artykuł

Grzegorz Kalinowski poleca na Święta | Historia, muzyka, kryminał

Co pisarze polecają do czytania w czasie Świąt i w końcówce roku? Zobaczcie propozycje, jakie wybrał dla Was Grzegorz Kalinowski, autor m.in. trylogii „Śmierć frajerom”, „Pogromcy grzeszników”, „Śledztwa ostatniej szansy”, „Gry w oczko”, „Załogi” i „Granatowego 44”. 

Pewnie spodziewają się Państwo po mnie piątki kryminałów retro, ale choć wyszły znakomite pozycje Idy Żmiejewskiej, Krzysztofa Bochusa, Jacka Ostrowskiego. Ryszarda Ćwirleja, Maryli Szymiczkowej (duet Dehnel – Tarczyński) i wreszcie Tomasza Duszyńskiego, który wprowadził na kryminalną mapę przedwojenne Kłodzko, to uznajmy, że polecam w tej kategorii, całą szóstkę (siódemkę) i jej twórczość, ale korzystając za zaproszenia Zupełnie Innej Opowieści pokażę, że nie samym kryminałem retro człowiek żyje.

Michał Komar „Skrywane” (Czuły Barbarzyńca Press): W tym roku Król jest jeden – Michał Komar, za jego „Skrywane”. W czasach tagów trzeba wymienić #powieśćhistoryczna, #powieśćawanturnicza #EuropaXVIwiek, #procesbeatyfikacyjny #reformacjaikontrreformacja, #szpiedzy, a stosując się do netfiksowego „jeśli oglądałeś…”, „Q. Taniec śmierci” Luthera Blissetta, powieść którą przypisywano przez pewien czas Umberto Eco. Pewnie to samo mogło by się stać z książką Michała Komara, gdyby ją napisał pod pseudonimem, pewnie wielu ogłosiło by ją odnalezionym dziełem mistrza z Mediolanu. Trzeba też się odwołać do samego Michała Komara, który jest niewątpliwie Mistrzem Pióra i w latach osiemdziesiątych stworzył na podstawie powieści Jamesa Hogga scenariusz filmu Wojciecha Józefa Hasa „Osobisty pamiętnik grzesznika przez niego samego spisany”. Tak jak warto wrócić do każdego filmu Hasa, tak warto sięgnąć po Skrywane. Sięgnąć i obłożyć się innymi książkami, nie wyłączać dostępu do sieci, zagłębiając się w awanturniczą, pełną knowań, szpiegowskich intryg i propagandowych majstersztyków historię szesnastowiecznej Europy. Bo choć autor zamieszcza przypisy, to akcja książki, wydarzenia i postacie korcą czytelnika, by produkować własne spin-offy, o epoce, jej ludziach, zdarzeniach i mitach (obie kategorie zaspokoją żywot błogosławionego Władysława z Gielniowa), dyplomatach, szpiegach i inkwizytorach, a wreszcie przede wszystkim o tym, dlaczego w Polsce nie zwyciężyła reformacja.

Max Cegielski „Prince Polonia” (Marginesy): Byłem bliski rzucenia powieści Maxa Cegielskiego, ale wytrwałem, mimo że Kolega, którego gusta i zainteresowania sobie cenię dał sobie spokój. To było pochopna decyzja z jego strony, a ja dałem szansę, bo pomyślałem o uwagach, które często mnie spotykają. Że za wolno, czasem że trzeba się przyzwyczaić do języka, oraz jak to określiła bliska mi osoba – bo piszę powieści saneczkowe. Najpierw saneczki się wciąga, mając po drodze różne przygody, ale dopiero kiedy się wdrapie na góręm, siądzie na nich i pojedzie w dół, zaczyna się prawdziwa jazda. Prince Polonia rozkręca się powoli, trochę jak tuwimowska Lokomotywa, do tego miejscami, występuje styl jakby żywcem wyjęty z wielkich, dziewiętnastowiecznych powieści. Ale to ma sens! Nie będę zdradzał szczegółów i dokonywał intelektualnego spojlerowania, ale ten zabieg czyni opowieść o polskich przemytnikach, budowniczych kapitalizmu i III RP, sprawą ciekawszą, niż mógłby to stanowić suchy zapis zdarzeń. Zresztą wymaga tego postać jednego z bohaterów. Prakapitaliści przemycają do, i z Indii, zatem sporo opisów subkontynentu i informacji, które wydadzą się niezwykle interesujące dla tych którzy Indie znają tylko z pocztówek z Tadź Mahal, a dla tych którzy czytali „Święty gry” Chandry Vikrama i „Shantaram” Gregory’ego Davida Robertsa, ciekawym uzupełnieniem, zwłaszcza że dokonanym z polskiego punktu widzenia. Kto czytał moją Załogę też dostrzeże rzeczy znajome. Na początkach rozdziałów są cytaty z piosenek z tamtych czasów, a fabuła znakomicie uzupełnia się z moją. Ja pisałem o roku 1985 i 2020, Max o tym co się działo między tymi latami, z naciskiem na przełom lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych. Obaj piszmy o tym, o czym śpiewał Kaczmarski, czyli „Co się stało z naszą klasą”. Nie umawialiśmy się, nie było inspiracji i wymiany myśli. Nie rozmawialiśmy ze sobą od ponad 25 lat, a i wtedy było to chyba parą zdań, ale coś w tym jest, że w „Prince Polonia” i w mojej „Kwarantannie”, która wyjdzie na przełomie lutego i marca pojawia się piosenkarka Sabrina.

Paweł „Kelner” Rozwadowski „To zupełnie nieprawdopodobne” (Wydawnictwa Uniwersytetu Warszawskiego): Pozostaję w kręgu tematów, które są mi na bliskie, czyli rocka, komuny, jej upadku, narodzin polskiego kapitalizmu i wreszcie naszych czasów. „To zupełnie nieprawdopodobne” jest absolutnie fundamentalną pozycją opisującą ten czas. Kto czytał napisane przez Rafała Księżyka biografie Roberta Brylewskiego, Kazika i Muńka , musi sięgnąć także po autobiograficzną książkę Pawła „Kelnera” Rozwadowskiego, pioniera polskiego punka, reggae, ostrego funky, rapu i techno. Szkoda że tak późno trafiła w moje ręce, bo w osiem lat w osiem lat od wydania, ale z drugiej strony pewnie trudno byłoby od niej uciec pisząc „Załogę”. Teraz narodziła się na nowo, bo „Kelner” odszedł od nas jesienią tego roku. Zostawił muzykę i książkę, która wzrusza, bawi i wielu z nas przypomina jacy byliśmy. Wszystko to na ledwie 118 stronach i tylko w wersji elektronicznej.

Piotr Pawłowski „Dzienniki basowe” (Zima): W mojej piątce roku 2018 były „Zapiski na paczce papierosów” Antoniego Pawlaka, poety, byłego desydenta oraz rzecznika prezydenta Adamowicza, to książka będąca po trosze autobiografią, a po części współczesnym alfabetem Kisiela. Pawlak ma PESEL rozpoczynający się od cyfr 5 i 2, zatem opisuje więc świat pokolenia hippisów, zaś Piotr Pawłowski, muzyk i pracownik korporacji, urodził się w latach 60 i siłą rzeczy patrzy na świat w którym miejsce hippisów zajmują punkowcy. Znakomita, pełna krótkich opowiadań – nowelek książka, która bawi, informuje i budząc śmiech i niepokój. Bo to co widzimy w Dziennikach basowych można określić krótko, „bo to Polska właśnie”.

Wojciech Chmielarz (Marginesy): Podobało mi się to co Wojtek pisał, choć równocześnie niepokoiło. Z dwóch powodów, po pierwsze moja Żona jest jego fanką, po drugie zastanawiałem się czy Autor nie wjedzie w ślepą uliczkę. Pierwszy z powodów do niepokoju można ograniczyć – Żona chciała Balzaka i dostała. Całą Boską komedię. Dwadzieścia cztery tomy! Zazdrość rozproszona, ale niepokój o przyszłość Autora którego twórczość lubię, pozostała. Rok 2020 je rozwiał, Wojciech Chmielarz nie wjechał w ślepą uliczkę, tworząc moim zdaniem swoje najciekawsze pozycje. Polecam „Historię ułana”, słuchowisko z Empiku, znakomite półtorej godziny, które są gotowym scenariuszem na film i prequelem powieści „Wyrwa”. Samą „Wyrwę”, będącą thrillerem psychologicznym również gorąco polecam. Wojciech Chmielarz nie tylko nie popadł w rutynę, ale i zrobił kolejny krok naprzód. Wielu kolegów się zmęczyło, zużyło, stało się parodią samych siebie, ale Chmielarz idzie na przód. I robi skoki w bok. Kto nie przepada z thrillerem obyczajowym, woli akcję, czeka na kolejne powieści Lee Childa o tajemniczym żandarmie w drodze, Jacku Reacherze, ten polubi bezimiennego bohatera powieści „Prosta sprawa”. To też facet związany kiedyś ze służbami, lub przynajmniej doskonale je znający, potrafiący dać w pysk, kopnąć z półobrotu i celnie strzelić z pistoletu. Doskonała rozrywka stworzona w czasie pandemii jako powieść w odcinkach. Przy okazji podziękowania, bo to pchnęło mnie do pisania fejsbukowego serialu, który ukaże się w książkowej formie w rocznicę pierwszego lockdownu.

Czytaj także:

Zdjęcie autora: Robert Pastryk Fotografia

%d bloggers like this: