W sztuce „Mój rok relaksu i odpoczynku” według prozy Ottessy Moshfegh, obserwujemy wiwisekcję kryzysu psychicznego młodej, uprzywilejowanej kobiety z nowojorskiej klasy średniej, jego przyczyny i skutki. O spektaklu Teatru Dramatycznego w Warszawie, w reżyserii reż. Katarzyny Minkowskiej, pisze Małgorzata Żebrowska.

Śmiech, łzy, śmiech przez łzy, emocjonalne poruszenie i refleksja nad kondycją współczesnego człowieka. Prywatne, jednostkowe dramaty składające się na kryzys liberalnej wizji społeczeństwa, w której bogów zastąpili pop-szamani, chrześcijański krzyż – ten z aptecznych szyldów, a sprzedawane lekką ręką psychotropy leczą z każdego cierpienia. Choć spektakl podejmuje trudne tematy, nie pozostawia widza w poczuciu beznadziei. Finalnie okazuje się, że choć od rzeczywistości nie ma ucieczki, odważne stawianie jej czoła daje nam poczucie pełni.
„Mój rok relaksu i odpoczynku” to adaptacja powieści wydanej w Polsce przez wydawnictwo Pauza. Adaptacja wierna, czasem może nawet zbyt dosłowna – pewne wypowiedzi Narratorki dałoby się pominąć bez straty dla sztuki – jednocześnie uwypuklająca treść książki i nadająca jej uniwersalny kontekst.
Główna bohaterka, wybitnie zagrana przez Izabellę Dudziak, rozczarowana swoim życiem uczuciowym i zawodowym, postanawia wprowadzić siebie w stan hibernacji przy użyciu leków psychotropowych. Chce zamknąć oczy, wcisnąć pauzę, a po kilku miesiącach podjąć decyzję – czy kontynuować życie, czy może wykonać ostateczny krok ku śmierci.
Podstawowy brak miłości
Narratorka zatrudnia jednego z artystów galerii, w której pracowała, jako swojego opiekuna. Artysta-performer co jakiś czas ma jej dostarczać pożywienie, w zamian otrzymuje zgodę na filmowanie śpiącej kobiety. Spektakl, który ma nas poruszać, zmieniać świat, oferować nowe perspektywy, jest jedynie kolejnym cynicznym odłamem kapitalizmu, w którym wybijają się postaci narcystyczne i charakteropatyczne. Zarówno stosująca przemoc szefowa galerii, jak i egocentryczny artysta chętnie wykorzystują osoby słabsze i bardziej wrażliwe, a zabijanie zwierząt dla odkrywania nowych sensów okazuje się czymś usprawiedliwionym, a wręcz szlachetnym. Narratorka odrzuca te reguły, zwalniając się z pracy, choć jednocześnie wykorzystuje je do realizacji własnego planu na czasowe wypisanie się z życia.
Jak w wielu nieszczęśliwych biografiach, wszystko zaczęło się od rodziny i podstawowego braku miłości. Rodzice Narratorki byli ze sobą związani jedynie dzieckiem, które musiało przyjść na świat. Widzimy egocentryczną i nieszczęśliwą matkę związaną z zimnym, robiącym karierę naukową ojcem i Narratorkę, miotającą się między jednym a drugim rodzicem, błagającą o opiekę i zainteresowanie. To zawsze przepis na brak poczucia własnej wartości i niezdrowe relacje.
Przeczytaj także:
Katarzyna Herman brawurowo zagrała alkoholiczkę, nie wypuszczającą z rąk szklaneczki whisky, a Mariusz Drężek – zimny, jednocześnie sam potrzebujący opieki ojciec – złościł i wzruszał swoją bezradnością. Dysfunkcyjna rodzina, zaprezentowana w kilku mocnych scenach, nie dała Narratorce właściwego osadzenia w świecie i tłumaczy jej poczucie alienacji oraz niepowodzenia w związkach. To właśnie brak właściwego oparcia pcha kobietę w ramiona egocentrycznego partnera, niezdolnego do zaspokojenia jej ogromnej tęsknoty za uczuciem i zaangażowaniem.
Terapia dla wszystkich
W nowoczesnym i areligijnym świecie, na ratunek przychodzi medycyna w osobie odważnej, eksperymentującej, bezkompromisowej lekarki. Genialna Anna Kłos gra gdzieś pomiędzy komizmem a rozpaczą, wygłaszając kolejne bzdury i banały, wprost wzięte z przestrzeni współczesnej pop-psychologii. Nonszalancko wypisując pacjentce kolejne specyfiki nie interesuje się jej życiem ani dobrostanem – wierna sobie za każdym razem, gdy zmienia zdanie i metody terapii. Monologi terapeutki wywoływały poruszenie wśród widowni, rezonując z tym, co już gdzieś słyszeliśmy. Stanowią one mocną krytykę współczesnego przemysłu farmaceutycznego, który woli uzależniać pacjentów od leków, zapewniając sobie stały dostęp gotówki niż realnie leczyć, aby uleczyć.
Jedyną bliską osobą, z którą Narratorka pozostaje w kontakcie podczas swojego „roku relaksu”, pozostaje Reva (Monika Frajczyk), nazywająca samą siebie najbliższą przyjaciółką kobiety. Reva – rozedrgana, nerwowa, zagubiona, wciąż walcząca według narzuconych reguł, okazuje się kobietą skrzywdzoną, ofiarą przemocy. Choć deklaruje pomoc i wsparcie, jest do nich zwyczajnie niezdolna. Jak bowiem ofiara może pomóc ofierze, skrzywdzona ma wesprzeć inną skrzywdzoną? Obie kobiety, wychowane w patriarchalnej, mizoginicznej kulturze, cierpią podobnie i pozostają podobnie bezradne. Na uwagę zasługuje wsparcie Bezdomnej, która w chwilach najgorszego kryzysu po prostu przytula Narratorkę. Jest to gest, na który nie zdobył się nikt z jej bliskich.
Cykl rozpoczęty tym spektaklem nosi tytuł Terapia dla wszystkich. W istocie, zawieszona właśnie przez wojewodę mazowieckiego dyrektorka teatru Monika Strzępka stawia na teatr egalitarny, równościowy, w którym odnajdzie się każdy, nawet mniej wyrobiony odbiorca. Lecząc nas z naszych złudzeń, wskazując na niespełnione obietnice współczesności, pozostawia w nas nadzieję, że udźwigniemy naszą zmienną rzeczywistość – z całym jej dramatem.
„Mój rok relaksu i odpoczynku” na podstawie powieści Ottessy Moshfegh
w przekładzie Łukasza Buchalskiego
reż. Katarzyna Minkowska
Teatr Dramatyczny, premiera 9 grudnia 2022