artykuł

Przybysz z naszej „innej Europy” | Mowa Noblowska Czesława Miłosza

Wygnanie poety jest dziś prostą funkcją względnie niedawnego odkrycia: że kto posiada władzę, może też kontrolować język, i to nie tylko przez zakazy cenzury, ale przez zmienianie sensu słów –  mówił Czesław Miłosz podczas swojej mowy noblowskiej w 1980.

Czesław Miłosz, fot. Artur Pawłowski/Wikipedia

Pisarz otrzymał Literacką Nagrodę Nobla za to, że „z bezkompromisową wnikliwością ujawnia zagrożenia człowieka w świecie pełnym gwałtownych konfliktów”. Podczas mowy noblowskiej podkreślał: „Moje znalezienie się na tej trybunie powinno być argumentem dla tych wszyst­kich, którzy sławią daną nam od Boga, cudownie złożoną, nieobliczalność życia”. Przyznawał, że jako dziecko był przekonany, że laureaci Nobla to pisarze czyli ludzie produkujący grube dzieła prozą. „I nawet kiedy już wiedziałem, że są wśród nich i poeci, długo nic mogłem się pozbyć tego myślowego nawyku. A drukując w roku 1930 pierwsze wiersze w naszym piśmie uniwersyteckim pod tytułem “Alma Mater Vilnensis” nie aspirowałem przecie do tytułu pisarza” – zaznaczał Miłosz.

Jak zaznaczał, jeden z laureatów nagrody Nobla czytany w dzieciństwie w znacznym stopniu wpłynął na jego rozumienie poezji. „Była to Selma Lagerlöf. Jej „Cudowna podroż”, książka, którą uwielbiałem, umieszcza bohatera w podwójnej roli. Jest on tym, który leci nad ziemią i ogarniają z góry, a zarazem widzi ją w każdym szczególe, co może być metaforą powołania poety” – mówił Czesław Miłosz. Dodawał, że podobną metaforę znalazł potem w łacińskiej odzie poety XVII wieku, Macieja Sarbiewskiego, Casimire. Opisuje on swoją podróż z Wilna do Antwerpii, gdzie ma przyjaciół-poetów — na grzbiecie Pegaza. Jak Nils Holgersson z prozy Lagerlöf, ogląda w dole „rzeki, jeziora, lasy, czyli mapę zarówno odległą i ukonkretnioną”.

Szukać dalej i wydać nową książkę

Miłosz podkreślał, że każdy poeta zależy od pokoleń, które pisały w jego rodzinnym języku, dziedziczy style i formy wypracowane przez tych, co żyli przed nim. „Adaptując się, słyszy w sobie głos, który go ostrzega przed maską i przebraniem. Buntując się, popada z kolei w zależność od swoich rówieśników, od przeróżnych kierunków awangardy. Niestety, wys­tarczy, że wyda pierwszy tom wierszy, a jest już schwytany. Gdyż ledwo obeschnie farba drukarska, to dzieło które wydawało mu się czymś najbardziej własnym, ukazuje mu się jako uwikłanie w styl, jako zależność” – przekonywał laureat. Jego zdaniem jedynym sposobem na niejasny wyrzut sumienia jest szukać dalej i wydać nową książkę. Wtedy jednak – zdaniem Miłosza – wszystko się powtarza i nic ma końca tej pogoni. „A może się nawet zdarzyć, że zostawiając tak za sobą książki niby zeschłą skórę węża, po to żeby uciekać w przód od tego co zrobiło się dawniej, dostaje się Nagrodę Nobla” – mówił.

„Czym jest ten zagadkowy impuls, który nie pozwala zadomowić się w tym co dokonane, skończone? Myślę, że jest to poszukiwanie rzeczywistości. Słowu temu nadaję znaczenie naiwne i dostojne, nie mające nic wspólnego z filozoficz­nymi sporami ostatnich stuleci. Jest to Ziemia widziana przez Nilsa z grzbietu gąsiora i przez autora łacińskiej ody z grzbietu Pegaza. Niewątpliwie ta Ziemia jest i bogactw jej żaden opis nie potrafi wyczerpać. Podtrzymywać takie twier­dzenie znaczy odrzucić z góry słyszane dzisiaj często pytanie: “Cóż jest rzeczywistość?”, bo jest ono tym samym co pytanie Poncjusza Piłata: “Cóż jest prawda?” Jeżeli pośród par przeciwieństw, którymi się co dzień posługujemy tak ważne jest przeciwieństwo życia i śmierci, to nie mniej ważne jest przeciwieństwo prawdy i fałszu, rzeczywistości i iluzji” – mówił Czesław Miłosz.

Niby ślepcy

Laureat mówił, że – jak głosi tytuł jednego z jego wierszy – jest “Dzieckiem Europy”. Podkreślał jednak, że to stwierdzenie jest gorzkie i sarkastyczne” stwierdzenie. Jestem też autorem książki autobiograficz­nej, która w przekładzie francuskim została nazwana Une autre Europe. „Niewątpliwie, istnieją dwie Europy i zdarzyło się tak, że nam, mieszkańcom tej drugiej, dane było zstąpić w “jądro ciemności” XX wieku” – tłumaczył. Dlatego mówieni o poezji oznacza dla niego mówienie o poezji w jej spotkaniu ze szczególnymi okolicznościami miejsca i czasu. „Teraz, z perspektywy, widać ogólne zarysy wydarzeń, które śmiercionośnym zasięgiem przewyższyły wszelkie znane nam żywiołowe katastrofy, ale poezja moja i moich rówieśników, czy posługująca się stylem awangardowym, czy odziedziczonym, nie była do przyjęcia tych wyda­rzeń przygotowana” – zaznaczał. I dodawał: „. „Niby ślepcy, poruszaliśmy się po omacku, narażeni na wszelkie pokusy na jakie w tym naszym stuleciu wystawia sam siebie umysł”.

„Dobrze jest urodzić się w małym kraju, gdzie przyroda jest ludzka, na miarę człowieka, gdzie w ciągu stuleci współżyły ze sobą różne języki i różne religie. Mam na myśli Litwę, ziemię mitów i poezji. I chociaż moja rodzina już od XVI wieku posługiwała się językiem polskim, tak jak wiele rodzin w Finlandii szwedzkim, a w Irlandii angielskim, wskutek czego jestem polskim, nie litews­kim, poetą, krajobrazy i być może duchy Litwy nigdy mnie nie opuściły” – zaznaczał pisarz. Jak mówił, dobrze jest słyszeć od dziecka słowa łacińskiej liturgii, tłumaczyć w szkole Owidiusza, uczyć się katolickiej dogmatyki i apologetyki. Jest bło­gosławieństwem jeżeli ktoś otrzymał od losu takie miasto studiów szkolnych i uniwersyteckich jakim było Wilno, „miasto dziwaczne, barokowej i włoskiej architektury przeniesionej w północne lasy i historii utrwalonej w każdym kamieniu, miasto czterdziestu katolickich kościołów, ale i licznych synagog; w owych czasach Żydzi nazywali je Jerozolimą Północy”.

Kto posiada władzę, może też kontrolować język

Czesław Miłosz przekonywał, że patronem wszystkich poetów wygnanych, odwiedzających rodzinne okolice tylko we wspomnieniu, pozostaje Dante. „Wygnanie poety jest dziś prostą funkcją względnie niedawnego odkrycia: że kto posiada władzę, może też kontrolować język, i to nie tylko przez zakazy cenzury ale przez zmienianie sensu słów” – mówił. I dodawał: „W sali, gdy wszyscy zgromadzeni zgodnie podtrzymują zmowę przemilczeń, jedno słowo prawdy brzmi jak strzał z pistoletu i, co gorsza, pokusa żeby je wypowiedzieć, podobna do gwałtownego świerzbienia, staje się obsesją, która nie pozwala myśleć o niczym innym. Taki jest powód dla którego poeci wybierają wygnanie”.

Jednak przybysz z naszej “innej Europy” – za którego uważał się sam Miłosz – wszędzie, gdziekolwiek się znajdzie, spostrzega, że od nowego środowiska dzieli go jego zasób doświadczeń, co z kolei może się stać źródłem obsesji. „Na planecie, która maleje z każdym rokiem, przy fantastycznym rozwoju środków przekazu, odbywa się proces dotychczas wymykający się określeniom, a który można nazwać odmową pamięci”. Jak mówił, w umysłach nowoczesnych analfabetów, umiejących czytać i pisać, nawet uczących młodzież w szkołach i na uniwersy­tetach, historia jest obecna, ale w dziwnym pomieszaniu i zamgleniu: Moliere staje się współczesnym Napoleona, Voltaire – Lenina. Również wydarzenia os­tatnich dekad o znaczeniu tak zasadniczym, że wiedza albo niewiedza o nich przesądzi o losach naszego gatunku, oddalają się, bledną, tracą wszelką konsys­tencję, jakby dosłownie spełniała się przepowiednia Nietzschego o nihilizmie europejskim.

Dwaj dyktarorzy-wspólnicy

„Antologie poezji polskiej podają nazwiska moich przyjaciół, Władysława Sebyły i Lecha Piwowara oraz datę ich śmierci, 1940. Jest absurdem, że nie wolno napisać jak zginęli, chociaż każdy w Polsce zna prawdę: podzielili los wielu tysięcy oficerów polskich, rozbrojonych i internowanych przez ówczesnego wspólnika Hitlera i są pochowani w masowym grobie. I czyż młode pokolenia na Zachodzie, jeżeli w ogóle uczą się historii, nic powinny wiedzieć o dwustu tysiącach ludzi poległych w 1944 roku w Warszawie, mieście skazanym na zagładę przez obu wspólników?” – pytał poeta.

Dodawał: „Dwaj dyktatorzy-ludobójcy dawno nie żyją, kto wie jednak czy nie odnieśli zwycięstwa o trwalszych skutkach niż zwycięstwa czy klęski ich armii. Wbrew oświadczeniom Karty Atlantyckiej zasada, że kraje są przedmiotem handlu albo nawet gry w karty czy w kości została zatwierdzona przez podział Europy na dwie strefy. A stałym przypomnieniem o spadku po dwóch dyktatorach jest nieobecność trzech państw bałtyckich wśród członków Organizacji Narodów Zjednoczonych. Przed wojną te państwa należały do Ligi Narodów ale znikły z mapy Europy w wyniku tajnych klauzul do układu z 1939 roku”.

Pamięć jest naszą siłą

Miłosz nie ukrywał, że w ciągu trzydziestu lat spędzonych przeze niego za granicą czuł się bardziej uprzywilejowany niż jego zachodni koledzy po piórze. A to dlatego, że wydarzenia i niedawne, i bardzo dawne, sprzed wieków, przybierały w jego umyśle kształt ostry, precyzyjny. „Zagraniczna publiczność stykająca się z wierszami czy powieściami pisanymi w Polsce, w Cze­chosłowacji, na Węgrzech, albo oglądająca produkowane tam filmy, zapewne odgaduje podobnie wyostrzoną świadomość w ciągłej walce z ograniczeniami cenzury” – mówił. „Pamięć jest więc tą naszą, nas wszystkich z “innej Europy” siłą, ona to chroni nas od mowy owijającej się sama o siebie, jak bluszcz owija się o siebie kiedy nie znajduje oparcia w murze albo pniu drzewa”.

Miłosz przekonywał, że nie jest jego celem stwarzać wrażenie, że jego umysł zwrócony jest ku przeszłości. „Jak wszyscy moi współcześni byłem skłonny do rozpaczy, do przewidywania bliskiej zagłady, i wyrzucałem sobie uleganie nihilistycznej pokusie. Na głębszym jednak poziomie poezja moja, jak mi się zdaje, pozostała zdrowa i wyrażała tęsknotę do Królestwa Prawdy i Sprawiedliwości” – mówił.

Ogniwa pomiędzy przeszłością i przyszłością

„Nasze stulecie dobiega końca i głównie dzięki takim wpływom nie odważył­bym się mu złorzeczyć, bo było to także stulecie wiary i nadziei” – zaznaczał laureat. Przekonywał, że trwa głęboka przemiana, której nie jesteśmy prawie świadomi, bo sami jesteśmy jej częścią, i od czasu do czasu daje znać o sobie w zjawiskach, które budzą powszechne zdumienie. Przywoływał słowa swojego krewnego, Oskara Miłosza, litewskiego poetę i dyplomatę, że przemiana ta stanowi “najgłębszy sekret mas pracujących, bardziej niż kiedykolwiek żywych, chłonnych i pełnych wewnętrznej udręki”.

Jak zaznaczał, jest prawdopodobne, że mimo hor­rorów i niebezpieczeństw, nasz czas będzie oceniony jako nieunikniona faza porodowych bólów, zanim ludzkość nie wstąpi na nowy próg świadomości. „Wtedy pojawi się nowa hierarchia zasług i jestem przekonany, że Simone Weil i Oskar Miłosz, pisarze w których szkole byłem posłusznym uczniem, otrzymają co im się należy”. Pisarz kończył stwierdzeniem: „Mam nadzieję, że ten odczyt, mimo meandrów myśli, co jest zawodowym nałogiem poetów, pokazuje wyraźnie moje “tak” i “nie”, w każ­dym razie tam gdzie chodzi o sukcesję. Bo wszyscy, którzy tu jesteśmy, i mówca i słuchacze, stanowimy jedynie ogniwa pomiędzy przeszłością i przyszłością”.

Źródło: Nobelprize.orgFrom Les Prix Nobel. The Nobel Prizes 1980, Editor Wilhelm Odelberg, [Nobel Foundation], Stockholm, 1981

Discover more from Zupełnie Inna Opowieść

Subscribe now to keep reading and get access to the full archive.

Continue reading

Discover more from Zupełnie Inna Opowieść

Subscribe now to keep reading and get access to the full archive.

Continue reading