wywiad

Małgorzata Oliwia Sobczak: Chciałam pokazać, że słowa bolą | Rozmawia Przemysław Poznański

„Szelest” to początek trylogii. Nazwałam ją „Granice ryzyka” i planuję, że wszystkie części będą tak samo mroczne i mocne jak tom pierwszy. A zarazem podobnie jak „Szelest” cechowały będą się subtelnością, sensualnością i tajemniczością. To będzie taka „szeleszcząca” trylogia, w której będę zwracała szczególną uwagę na ciche, niepokojące odgłosy, które niosą się w przestrzeni fabularnej, budując szczególny rodzaj napięcia – mówi Małgorzata Oliwia Sobczak*. Rozmawia Przemysław Poznański.

Małgorzata Oliwia Sobczak, fot. Wojtek Biały

Przemysław Poznański: Czytam „Szelest” jako książkę o przemocy, szczególnie wobec kobiet. Nie tylko dlatego, że mamy tu do czynienia z zabójstwami kobiet, ale szerzej – w wątku głównej bohaterki czy w retrospekcji. Tak myślałaś o tej książce, gdy zaczynałaś ja pisać?

Małgorzata Oliwia Sobczak: „Szelest” to książka przede wszystkim o przemocy – to ona stanowi oś fabularną. To oczywiście nie tylko przemoc wobec kobiet, bo w „Szeleście” pojawia się ona w różnych formach, na wielu różnych płaszczyznach. Mamy tu przemoc pomiędzy mężem a żoną, matką a córką, matką a synem, nauczycielem a uczennicą i oczywiście pomiędzy sprawcą a ofiarami. Bo przemoc ma różne oblicza, nie dzieje się tylko tu i teraz, ale ma dalekosiężne konsekwencje. Bez względu na to czy jest to przemoc fizyczna, czy psychiczna, czy werbalna, to zawsze warunkuje psychikę człowieka na wiele, wiele lat. Wpływa na nasze poczucie własnej wartości, na to, co myślimy o nas samych, wpływa na to jak konstruujemy relacje z drugim człowiekiem, na wszystkie nasze działania, wybory. I mocno skupiłam się na tej przemocy werbalnej, dlatego moja główna bohaterka przez cały czas jest prześladowana przez zdania, które kiedyś padły pod jej adresem ze strony męża, zdania krzywdzące. Chciałam pokazać, że słowa bolą.

Od czego w ogóle wychodziłaś zaczynając pisać „Szelest”? To w końcu nowy rozdział w twojej twórczości po trylogii „Kolory zła”, więc skąd pomysł?

– Takim zapalnikiem, bodźcem, stała się chińska aplikacja, którą pokazała mi moja nastoletnia siostrzenica Sara. W zeszłe wakacje odbierałam ją z imprezy i spytałam, co robili. Okazało się, że przy użyciu aplikacji wybrali się na wyprawę, która zawiodła ich do starego, zdewastowanego domu, stojącego pośrodku pola. Opowiedziała mi też, że podobno w Seattle grupa młodzieży używającej tej aplikacji natknęła się na walizkę wyrzuconą na brzeg rzeki, a w walizce odkryte zostały poćwiartowane ludzkie zwłoki. Wtedy włączył się u mnie w głowie zapalnik, pomyślałam, że to byłby fajny pomysł na książkę, punkt wyjścia do intrygi kryminalnej. Intrygi, w którą postanowiłam wrzucić istniejących już bohaterów – napisałam wcześniej opowiadanie do antologii „Gorąca Gwiazdka”, wydanej przez W.A.B., gdzie powołałam do życia dziennikarkę Alicję Grabską i detektywa Oskara Kordę. To antagonistyczne postaci, bo Alicja jest ultrakobiecą, piękną blondynką, a Oskar to przystojny brzydal, którego policzek przecina skaza, blizna ciągnąca się od oka do ust. To złożone psychologicznie postaci, które wiele dzieli, ale i wiele łączy, bo każde z nich ma swoje trupy w szafie, każde jest w jakimś stopniu pokiereszowane przez życie, mają podobne wzorce zachowania wobec innych. Napięcie między nimi jest bardzo ważne i od razu wiedziałam, że będę chciała te postaci i relacje między nimi rozwinąć, bo miało to spory potencjał.

To oznacza, że „Kolory zła” miały być z założenia trylogią? A może nowa historia tak tobą zawładnęła, że postanowiłaś przerwać tamtą?

– Zakładałam, że „Kolory zła” będą trylogią, choć brałam pod uwagę, że być może pociągnę serię dalej. Ale gdy zjawiła się nowa opowieść, która kategorycznie chciała się opowiedzieć, to stwierdziłam, że już czas wyjść z czymś nowym, skonfrontować się z nową fabułą i nowymi bohaterami. Poza tym „Biel” moim zdaniem świetnie zamknęła „Kolory zła”, bo rozwinęłam tam szereg wątków zasygnalizowanych wcześniej, sam zaś bohater mierzy się z własnym cieniem. Lubię, gdy coś ma początek, środek i koniec, a trylogia najlepiej te założenia spełnia. Kompozycja trylogii jest mi więc bardzo bliska.

Przemoc ma różne oblicza, nie dzieje się tylko tu i teraz, ale ma dalekosiężne konsekwencje. Bez względu na to czy jest to przemoc fizyczna, czy psychiczna, czy werbalna, to zawsze warunkuje psychikę człowieka na wiele, wiele lat. Wpływa na nasze poczucie własnej wartości, na to, co myślimy o nas samych, wpływa na to jak konstruujemy relacje z drugim człowiekiem, na wszystkie nasze działania, wybory.

To oznacza, że „Szelest” to też początek trylogii? A może jednak książka samodzielna, bo przecież wszystkie watki zostają w niej zamknięte.

 – „Szelest” to początek trylogii. Nazwałam ją „Granice ryzyka” i planuję, że wszystkie części będą tak samo mroczne i mocne jak tom pierwszy. A zarazem podobnie jak „Szelest” cechowały będą się subtelnością, sensualnością i tajemniczością. To będzie taka „szeleszcząca” trylogia, w której będę zwracała szczególną uwagę na ciche, niepokojące odgłosy, które niosą się w przestrzeni fabularnej, budując szczególny rodzaj napięcia. No i jak sam tytuł wskazuje, będzie to trylogia poświęcona przekraczaniu granic, problematyce mierzenia się z ryzykiem i konfrontowania z konsekwencjami podejmowania tego ryzyka.

Przyznam, że od początku myślałem o „Szeleście” jak o potencjalnym pierwszym tomie trylogii, którą na swoje potrzeby zatytułowałem „Odgłosy zła”. Ale twój tytuł znacznie lepiej pasuje, bo rzeczywiście to co robi Alicja w „Szeleście”, jest właśnie przekraczaniem granic osobistego bezpieczeństwa. Jest dziennikarką, która otrzymuje od przełożonego polecenie przetestowania aplikacji, która w twojej książce nazywa się Place to Rest, ale nie umie się powstrzymać, gdy okazuje się, że  wiedzie ją w potencjalnie niebezpieczne miejsca.

– Alicja Grabska to postać bardzo złożona pod względem psychologicznym. W „Szeleście” podejmuje szereg irracjonalnych decyzji i działań, ale wszystkie one są warunkowane psychologicznymi mechanizmami wbudowanymi w osoby będące ofiarami przemocy. Bardzo często jest tak, że te kobiety, które latami egzystują w związku przemocowym, nie zawsze potrafią potem myśleć racjonalnie. Pojawia się zjawisko nazywane „oddychaniem napięciem” – dla kobiet, które są ofiarami przemocy domowej i na co dzień oddychają atmosferą przemocy, taka atmosfera staje się najbardziej naturalną i paradoksalnie bezpieczną, bo przewidywalną. I nawet kiedy te kobiety zdecydują się zamknąć poprzedni rozdział życia i znajdą siłę, żeby wyzwolić się z toksycznego związku, to nadal ten mechanizm „oddychania napięciem” u nich występuje. W podświadomy sposób poszukują więc sytuacji, które są niebezpieczne, ich granice bólu psychicznego i fizycznego znacznie się przesuwają. Te kobiety też często obwiniają się o to, że były w takim związku, a zatem wszystko, co je spotkało, to ich wina, i chcą w jakimś stopniu za to pokutować, karać siebie. Stąd owo wpadanie przez Alicję Grabską w krótkotrwałe przypadkowe związki z mężczyznami, które są przejawem dążenia do autodestrukcji. To sposób na ucieczkę. Narkotyk, który daje chwilowe wytchnienie. A z drugiej strony to narzędzie do katowania siebie. Wszystkie jej dążenia, które mogą się wydawać irracjonalne, to poszukiwanie zagrożenia, wychodzenie mu naprzeciw, wynikają wprost z tych mechanizmów. Dąży do zagrożenia, bo jest od niego uzależniona, ale i wychodzi mu naprzeciw, by odnaleźć w sobie siłę.

Małgorzata Oliwia Sobczak, Szelest, Wydawnictwo W.A.B. Warszawa 10 listopada 2021, ISBN:
9788328090965

Widać, że tworząc te postać, musiałaś zgłębić tematykę psychologii kobiet doświadczających przemocy w związku. Jak dokumentujesz w książkach takie kwestie?    

– Już kiedy pisałam opowiadanie o Grabskiej i Kordzie, dałam tam szereg tropów, dotyczących atmosfery, w jakiej dojrzewała Alicja: rozbitego domu, w którym matka nie dawała jej poczucia bezpieczeństwa, poczucia ciepła, a także byłego małżeństwa bohaterki, w którym doświadczała agresji. W opowiadaniu pojawia się też motyw obwiniania się bohaterki o tę przemoc. Jest tam scena, gdy Alicja klęczy, bo mąż ja uderzył. Ale gdy ten zaczyna płakać, kobieta pociesza go i przekonuje, że to nie jego wina. To chciałam w „Szeleście” i całej trylogii rozwinąć. Zawsze interesowałam się psychologizmem postaci, lubiłam obserwować ludzi i ich sposób zachowania, ciekawił, fascynował mnie mechanizm zapamiętywania, stąd w książce sporo motywów retrospekcyjnych. Bardzo mnie w ogóle interesuje praca mózgu, wyzwalanie się różnych emocji i zachodzące przy tym procesy chemiczne. Przekładam te obserwacje do książek. Oczywiście na bieżąco, podczas pracy nad konkretną powieścią, szukam dodatkowych informacji, które uwiarygodniłyby konkretne postaci.

Pogłębiasz wiedzę sięgając po literaturę przedmiotu czy szukasz konsultantów?

– W kwestiach psychologicznych to raczej literatura przedmiotu. Książek i materiałów na ten temat nie brakuje. Poza tym mam też w tej kwestii naturalną intuicję. Jeśli mowa o konsultacjach, to mam swojego policjanta, który radzi mi w kwestiach związanych z tym zawodem, mam też osobę od kwestii informatycznych…

…tu bardzo ważnych.

– Tak, bo jednym z tematów „Szelestu” jest zagrożenie ze strony technologii.

Wspomniałaś o konsultancie z policji – i rzeczywiście: w tej powieści mamy bohatera detektywa. Nie prokuratora, jak w poprzedniej trylogii. Czy to miało wpływ na tworzenie intrygi, fabuły?

– Nie za bardzo. Pewnie dlatego, że mój prokurator Leopold Bilski był bardzo aktywnym prokuratorem, aktywnym śledczym, bardzo zaangażowanym w sprawy, który miał w sobie naturalną ciekawość poznawczą. Te kwestie techniczne i merytoryczne dotyczące dochodzenia musiałam więc zgłębić już na etapie pisania „Czerwieni”.  Studiowałam ustawy, rozporządzenia, procedury, zgłębiałam wszystko to, co dotyczy pracy i policjanta, i prokuratora. Z kolei mój konsultant radzi mi raczej w konkretnych kwestiach, gdy pojawia się problem i muszę wiedzieć, jak śledczy zachowałby się w danym momencie, kiedy na przykład wkroczyć może grupa antyterrorystów i jak to się odbywa. To często szybkie pytania z mojej stron i szybkie, choć często bardzo rozbudowane feedbacki.

Bardzo często jest tak, że te kobiety, które latami egzystują w związku przemocowym, nie zawsze potrafią potem myśleć racjonalnie. Pojawia się zjawisko nazywane „oddychaniem napięciem” – dla kobiet, które są ofiarami przemocy domowej i na co dzień oddychają atmosferą przemocy, taka atmosfera staje się najbardziej naturalną i paradoksalnie bezpieczną, bo przewidywalną. I nawet kiedy te kobiety zdecydują się zamknąć poprzedni rozdział życia i znajdą siłę, żeby wyzwolić się z toksycznego związku, to nadal ten mechanizm „oddychania napięciem” u nich występuje.

Skoro mówisz o szybkich feedbackach, to muszę spytać o to, jak pracujesz. Bo wyobrażam sobie, że po prostu jesteś w ferworze pracy i nagle wykonujesz telefon do konsultanta, by szybko wytłumaczył ci jakąś kwestię, bo tego dnia musisz napisać konkretną liczbę znaków. Tak to wygląda?

– Nigdy nie narzucam sobie sztywnych reguł, liczby znaków do napisania. Wychodzę z założenia, że piszę wtedy, kiedy dobrze mi to idzie, kiedy sprawia mi to przyjemność. Jeśli coś mnie uwiera, coś mi nie pasuje, to nie siadam do pracy, bo bardzo nie lubię kreślić i usuwać tego, co już napisane. Staram się pisać od razu w takiej wersji, jaka idzie do redaktora. Oczywiście gdy jakieś zdanie nie do końca dobrze mi brzmi, to je poprawiam przed wysłaniem, ale zazwyczaj to co napisałem jest z mojej strony wersją finalną. A siadam do pracy kiedy tylko mogę, kiedy oddaję moją trzyletnią córeczkę pod opiekę moim rodzicom. Teraz, od września, córka poszła do przedszkola, więc mam dużo więcej czasu na pisanie. Oczywiście najpierw tworzę sobie koncepcję książki, rozpisuję pierwsze rozdziały. Jeśli chodzi o szybkie feedbacki, to tak, czasem potrzebuję szybkiej odpowiedzi.  Gdy siedzę w rozdziale i dobrze mi się go pisze, a brakuje mi jakiegoś elementu, to lubię dostać szybko wyjaśnienie danej kwestii.

Skoro rozpisujesz tylko pierwsze rozdziały, to rozumiem, że nie tworzysz drabinki całości?

– Nie, bo już wielokrotnie się przekonałam, że opowieść w pewnym momencie zaczyna pisać się sama i nie raz mnie zaskakuje. Nie mogę więc narzucać sobie z góry całości fabuły. Mam oczywiście ramy całości i wstępne zarysy fabuły, ale zdarzało się, że sprawca i tak przedstawiał mi się sam w trakcie pisania. Dlatego wolę rozpisać sobie fabułę na pierwsze pięćdziesiąt stron i wtedy wiem, co to będzie za świat, co to będą za bohaterowie i dokąd jestem w stanie z nimi dotrzeć. Dopiero wtedy piszę kilka kolejnych rozdziałów i tak dalej.

To w takim razie na jakim etapie pisania pojawił się w „Szeleście” antagonista – postać niezwykle złożona psychologicznie?        

– Akurat w „Szeleście” od początku wiedziałam, kto jest tym złym. Może dlatego, że ta książka ma bardziej zwartą kompozycję niż „Kolory zła” i mniejszą liczbę postaci. Łatwiej było mi to wszystko objąć rozumem i zaplanować.

Głowna akcja książki rozgrywa się w 2018 roku – czy to dlatego, żeby ominąć temat pandemii?

– W pewnym sensie tak. Myślę, że nie jestem jeszcze chętna, żeby mierzyć się z tą rzeczywistością pandemiczną w fabule książki. Wydaje mi się, że ludzie są zmęczeni na co dzień tym tematem, że chcą raczej czytać książki, dzięki którym się od tej rzeczywistości oderwą. Może za jakiś czas, gdy to wszystko będzie za nami – oby – pochylę się nad tym tematem, jak nad historyczną ciekawostką. Ciekawie rozwiązała ten problem Katarzyna Bonda w „Balwierzu”, gdzie pojawia się rzeczywistość pandemii, ale nienachalnie, w formie wtrąceń, które pokazują, że akcja rozgrywa się właśnie w tym czasie. Ale z drugiej strony umieszczenie mojej fabuły w 2018 roku wynikało z prostych obliczeń. Zależało mi, żeby w retrospekcjach pokazać końcówkę lat 90. I bohaterów, którzy w tamtym czasie byli w konkretnym wieku. Jednocześnie założyłam, że Alicja Grabska to mój rocznik, a chciałam ją ukazać tu z różnych względów jako osobę przed czterdziestką – tak wyszedł mi ten konkretny rok.

A co z kolejnymi tomami?

– Ten, nad którym teraz pracuję, rozgrywa się w 2019 roku.

Zdradzisz coś na temat fabuły?

– Tylko tyle, że oczywiście pojawiają się Alicja Grabska i detektyw Oskar Korda. Będą dwie płaszczyzny czasowe, będzie determinizm historyczny. Niewątpliwie rozbuduję też postać Oskara Kordy, który zaczyna zdradzać mi o sobie coraz więcej intrygujących faktów (śmiech).

Rozmawiał Przemysław Poznański

*Małgorzata Oliwia Sobczak – pisarka, z wykształcenia kulturoznawczyni i dziennikarka. Pochodzi z Trójmiasta, w którym spędziła niemal całe życie. Autorka baśni „Mali, Boli i Królowa Mrozu” i powieści obyczajowej „Ona i dom, który tańczy”. W 2019 roku wydała doskonale przyjętą „Czerwień”, pierwszą część cyklu „Kolory zła”, w 2020 ukazała się kontynuacja serii „Czerń”, a 2021 – „Biel”. „Szelest” to jej najnowsza powieść.

%d bloggers like this: