Dochodzą do mnie z różnych stron wieści, że wiele osób syci się właśnie cudzą apokalipsą, by nie myśleć o własnej. Amatorom tej metody polecam dzisiaj zagłębienie się w serial Fear the Walking Dead, czyli historię o rozwijającej się lawinowo epidemii. Wszyscy są zdezorientowani, zaraza szaleje, a rząd udaje, że coś robi, i to wszystko niby brzmi znajomo, ale – uwaga, uwaga! – bohaterowie serialu jednak mają od nas gorzej, bo o ile nas atakują wyłącznie wirusy, rozszalałe podczas kwarantanny dzieci i ataki paniki, o tyle na bohaterów serialu czyhają krwiożerczy zombie.

Są przynajmniej dwa sposoby przeżywania strachu. Jedni uciekają przed nim w opowieści wesołe i krzepiące, inni natomiast wolą w swoich obawach podłubać, rozebrać je na czynniki pierwsze i rozbroić. Ja należę raczej do frakcji drugiej, bo gdy skonfrontuję się z wizjami z najgorszych sennych koszmarów, wtedy jawa zaczyna mi się wydawać całkiem znośna. Obejrzawszy więc w swoim czasie całe dostępne The Walking Dead, czyli opowieść o świecie, gdzie każdy zmarły zmienia się w krwiożerczego zombie, który rusza w świat zarażać kolejne osoby, teraz, w tych trudnych czasach, wzięłam się za jego spin off czyli Fear the Walking Dead.
Spin off, przypominam, to pokrewna innemu serialowi historia, rozwijająca niektóre poboczne wątki czy opowiadająca o drugoplanowych bohaterach z produkcji–matki. Można go więc oglądać zupełnie niezależnie, bo stanowi zupełnie osobną całość. Jak pamiętamy, The Walking Dead zaczyna się w momencie, gdy z wielotygodniowej śpiączki budzi się w opustoszałym szpitalu postrzelony policjant i nagle zaczyna się orientować, że gdy spał, nastała apokalipsa.
Fear the Walking Dead, a przynajmniej jego początkowe sezony, opowiada o tych kilkudziesięciu dniach, który postrzelony policjant przespał. Śledzimy więc zupełnie innych bohaterów, a wraz z nimi same początki epidemii, gdy ludzie jeszcze nie wiedzą, jak się przenosi zaraza, jakie środki ochrony stosować ani jak długo cała rzecz potrwa.
Nie są pewni, czy siedzieć w domach, czy gdzieś uciekać, a jeśli tak, to dokąd? No i nikt nie ma pojęcia, jak się to wszystko skończy – bo przecież jeszcze w historii ludzkości takiej epidemii nie było.
Wiadomo, że poza epidemią nasi bohaterowie mają własne, prywatne problemy, chwilowo dużo dla nich ważniejsze: syn narkoman, partner w rozkroku między nową a poprzednią rodziną, kłopoty w pracy. Ufają też państwowym zapewnieniom, że sytuacja jest pod kontrolą, wierzą w środki ochronne, które proponuje rząd, z uporem powtarzają sobie „ktoś na pewno się tym zajmie” i „władza wie, co robi”. Brzmi znajomo, co? Na szczęście nasz sąsiad może tylko niepokojąco kaszleć lub trafić na kwarantannę, a tu sąsiedzi, jeden po drugim, zamieniają się w zombie.
Gdy władza zaczyna rozumieć, że jest bezradna, wycofuje się z chronienia obywateli i postanawia jednak ochronić się sama, a obywatele zostają zostawieni samym sobie. I teraz dopiero rozumieją, że poprzednie problemy odeszły na dalszy plan, bo teraz najważniejsze stało się przetrwanie.
Rodziny, bliskich, a jeśli nie, to przynajmniej gatunku. Towarzyszymy więc naszym bohaterom w szukaniu bezpiecznego schronienia dla rodziny, w tworzeniu wspólnot, w szukaniu jedzenia i wody, w odpieraniu ataków coraz liczniejszych zombie i coraz liczniejszych grup ludzkich drapieżników – bo z niektórych w sytuacji ekstremalnej wychodzą wszelkie najgorsze cechy.
Nasi bohaterowie testują kolejne strategie przetrwania. Zdecydowanie łatwiej przeżyć w grupie niż samemu, ta prosta prawda objawia się dość szybko. Nieco wolniej okazuje się, że choć agresja i darwinizm na krótką metę pomagają w przeżyciu, to jednak na dłuższą zdecydowanie sprawdza się współdziałanie, wzajemna opieka i jak najlepsze wykorzystywanie tego, co każdy może zaproponować wspólnocie. Istotna jest też współpraca między grupami, dużo lepsza niż wzajemna walka o zasoby.
Można też żyć bez zawodowych polityków, prawników i biznesmenów, chyba że ci ostatni podzielą się własnymi zasobami (to pomaga przetrwać również im), ale bardzo trudno sobie poradzić w ciężkich czasach bez lekarzy, inżynierów, ogrodników i mądrych przywódczyń z wizją. Przydają się również szkolne pedagożki, pod warunkiem, że umieją przekonać do czegoś i pociągnąć za sobą ludzi. Poza tym: odwaga – tak, brawura – nie. Panika – nie, przezorność – tak. Lepsze rozwiązania systemowe niż jednostkowe, ale gdy nie masz wpływu na system, zadbaj przynajmniej o najbliższe otoczenie i o los tych paru osób najbliżej ciebie – te proste, acz budujące prawdy płyną z tej emocjonującej opowieści.
Z prawd mniej ważnych: płaskie buty, spodnie i krótka kurtka z kieszeniami to najlepszy strój na czas apokalipsy, dla obu płci :–)
PS: Od lat marzę, by statystować w roli zombie w którymś z tych seriali, i zawsze odkładałam akces na później. Trzeba było nie odkładać, widzę teraz, to też fajna nauka z tego apokaliptycznego horroru obyczajowego.
#Fryczkowskawodcinkach