książki

Szukając „Syndyków” | Jeffrey Archer, Nic bez ryzyka

„Nic bez ryzyka” Jeffreya Archera opowiada historię starą jak świat: że bez owego tytułowego ryzyka nie ma sowitej nagrody. Pytanie tylko czy każdemu opłaca się każde ryzyko – pisze Jakub Hinc

Archer – autor popularny, nagradzany i ekranizowany – zabiera czytelników w podroż do Londynu początku lat osiemdziesiątych, w którym osadza akcję swojej detektywistycznej opowieści. Na  warsztat postanowił wziąć postać Williama Warwicka, który już wcześniej zagościł na kartach jednej z jego powieści, do czego zresztą sam autor od razu się przyznaje i tłumaczy, że z jednej strony uległ namowom czytelników, a z drugiej sam też nosił się z takim zamiarem. Jednak Warwick, którego wcześniej czytelnicy mogli poznać na kartach „Kronik Cliftonów”, był już człowiekiem dojrzałym, tym razem widzimy go jako policyjny narybek, funkcjonariusza dopiero otrzymującego pierwsze szlify – pod opieką posterunkowego Freda Yatesa – konstabla londyńskiej policji.

Warwick chciał zostać detektywem Scotland Yardu już w czasach szkolnych i nie zmienił swojego postanowienia nawet w Kings College. A choć miał świadomość, że przyjdzie mu przejść drogę przez mękę i stoczyć nierówną potyczkę z ojcem, radcą królewskim, uznanym i niezwykle poważanym w środowisku prawnikiem, który dla syna raczej widział karierę u swojego boku w kancelarii adwokackiej, to zdania zmienić nie chciał. Na szczęście w sukurs synowi przyszła matka. I tak oto najpierw drogi młodego Warwicka przywiodły na uniwersytet, na którym oddał się historii sztuki, by zaraz po dyplomie, zgodnie z jego młodzieńczym postanowieniem, aplikować do policji.

Ostatni dzień policyjnego stażu w rewirze w sposób nieoczekiwany okazuje się dla młodego konstabla brzemienny w skutki. Splot wydarzeń prowadzi go do Scotland Yardu, jednostki do spraw dzieł sztuki i antyków. Tu, świeżo mianowany na stopień detektywa młody adept dochodzeniówki, na biurku znajduje stos akt dotyczących drobniejszych szachrajstw, ale też zostaje włączony do zespołu, który poszukuje skradzionego z londyńskiego muzeum Fitzmolean obrazu „Syndycy cechu sukienników”, który wyszedł spod pędzla Rembrandta van Rijna. Młody policjant zaczyna prawdziwą batalię o odzyskanie skradzionego obrazu i można się tylko domyślić, że nie cofnie się przed niczym, podejmie każde, nawet najbardziej ryzykowne zachowanie, byle tylko obraz wrócił na swoje miejsce.

Syndycy cechu sukienników pędzla Rembrandta Harmenszoona van Rijn

Bohater poznaje też przy okazji Beth pracującą w Fitzmolean i od razu zostaje ustrzelony strzałą amora. Jednak obiekt admiracji detektywa coś ukrywa i kładzie się to cieniem na ich relacjach, które szybko ze służbowych zaczynają być coraz bardziej osobiste.

Wątek złodziejsko-detektywistyczny krążący wokół rabunku dzieł sztuki nie jest rzecz jasna nowy. W kulturze masowej znajdujemy zarówno historie gloryfikujące tropiących złodziei dzieł sztuki, jak i pozwalające nam identyfikować się z dokonującymi kradzieży. Do najbardziej znanych obrazów filmowych należy film „Obrońcy skarbów” George’a Clooney’a z 2014 r., którym aktor i reżyser chciał oddać hołd mało znanym żołnierzom, dzięki którym udało się odzyskać wiele spośród zrabowanych przez Niemców w czasie wojny dziel sztuki. Z kolei z przymrużeniem oka każe spojrzeć na złodzieja obrazów „Afera Thomasa Crowna” film Johna Tiermana z 1999 r. z doskonałą kreacją Pierce’a Borosnana.

Z polskiego podwórka przypomina nam się powieść Zygmunta Miłoszewskiego „Bezcenny” traktująca o poszukiwaniu zrabowanego w czasie hitlerowskiej okupacji „Portretu młodzieńca” pędzla Rafaela, albo „Operacja Rafael” będąca szpiegowsko-historycznym thrillerem pisarskiego duetu Marcin Faliński – Marek Kozubal opowiadająca o poszukiwaniu tego samego obrazu między Tygrysem a Eufratem, a jeszcze wcześniej motyw zaginionych dzieł sztuki z powodzeniem eksploatował Zbigniew Nienacki w cyklu książek o „Panu Samochodziku”.

Ważne więc, jak robi to Archer. A ten naprawdę sprawnie miesza wątki, potęguje napięcie i prowadzi do zaskakującej puenty. Ważne też, że książka pełna jest odniesień do czasów, w których toczy się akcja powieści, do wówczas pokazywanych filmów i ówcześnie łatwych do odczytania kodów kulturowych, co czyni lekturę powieści tym bardziej atrakcyjną. Czasy początków pracy Warwicka to epoka jeszcze sprzed ery komputerów osobistych, smartfonów, czy choćby komórek. Dla starszych czytelników będzie to zatem powrót do przeszłości, a dla młodszych ciekawa lekcja historii. A i sam muszę przyznać, że nie raz złapałem się na myśli: dlaczego ten lub ów bohater nie chwyci za telefon, nie wyjmie go z kieszeni i po prostu nie zadzwoni do swojego szefa, dziewczyny, rodziców zamiast czekać do następnego dnia.

Dostajemy zatem do ręki z dzisiejszej perspektywy detektywistyczną powieść „retro” z elementami dramatu sądowego, bo i taki, dość istotny wątek znajdzie się w książce Archera. Przede wszystkim jednak autor daje nam powieść ze sprawnie skrojoną intrygą, będącą w zasadzie gotowym scenariuszem dla zupełnie niezłego serialu policyjnego. 

Jeffrey Archer, Nic bez ryzyka (Nothing Ventured)
Tłumaczenie: Danuta Sękalska
Dom Wydawniczy Rebis, Poznań, 2020

%d bloggers like this: