Dotarła do nas informacja o tym, gdzie może się w tej chwili znajdować „Portret młodzieńca” Rafaela i będziemy tę informacje weryfikowali. Gdyby się potwierdziła, oznaczałoby to, że nie musimy w naszej książce niczego zmieniać – mówią Marcin Faliński* i Marek Kozubal**, autorzy powieści „Operacja Rafael”. Rozmawia Przemysław Poznański.

Gdzie jest „Portret młodzieńca” Rafaela? Wasz trop wskazuje na Bliski Wschód.
Marek Kozubal: Ponieważ właśnie tam prowadzone były konkretne działania związane z weryfikacją tropu, jaki pojawił się nie tak dawno. Ale tym akurat tematem bliżej zajmował się współautor książki, czyli Marcin. Kiedyś oficer polskiego wywiadu.
Marcin Faliński: Informacja o tym, że „Portret młodzieńca” mógł zawędrować na Bliski Wschód i że nadal może tam być przechowywany, przyszła z Kuwejtu. Zastanawialiśmy się z Markiem, dlaczego właśnie tamten rejon miałby być miejscem przechowywania obrazu. Logiczne wydało się nam, że może to być związane z losami armii Andersa, która w 1942 roku ewakuowała się przez Iran do Iraku. Ale doszedł też wątek bardziej współczesny, bo w pewnym momencie okazało się, że trop wiedzie jeszcze dalej, bo do północnego Iraku. To mogło mieć związek z agresją Iraku na Kuwejt w 1990 roku. Jeśli „Portret młodzieńca” był gdzieś tam przechowany, to właśnie w owym czasie mógł „wypłynąć”, bo podczas wojny masowo rabowano w zasadzie wszystko: od dzieł sztuki przez dobra luksusowe po wysokiej klasy elektronikę. Tak samo mogło być z obrazem Rafaela i dlatego trop prowadzi do Iraku.
To co mówicie, to informacje, do których dotarliście. Ale ile prawdy jest w samej powieści „Operacja Rafael”?
MK: Jeśli chodzi o wątek historyczny, jest to nasza „opowieść”, nasza wersja zdarzeń, którą postanowiliśmy przelać na papier. W wątku współczesnym jest więcej prawdy. Powiem więcej: wydaje się nam, że ten wątek jest niemal w całości prawdziwy. Prawdą jest to, że informacja dotycząca tego obrazu trafiła do polskiego MSZ i – podobnie jak w naszej książce – była weryfikowana przez polskie służby.
To ile jest w majorze Łodynie, bohaterze współczesnego wątku powieści – z Marcina Falińskiego?
MF: Trochę jest, ale bez przesady (śmiech). Powiedziałbym raczej, że ta postać majora Łodyny, doświadczonego oficera wywiadu, to ukłon, hołd złożony moim kolegom z Agencji Wywiadu, którzy ciężko pracowali dla ojczyzny, a teraz żyją w warunkach nie zawsze godnych. Łodyna miał więc być swego rodzaju kwintesencją oficera polskiego wywiadu.
Marek, na ile twoje zawodowe doświadczenie dziennikarza zajmującego się sprawami zaginionych dzieł sztuki, wpłynęło na kształt tej powieści?
MK: Rzeczywiście zajmuję się od ładnych kilku lat kwestią poszukiwania utraconych podczas wojny dzieł sztuki. To mnie zwyczajnie pociąga. A w tym konkretnym przypadku pociąga szczególnie, bo przecież mówimy o wyjątkowym dziele sztuki, ściśle związanym z historią Polski. I to nie tylko oglądanej przez pryzmat historii wspaniałego rodu Czartoryskim, ale także szerzej, bo strata tego działa dotyka nas wszystkich. To nasze wspólne dziedzictwo. Do tego bezcenne. Nic dziwnego, że obraz jest poszukiwany na całym świecie, znajduje się na tzw. top liście dzieł sztuki utraconych podczas II wojny światowej.
Ten obraz pociąga – nie tylko wartością artystyczną i historyczną, ale podobno ma też specyficzną moc. Dziś nie do końca wiemy jak ten obraz naprawdę wygląda, ale osoby, które widziały go przed wojną, twierdzą, że jest w nim coś niezwykłego.
Zresztą w kolekcji Izabeli Czartoryskiej znajdowały się trzy wyjątkowe obrazy: Rembrandta, Leonarda da Vinci i właśnie Rafaela. I to ten ostatni był najwyżej stawiany w tej hierarchii.

Jak wyglądała wasza wspólna praca: przygotowywanie materiałów do tej wielkiej opowieści, rozgrywającej się na dwóch przestrzeniach czasowych: w czasie wojny i współcześnie? I jak wyglądało potem wspólne pisanie?
MK: Początkowo podzieliliśmy się w najprostszy możliwy sposób, a więc ja byłem odpowiedzialny za część historyczną, która była mi o tyle bliska, że po części wykorzystaliśmy jako materiał niepublikowane wspomnienia mojego dziadka, żołnierza Armii Krajowej, żołnierza Kedywu, który wykonywał w czasie wojny zadania specjalne. A Marcin był odpowiedzialny za część współczesną. Oczywiście wszystko szybko się pomieszało, bo na tyle szybko dograliśmy się w pracy, że mejle z fragmentami książki krążyły między nami czasem i dwa razy dziennie. Po prostu dopisywaliśmy sobie różne fragmenty, korzystając z naszej wiedzy i doświadczenia.
Z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że jest to książka napisana razem, nie jest, jak to się zdarza, że jeden autor firmuje książkę, a drugi w rzeczywistości ją pisze. Tutaj wszystko jest po równo.
Marcin, nie masz takiego doświadczenia dziennikarskiego jak Marek. Jak pisało ci się powieść?
MF: Nie mam co prawda doświadczenia publicystycznego, w takim rozumieniu, jak ma je Marek, bo moja „publicystyka” była zamknięta. Jednak mniej więcej przez ćwierć wieku bardzo dużo pisałem, nawet jeśli odbiorców mojej „twórczości” było zdecydowanie mniej, niż teraz, przy książce (śmiech). Słowo pisane nie jest mi więc obce. Myślę, że każdy oficer wywiadu powinien umieć napisać książkę (śmiech).
MK: Jeszcze niedawno mogłem zetknąć się z fragmentami twórczości Marcina, bo pracując w Iraku odpowiadał za działkę kulturalną oraz zajmował się pomocą w poszukiwaniu grobów żołnierzy armii Andersa. I na stronie internetowej naszej ambasady w Iraku jeszcze niedawno można było znaleźć teksty sygnowane przez Marcina, opisujące te zaginione cmentarze. Jak rozumiem, już wtedy budował bazę pod „Operację Rafael” (śmiech).
Poza tym, że powieść jest świetnie zdokumentowana, to rzeczywiście czuć, że byliście w tych miejscach, które opisujecie. A jest ich sporo. I w każdym oddajecie smaki, zapachy, prawdziwe życie. Byliście w każdym z tych miejsc?
MK: Wiatr Kazachstanu poznałem osobiście, będąc w Astanie, a także w miejscu, gdzie w latach 30. i późniejszych istniał sowiecki obóz. Tak, byliśmy w wielu opisywanych miejscach. Byłem choćby w Kuwejcie. A Marcin w pewnym momencie został, mocno zakotwiczony zawodowo w Iraku, w irackim Kurdystanie. Odnoszę wrażenie, że została mu do dziś miłość do tego miejsca.
MF: Na pewno północny Irak i jest miejscem fascynującym. I dlatego przeżywam głęboko to, co dzieje się w Syrii, owo „zabezpieczenie interesów tureckich” i stworzenie buforu bezpieczeństwa, czyli zwykła agresja, która dzieje się kosztem Kurdów, chrześcijan, Syriaków.
Zawsze fascynował mnie język kurdyjski, w którym „pięć” i „sześć” brzmi jak po polsku (pênc, şeş). Podobnie zresztą jak słowo oznaczające żonę (jin). A nawet baran (beran). To pokazuje, że relacje polsko-kurdyjskie były bardzo mocne. Choć muszę przypomnieć, że podczas II wojny światowej Kurdowie współpracowali z Niemcami przeciwko Brytyjczykom, a wiec i przeciwko polskim żołnierzom, którzy tam stacjonowali. Ale miejsce jest fascynujące, wciąż bardzo naturalne, pełne serdecznych ludzi. Myślę, że nasza książka pokazuje też ten aspekt i mam nadzieję, że kogoś zaciekawi także jako rodzaj przewodnika po Bliskim Wschodzie.
MK: Tak założyliśmy sobie na początku pisania, że będzie to książka w pewnym sensie pokazująca walory tych opisywanych miejsc. Jeśli ktoś zechce pójść tropami Łodyny, to z czystym sumieniem polecamy nasza książkę jako przewodnik. Nie wiem, czy w Polsce ukazał się w ogóle jakikolwiek przewodnik po Kurdystanie irackim, a u nas można znaleźć wskazówki, jak tam funkcjonować. To też przy okazji taka książka.
MF: Choć trzeba pamiętać, że pozostała cześć Iraku to niebezpieczny rejon. Np. jedno z opisanych przez nas miejsc w Bagdadzie zostało niedawno ostrzelane rakietami i już nie istnieje.
Stworzyliście powieść wielowątkową, w warstwie historycznej wręcz epopeję wojennych losów waszego bohatera Mieczysław Kleinera, we współczesnej to dynamiczny thriller. Pytanie nasuwa się samo: czy to jest materiał na film, serial?
MK: Jestem przekonany, że tak. Przyznam, że konstruowaliśmy tę powieść tak, żeby przełożenie jej na język kina było stosunkowo proste. Bo ta fabuła jest tego warta. Także dlatego, że pokazuje ważny i nie do końca znany wycinek historii Polski.
MF: A przy tym opowiada o historii w sposób przystępny, przygodowy. I jej bohaterami są młodzi ludzie, tacy sami jak nam współcześni. Bo uniwersalne pozostają namiętności. Też lubili się bawić, zakochiwać, nic się nie zmieniło. Ta książka to takie nasze przesłanie do młodego pokolenia, że historia jest ciekawa, o ile spojrzy się na nią przez pryzmat zwykłych ludzkich pasji, namiętności. My to zrobiliśmy.

Nie zdradzając fabuły, powiedzcie czy wierzycie, że rzeczywiście da się kiedykolwiek odnaleźć „Portret młodzieńca”?
MK: Jestem przekonany, że tak. Możemy ujawnić, że dotarła do nas informacja o tym, gdzie może się w tej chwili znajdować ten obraz i będziemy tę informacje weryfikowali. Zobaczymy. Nawet jeśli będzie to weryfikacja negatywna, to kilka osób, które interesują się utraconymi w czasie wojny dziełami sztuki, pozna nowe ścieżki prowadzenia poszukiwań.
MF: Zdobyliśmy tę informację chyba dzięki naszej książce. I mogę tylko powiedzieć, że gdyby się potwierdziła, to nie musimy w książce niczego zmieniać.
Wiem, że piszecie już kolejna część. O czym będzie?
MK: Chcielibyśmy, żeby to też była powieść historyczno-szpiegowska. Chcemy w niej pokazać rynek dzieł sztuki, zabytków najwyższej klasy, które wypływały z Polski w latach 60. W dość dziwmy sposób. Chcemy tez pokazać prace oficerów wywiadu i w tym sensie będzie to kontynuacja „Operacji Rafael”.
MF: Akcja rozgrywać się będzie między innymi w 1943 i 1944 roku w Palestynie, a współczesny wątek zaprowadzi czytelników na Karaiby i do Wenezueli. Więc trochę wkroczymy w klimaty 007 (śmiech).
Rozmawiał Przemysław Poznański
*Marcin Faliński – absolwent Wydziału Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego, dziennikarz „Życia Warszawy”, a od 1993 roku funkcjonariusz Urzędu Ochrony Państwa. Od 1996 roku oficer Zarządu Wywiadu. W roku 1997 ukończył kurs oficerski w Ośrodku Kształcenia Kadr Wywiadowczych. Od 2002 roku oficer Agencji Wywiadu. Uczestnik wielu operacji wywiadowczych za granicą. W 2017 roku, w stopniu podpułkownika, odszedł na emeryturę.
**Marek Kozubal – z wykształcenia politolog, absolwent Uniwersytetu Warszawskiego, z zawodu dziennikarz. Pracował m.in. w „Głosie Nauczycielskim”, „Życiu Warszawy”, „Gazecie Wyborczej”. Od kilkunastu lat publicysta „Rzeczpospolitej”. Przez kilka lat zajmował się tematyką kryminalną m.in. przestępczością zorganizowaną. Pasjonuje się historią i wojskowością, a przede wszystkim poszukiwaniem zaginionych dzieł sztuki.