To historia luźno oparta na życiorysie mojej babci ze strony taty, która odeszła, gdy byłam dzieckiem, zabierając do grobu wiele tajemnic. To popchnęło mnie do poszukiwań historycznych, a te – do chęci spisania tej opowieści – mówi Dagmara Leszkowicz-Zaluska, autorka sagi „Dziewczyna z kamienicy”. Rozmawia Przemysław Poznański.
OBEJRZYJ FILM 👇
W pleszewskim domu przy Piłsudskiego 10, w którym rozgrywa się fabuła sagi „Dziewczyna z kamienicy”, jak w soczewce skupia się obraz Polski lat 30. XX wieku – z jej dramatami, rozczarowaniami, ale i nadziejami oraz marzeniami.
Małe miasteczko ma tę przewagę na dużym miastem, nad Warszawą czy Poznaniem, że pozwala fabularnie zbliżyć się do problemów zwykłych ludzi. Odnaleźć szerszą społeczną reprezentację. Ma też przewagę nad, z natury zamkniętą w swoich granicach, społecznością niewielkich, wiejskich osad. Bo właśnie w niedużym, ale i niemałym mieście, łatwiej znajdziemy tuż obok siebie tych, którzy są lokalnymi finansowymi potentatami, prawnikami czy lekarzami, ale i tych, którzy ledwo wiążą koniec z końcem, którzy wciąż szukają swojej życiowej szansy, jedynie żywiąc nadzieję na lepsze jutro. Słusznie więc Dagmara Leszkowicz-Zaluska wybiera na miejsce akcji swojej sagi „Dziewczyna z kamienicy” prowincjonalny Pleszew. A w zasadzie jedną pleszewską kamienicę, w której znajdziemy zarówno jej właścicieli, jak i lokatorów oficyn. Nauczycielki, prasowaczki, lekarza, szukającego zajęcia lwowskiego pianisty, czy przyszłej studentki prawa pochodzącej z rodziny żydowskiej.
Dagmara Leszkowicz-Zaluska zadbała bowiem o to, by opisana przez nią kamienica zyskała niejako wymiar (niewymuszonego) symbolu. A przynajmniej stała się domem, w którym jak w soczewce skupią się życiorysy bohaterów reprezentujących cały przekrój ówczesnej małomiejskiej społeczności.
Przeczytaj nasza recenzję: