Czy można zbić fortunę na opowiadaniu o swoim życiu? I czy życie bogacza tak bardzo różni się od naszego? David Sedaris w autobiograficznej książce „Calypso” udowadnia, że wszyscy jesteśmy ulepieni z tej samej gliny. A rzeczywistość nie oszczędza nikogo – pisze Edyta Niewińska.

David Sedaris to postać mało znana w Polsce, za to doskonale rozpoznawalna za oceanem. Autor kilkunastu książek, komik, radiowiec, współautor sztuk teatralnych. Znany z tego, że bez ogródek opowiada o swoim życiu, swoim partnerze oraz swojej licznej rodzinie. Nie wstydzi się pisania o śmierci, o chorobach i dolegliwościach, o rodzinnych tragediach. Nie ma dla niego tematów niestosownych.
Większość z tekstów, które dostajemy w książce „Calypso”, została wcześniej opublikowana w magazynach bądź gazetach codziennych. Stąd ich warta i spójna forma. Sedaris ma talent do ujmowania tematów zgrabnie, przystępnie, bez nadmiernego rozgadywania się. Ma przy tym wybitną umiejętność dostrzegania szczegółów. Jego opowiastki czyta się szybko, z łatwością i z pewnym rodzajem zachłanności. Bo autor, pomimo swojego statusu gwiazdy, okazuje się jednym z nas. I opowiada o życiu, jakie znamy.
„Calypso” umiliło mi dwa świąteczne wieczory, kiedy po wielogodzinnych spotkaniach potrzebowałam pobyć sama ze sobą. W tej książce odnalazłam nie tylko rozrywkę, ale też opowieści o sobie, o mojej rodzinie. Sedaris z lekkością opowiada o bratersko-siostrzanych sojuszach. Cytuje niełatwe często rozmowy i robi to absolutnie bezwstydnie. Dlaczego uchodzi mu to na sucho? Bo czytając jego zwierzenia przypominamy sobie swoje relacje z rodzeństwem. Może niekoniecznie te dzisiaj, bo raczej nie spędzamy ze sobą już tyle czasu. Ale te całkiem jeszcze nie tak dawno, te braterskie sojusze przeciwko światu, niesprawiedliwości, rodzicom i rodzeństwu, koleżankom i kolegom. Te rozmowy po ciemku, spod kołder, a potem już przy winie. Te wspólnie snute plany, razem spędzane wakacje, zagubione drogi do domu i rozważania o życiu na plażowym ręczniku. I jak świat światem, te rozmowy pod każdą szerokością geograficzną okazują się być takie same.
Przeczytaj także:
Podobnie, jak życie celebryty jest banalnie podobne do naszego. Rozumiem doskonale jego obsesję zliczania kroków, wywołaną przez opaskę fitbit – sama w nią wpadłam, kiedy odkryłam aplikację w komórce, a potem zażyczyłam sobie smartwatcha. Rozumiem jego zbieranie śmieci podczas spacerów – też to robię, i nie obchodzi mnie, że ludzie na mnie dziwnie patrzą. Rozumiem dystans do problemów zdrowotnych – też chciałabym, żeby było jak kiedyś, kiedy można było się tym nie przejmować.
Sedaris z łatwością opowiada o zakupie nowego domu, o spotkaniach autorskich, o statusie osoby sławnej i samej sławie. Ale nie ma w tym cienia przechwałek. Wzruszająco opisuje remont zakupionego domu i tworzenie nowej przestrzeni na wzór tej, zapamiętanej z lepszych chwil dzieciństwa. Bezkompromisowo opowiada o zmaganiach z wirusem grypy żołądkowej w trakcie trasy autorskiej. Bezlitośnie punktuje swoje błędy popełnione wobec rodziny. Odważnie przywołuje rodzinne historie – intymne, trudne, wstydliwe.
Przeczytaj także:
Pisanie Sedarisa jest zdumiewająco bliskie życiu. Bo o życiu opowiada. I naprawdę nie zmienia to niczego, że Sedaris ma męża oraz trzy domy, bo życie ma takie jak my, o czym łatwo się przekonać czytając jego książkę. Podobnie jak niektórzy z nas, ma schorowanego ojca, który nie chce iść do domu opieki. Podobnie jak niektórym z nas, umarła mu matka. Podobnie jak niektórzy z nas, nie miał wesołego dzieciństwa. Podobnie jak w niektórych rodzinach, jego siostra zmagała się z depresją i popełniła samobójstwo. Sedaris udowadnia, że sława, bogactwo i pieniądze nie uodporniają nikogo na tragedie losu. I że życie nas nie oszczędza po równo.
David Sedaris, Calypso
Tłumaczenie Piotr Tarczyński
Wydawnictwo Filtry, Warszawa 2020