszystkim siebie. Podróż jest bowiem nie tylko przemierzaniem obcej topografii; jest przede wszystkim aktem projekcji własnego ja, z całym jego bagażem: bogactwem bądź obciążeniem, którego wagę i znaczenie rozpoznaje się dopiero w kontekstach obcych miejsc. Ruch zawsze różnicuje od otoczenia tego, kto się porusza i dlatego podróż na zewnątrz, ku obcym światom, jest jednocześnie zawsze podróżą wewnętrzną – do samopoznania.

Mapa obcego świata

Calvino zaprojektował zatem mapę obcego świata (ramę dla niej wyznaczają rozmowy Kubłaj-chana, pierwszego mongolskiego cesarza Chin z weneckim kupcem i podróżnikiem Marko Polo) który jest jednocześnie gabinetem luster. Nie może być inaczej: opowieść Marko Polo musi dokonać się w języku, który jednocześnie stanie się środkiem wyrazu dla tego, czego wypowiedzieć się nie daje wprost. Istotą tych psychotopograficznych ekskursji jest bowiem świat przeżyć: tylko poprzez opowiedzenie przeżycia można przekazać prawdę o miejscu, w którym się ono zdarzyło. Ale jak opowiedzieć ten swój wewnętrzny kosmos i czy to jest w ogóle możliwe?

Między bohaterami „Niewidzialnych miast”istnieje bariera językowa, która zmusza do komunikacyjnej wynalazczości: mówienia poprzez przedmioty i gesty, ostatecznie – poprzez milczenie, w którym każdy słyszy własną opowieść. Milczenie jest wszakże ostateczną konkluzją mowy. Także w tym tkwi smutek: nasze miasta są widzialne tylko dla nas. Opowiadając je, stwarzamy zupełnie nowe, a ten, kto słucha – tworzy jeszcze inne.

Przeczytaj także:

„Państwo to ja”

A być może Marko Polo i Kubłaj-chan reprezentują w książce Calvino po prostu dwa odrębne żywioły, dwa odrębne dążenia wewnątrz próbującej zintegrować się osoby: zmysłu i intelektu, ukierunkowanej na zewnątrz ciekawości i skierowanej do wewnątrz introspekcji, które zderzając ze sobą obrazy i myśli wzajemnie niewyrażalne – źródłowo niedostępne dla żadnej ze stron dialogu – tworzą z nich w dialektycznym tańcu nową jakość. Stawką gry jest wszak poznanie imperium: za pośrednictwem poetyckich opowieści Marko Polo Kubłaj-chan rozpoznaje to, co już do niego należy. Integruje to, co w nim obecne, ale jeszcze nie nazwane, nie opisane, a tym samym – niezrozumiałe.

Ponieważ cesarz jest tożsamy ze swym cesarstwem – monarchia absolutna dokonuje wszakże utożsamienia władcy z przedmiotem władzy, w myśl słów Ludwika XIV „państwo to ja” – rozpoznanie terytorium staje się rozpoznaniem samego siebie, mierzeniem się z własnymi stanami ducha. (Po tę epistemologię sięgnął – choć w demonicznej, odwróconej wersji – Cormac McCarthy w późniejszym o 13 lat „Krwawym południku”, w scenie, w której sędzia Holden ogłasza podczas opisywania rzeczy w swoim oprawionym w skórę notesie, że „to, co istnieje na tym świecie bez jego wiedzy, istnieje bez jego zgody” oraz kiedy strzelając do dzikich ptaków ogłasza, że „ich wolność stanowi dla niego zniewagę.”)

„Utrudniona wędrówka”

Takie poznanie – czy też raczej autopoznanie – jest jednoczesne odwróceniem toposu labiryntu. Labirynt – jako skomplikowana droga pełna przeszkód – jest symbolem nierozerwalnie związanym z naszymi wyobrażeniami o istnieniu. Paolo Santarcangeli w swoim wyjątkowym studium „Księga labiryntu” tłumaczy to tak: Nie może wcale dziwić, że obraz wędrówki stanowi pierwotne wyobrażenie duszy ludzkiej, jeśli obserwuje się życie człowieka od przebudzenia się jego świadomości (…). Człowiek intuicyjnie przedstawia swe własne życie jako obraz drogi. Czym bowiem jest życie, jeśli nie posuwaniem się naprzód? Nie należy zapominać, że większość prymitywnych cywilizacji oddawała się łowom lub pasterstwu – działalnościom narzuconym przez życie koczownicze. Całe życie człowieka było marszem z dłuższymi lub krótszymi przystankami. (…) Jeśli rozpatruje się opowieści ludowe – nie biorąc pod uwagę zwykłej przyjemności narratorskiej – jako odbicie w formie dramatycznej, „odtworzonej”, naszych własnych dążeń i stłumionych pragnień oraz jako wyraz naszych Wunschtraume, naszych pragnień sennych, nie sposób się dziwić, że jednym z podstawowych tematów legend we wszystkich czasach i wszystkich miejscach jest „utrudniona wędrówka”.

Metafora zmagań o poznanie świata

Podróż przez labirynt, oprócz metaforyki egzystencjalnej, niesie też ze sobą metaforykę epistemologiczną, którą tak chętnie przyjęli gnostycy. Podróż przez kręte ścieżki prowadziła ku środkowi, ku centrum, w którym miało dokonać się oświecenie – dostęp do poznania. Ale w przestrzennej organizacji „Niewidzialnych miast” jest dokładnie na odwrót: to centrum jest zaciemnione i o tyle się w nim rozjaśni, o ile pozna się peryferia leżące pod jego kontrolą. Labirynt imperium Kubłaj-chana należy zatem przebyć nie ku środkowi – wszak to on jest punktem wyjścia – ile ku jego rubieżom. Cóż za piękna metafora naszych własnych zmagań o poznanie świata, swojego miejsca w nim – a tym samym poznanie samego siebie, gdy zaczynamy podróż z naszego pierwotnego stanu niewiedzy, zamknięci we własnych głowach, usiłując poskładać niezrozumiałe widoki, zrozumieć niezrozumiałe języki i rozpoznać znaczenie niezrozumiałych gestów, zataczając z czasem wielki krąg zdumienia, wyznaczany punktami niemowlęctwa i starości.

Przeczytaj także:

Najwyższej próby poezja

Miasta Calvino, skoro zatem przynależą wprost do „geografii wewnętrznego kosmosu, którego karty nie są jeszcze zapisane”, będą nas odsyłać także do innych miast wyobrażonych, do innych psychotopografii, szczególnie malarskich. Być może gdzieś obok tych pięćdziesięciu pięciu wycinków imperium opisanych przez Calvino leżą metafizyczne przestrzenie namalowane przez De Chirico, jak słynna „Tajemnica i melancholia ulicy”, architektura niemożliwa M.C Eschera bądź miasta z obrazów Franza Radziwilla, niemieckiego realisty magiczego, malarskiego mistyka (i nazisty). Ale także zupełnie konkretne, tylko że nieurzeczywistnione wizje leżą gdzieś między drogami wiodącymi od Hypacji ku Armilli, od Chloe do Valdrady: podwójne, dwupoziomowe miasto projektu Leonarda da Vinci, Christianopolis Johanna Andreae, miasto idealne Giorgio Martiniego, kroczące miasto Rona Herrona czy domy-miasta na mostach Corbetta i Ferrissa – wszakże każdy z tych gigantycznych, utopijnych projektów był ufundowany na diagnozie jakiegoś stanu ludzkiego ducha, ich kamieniem węgielnym była myśl o konkretnym aspekcie ludzkiego istnienia.

Te wszystkie tropy interpretacyjne i możliwości, jakie daje geometrycznie uporządkowana kompozycja książki Calvino są wszakże drugorzędne wobec wrażenia, jakie każda z tych proz osadza w czytelniku: trudnego do opisania poczucia, że każda z tych pięćdziesięciu pięciu przestrzeni – naznaczonych tęsknotą, samotnością, ekstazą, niepokojem i innymi – jest w nas, z nas, i że Calvino opisując ten nieistniejący poza językiem i wyobraźnią świat uchwycił nas samych w chwilach tak intymnych, że niemożliwych do wypowiedzenia w inny sposób niż poprzez poezję. Bo w gruncie rzeczy tym właśnie jest książka Calvino – najwyższej próby poezją. 

A stamtąd, po sześciu dniach i siedmiu nocach przybywa się do Zobeidy, białego miasta, wystawionego na światło księżyca, o ulicach wijących się na kształt kłębka. O jego założeniu mówi taka opowieść: mężczyznom różnej narodowości przyśnił się ten sam sen: widzieli odwróconą tyłem kobietę, jak biegła nocą przez nieznane miasto, miała długie włosy i była naga. Śnili, że ją ścigają. Biegli, biegli, aż w końcu każdy tracił ją z oczu. Po przebudzeniu wyruszyli na poszukiwanie owego miasta; nie napotkali go, ale spotkali się ze sobą; postanowili zbudować miasto ze snu. W układzie ulic każdy odtworzył trasę własnego pościgu; w miejscu, gdzie zgubił ślad uciekinierki, wytyczał przestrzeń i rozmieszczał mury odmienne niż we śnie, tak aby nie mogła mu się wymknąć.

Było to miasto Zobeida, w którym osiedlili się w oczekiwaniu, że pewnej nocy owa scena się powtórzy. Kobiety nie ujrzał już żaden z nich, ani we śnie ani na jawie. Ulice miasta były ich codzienną drogą do pracy, utraciły już wszelki związek z pogonią ze snu. O którym zresztą dawno zapomniano.

Nowi ludzie przybywali z innych krajów, ponieważ przyśnił im się ten sam sen i w mieście Zobeidzie rozpoznawali coś z ulic ze snu, i zmieniali położenie podcieni i schodów, aby lepiej przypominały trasę, którą biegła ścigana kobieta, i żeby w miejscu, gdzie zniknęła, nie pozostawić jej drogi ucieczki.

Pierwsi przybysze nie rozumieli, co przyciągało tych ludzi do Zobeidy, do tego brzydkiego miasta, tej pułapki.

(Miasta i pragnienia. 5.)

Italo Calvino, Niewidzialne miasta (Le città invisibili)
Przekład Alina Kreisberg
Państwowy Instytut Wydawniczy, 15 maja 2023
ISBN: 9788381965958

„Le città invisibili” (Invisible Cities) is a literary journey through fifty-five cities made up, but perhaps the truest of all cities ever created – for they exist in every human being – Wojciech Gunia writes about Italo Calvino’s book.

Leave a Reply

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Discover more from Zupełnie Inna Opowieść

Subscribe now to keep reading and get access to the full archive.

Continue reading

Discover more from Zupełnie Inna Opowieść

Subscribe now to keep reading and get access to the full archive.

Continue reading