artykuł

Nigdy nie ignoruj tego, co ma do powiedzenia drzewo lub woda | Mowa noblowska Petera Handke

Zagraj. Nie skupiaj się na sobie. Poszukaj wyzwań. Ale nie dąż do konkretnego wyniku. Unikaj ukrytych motywów. Niczego w sobie nie powstrzymuj. Bądź łagodny i silny. Zaangażuj się i wygrywaj – mówił Peter Handke podczas swojej mowy noblowskiej, cytując zasłyszane w dzieciństwie słowa matki. – „Przede wszystkim daj sobie czas i wybieraj dłuższą drogę. Nigdy nie ignoruj, co ma do powiedzenia drzewo lub woda”.

Jest to też fragment utworu „Spacer po wioskach”. Jak zaznaczał Handke, te słowa matki odbierał bardzo osobiście. – Możliwe, że moja matka powtarzała te prawdy również mojemu rodzeństwu, ale w mojej pamięci zawsze byłem jej jedyną publicznością – mówił.

Jak zaznaczał noblista, większość innych wydarzeń, o których opowiadała mu matka, dotyczyła członków rodziny lub krewnych, a bohaterem prawie zawsze był jeden z jej dwóch braci, którzy w czasie II wojny światowej „polegli na w polu chwały”.

– Spróbuję odtworzyć dwa z tych epizodów, krótkie, ale decydujące dla mojego życia jako pisarza – zaznaczał Handke. – Pierwszy epizod dotyczył dotyczy młodszego brata mojej matki, najmłodszego z dzieci w domu, a wydarzył się w okresie międzywojennym, powiedzmy w 1936 roku. Była jesienna noc, chwilę przed świtem, i Hansa, a po słoweńsku Janeza lub Hanzeja, od miesiąca nie było w domu. Zapisał się do Marianum, szkoły z internatem dla chłopców przygotowujących się do kapłaństwa. Szkoła znajdowała się około czterdziestu kilometrów na zachód, w Klagenfurcie/Celovec, stolicy Karyntii.

Przeczytaj także:

Jak opowiadał Handke, na farmie panowała głęboka cisza, daleko było jeszcze do piania pierwszego koguta. I nagle, nie wiadomo skąd, dało się słyszeć odgłos zamiatania na dziedzińcu. To zadanie należało właśnie do najmłodszego dziecka. Co jednak skłoniło go do przybycia z miasta, w środku nocy? Tęsknota za domem, po słoweńsku: domotožje.

– Nawiasem mówiąc, był świetnym uczniem, który uwielbiał się uczyć, ale wczesnym rankiem wyszedł przez okno na parterze szkoły i jechał autostradą, w tamtych czasach wciąż nieutwardzoną, do domu. Ale zamiast wejść do środka – drzwi nigdy nie były zamknięte – wziął miotłę i zaczął zamiatać dziedziniec – mówił noblista. – Nigdy nie wrócił do szkoły biskupiej dla chłopców. Zamiast tego udał się do sąsiedniej wsi i odbył praktykę stolarską. To zdarzenie, ukazujące naturalną przemianę, dokonującą się jakby spontanicznie, od początku pojawia się w moich książkach – w moich narracyjnych wyprawach lub jednoosobowych wyprawach – wyjaśniał pisarz.

W przypadku drugiego z epizodów, żadna taka metamorfoza nie miała miejsca. Pod koniec sierpnia lub na początku września 1943 r. drugi brat matki Handkego, najstarszy, przyjechał na kilka tygodni do domu na urlopie z frontu rosyjskiego na Krymie. A kiedy wysiadł z autobusu, wpadł na osobę odpowiedzialną w tym rejonie za przekazywanie złych wieści z wojny.

– Ten człowiek był w drodze do wioski, aby przekazać rodzinie wiadomość, że najmłodszy brat „zginął śmiercią bohatera za Ojczyznę”. A ponieważ posłaniec śmierci niespodziewanie natknął się na domownika, pomyślał, że może oszczędzić sobie tej wizyty. Po prostu wręczył zawiadomienie żołnierzowi na przepustce. Ale oto, co się stało: Gregor udał się do domu, gdzie został powitany wiwatami i okrzykami radości — moja matka była za młodu bardzo skłonna do wyrażania radości — ale podczas całego urlopu nie powiedział rodzinie ani słowa o śmierci brata lub, jak tamten sam siebie nazywał w swoich listach, „chłopca z tundry”. Jak opisała to moja matka, Gregor, który w czasie pokoju był „prawdziwym domatorem”, podczas całego urlopu unikał domu, rodziców, siostry, nawet wioski Stara Vas, by zamiast tego włóczyć się całymi dniami i nocami, po sąsiednich wioskach Encelna Vas, Lipa, Ruda, Globasnica, Diekše, Rinkolah i Krcanje, gdzie w towarzystwie znajomych lub zupełnie obcych sobie „wypłakiwał oczy”. A kilka tygodni później on również został „pochowany na obcej ziemi, niech to lekką będzie” – wspominał Handke.

Przeczytaj także:

Pisarz zaznaczał, że o ile te wydarzenia, które opisała mu matka, dały impuls jego trwającej prawie całe życie karierze pisarskiej, o tyle dzieła sztuki pozwoliły mu znaleźć formę, rytm, dzięki którym ów impuls znalazł wyraz.

– Myślę nie tylko o książkach, ale także o obrazach, filmach (przede wszystkim westernach Johna Forda i „Easternsach” Yasujiro Ozu) oraz piosenkach (na przykład Johnny’ego Casha i Leonarda Cohena) – wyliczał autor „Powitania rady nadzorczej” i „Szerszeni”.

Dodawał jednak, że najwcześniejsze bodźce zapewniły mu, jako dziecku, słoweńskie litanie religijne, które słyszał pod romańskim łukiem kościoła w pobliżu miejsca narodzin, w Starej Vas.

– Jednocześnie monotonne i melodyjne wezwania skierowane ku niebu, w wieku siedemdziesięciu siedmiu lat wciąż mnie poruszają i ożywiają. Szarpią struny, które towarzyszą mojej dalszej pisarskiej drodze, nucą mi niebiańskie gamy i kadencje, jak w cudownie długiej litanii do Matki Bożej, która zawiera może sto epitetów i wezwań, z których kilka przytoczę tutaj, celowo nie tłumacząc, z wyjątkiem powtarzającej się odpowiedzi „Prosi za nas”: „Módl się za nami”.

Mati Stvarnikova – prosi za nas
Mati Odresenikova – prosi za nas
Sadež modrosti – prosi za nas
Začetek našega veselja – prosi za nas
Posoda duhovna – prosi za nas
Posoda časti vredna – prosi za nas
Posoda vse svetosti – prosi za nas
Roža skrivnostna – prosi za nas
Stolp Davidov – prosi za nas
Stolp slonokosteni – prosi za nas
Hiša zlata – prosi za nas
Skrinja zaveze – prosi za nas
Vrata nebeška – prosi za nas
Zgodnja danica – prosi za nas

Na koniec pisarz wspomniał swój pobyt w Norwegii i dwa wydarzenia: pierwsze dotyczy jednego z ochroniarzy, z którymi Handke spędzał całe popołudnie i wieczór.

– Było późno w nocy i siedzieliśmy w cichym barze na nabrzeżu Oslo, kiedy ten człowiek wyrecytował kilka wierszy, najpierw po norwesku, potem po angielsku, które przechowywał w swoim telefonie komórkowym i wszystkie były wierszami miłosnymi.

Drugie z wydarzeń miało miejsce jednego z następnych wieczorów, które spędził wędrując samotnie po pustych nocnych ulicach Oslo. – Zobaczyłem przed sobą sylwetkę mężczyzny obok podświetlanej witryny księgarni. Kiedy stałem obok niego, odwrócił się do mnie, jednocześnie wskazując na jedną z książek w oknie. „Spójrz: moja pierwsza książka!” powiedział. „Opublikowana dzisiaj! To dzień premiery!”. Był młodym człowiekiem, niemal dzieckiem lub podręcznikowym przykładem „młodości”. I był szczęśliwy – jak tylko dziecko może być szczęśliwe. I radość, którą promieniował ten autor, ten twórca, wciąż mnie rozgrzewa. Niech nigdy nie ostygnie! – wspominał noblista.

%d bloggers like this: