wywiad

Jenny Blackhurst: Pozory a prawda | Rozmawia Przemysław Poznański

– We wszystkich moich książkach pojawia się tego typu motyw – przeciwstawienie tego, co widać na zewnątrz, z tym, co naprawdę się dzieje. Możemy być zazdrośni o czyjeś życie, a ono wcale nie musi być tak perfekcyjne, jak sądzimy. Nie wiemy przecież, jakie ten ktoś nosi w sobie tajemnice. Niekoniecznie to, co my widzimy, musi pokrywać się z tym, czego doświadcza bohater – mówi Jenny Blackhurst, autorka thrillera psychologicznego „Noc, kiedy umarła”. Rozmawia Przemysław Poznański.

Przemysław Poznański: W pani oficjalnej notce znalazłem informację, że zaczęła pani pisać, bo dużo czytała. Ale to nie wyda się takie proste – jak to się stało, że napisała pani pierwszą książkę, „Tak cię straciłam”?

Jenny Blackhurst: To bardzo długa historia, ale w skróconej wersji brzmi ona tak: wkrótce po tym jak zostałam matka, straciłam prace. To było dla mnie wielkim ciosem. Wraz z utratą pracy straciłam też coś ze swojej tożsamości. Pisanie stało się dla mnie sposobem na odzyskanie tej części siebie.

Jenny Blackhurst, fot. Przemysław Poznański/zupelnieinnaopowiesc.com

Bohaterka pani debiutu opuszcza szpital psychiatryczny, a ludzie zwracają się do niej innym imieniem. Skąd miała pani pomysł na tak mroczna fabułę?

– Pomysł na „Tak cię straciłam” był pochodną bardzo wielu różnych pomysłów. Jedną z takich sytuacji, która mnie zainspirowała, był moment, gdy zostawiłam mojego syna na stopniach przed domem. Cały czas byłam w stanie go obserwować, nic mu nie groziło, ale zadałam sobie wówczas pytanie, jak to jest być tak wystawionym na widoku, kiedy inni nas obserwują i oceniają. I co by się mogło stać. Dla innych prawdopodobnie byłam wyrodną matką, ponieważ zostawiłam syna samego, ale ja cały czas miałam go na oku. Jednak dla świata zewnętrznego wrażenie zapewne byłoby bardzo negatywne.

A gotowa powieść sprzedała się niemal w 300 tys. egzemplarzy. Jak to się robi?

– To była odrobina szczęścia, właściwy czas, oraz wspaniały agent i wydawca i pasja.

I pomysł?

– Ok, może też trochę pomysł.

– Talent?

– No dobrze, może troszeczkę również talent (śmiech).

Pani najnowsza powieść, wydana po polsku – czyli „Noc, kiedy umarła” –  rozpoczyna się od sceny, w której świeżo poślubiona kobieta, podczas swojego wesela, rzuca się z klifu do morza. To dość ekstremalny punkt wyjścia.

– Wydaje mi się, że we wszystkich moich książkach pojawia się tego typu motyw – przeciwstawienie sobie tego, co widać na zewnątrz, z tym, co naprawdę się dzieje. Tego, co widzą ludzie z tym, co dzieje się w głowie obserwowanej osoby. Możemy być zazdrośni o czyjeś życie, a ono wcale nie musi być tak perfekcyjne, jak sądzimy

Możemy być zazdrośni o czyjeś życie, a ono wcale nie musi być tak perfekcyjne, jak sądzimy.

Nie wiemy przecież, jakie ten ktoś nosi w sobie tajemnice. Niekoniecznie to, co my widzimy, musi pokrywać się z tym, czego doświadcza bohater.

Bohaterkami pani powieści są z zasady kobiety. Z czego to wynika – z faktu, że sami pani jest kobieta, a może z tego, że w literaturze gatunkowej, kryminalnej czy sensacyjnej, wciąż głównych postaci kobiecych jest mało?

– W brytyjskiej literaturze jest dziś wiele postaci kobiecych. Ale rzeczywiście w momencie, kiedy zaczynałam pisać, tak nie było. Więc jest to jeden z powodów. Poza tym rozumiem kobiety lepiej niż mężczyzn. I jeszcze jedno: to kobiety są najczęściej czytelniczkami, a każdy lubi czytać o kimś takim jak on sam.

Pani psychologiczne portrety kobiet są mocno skomplikowane. Ale co przy pisaniu kolejnej powieści jest najpierw – właśnie złożona postać czy raczej intryga?

– Sprawa wygląda różnie, bo to zależy od książki. Czasami na początku jest intryga, która dominuje proces tworzenia, i dopiero później zastanawiam się, komu mogłoby się przydarzyć to, co wymyśliłam. Czasami jednak najpierw pojawia się w mojej głowie konkretna postać, o której muszę napisać i wymyślić, co mogłoby się jej przydarzyć.

Pani niewydana jeszcze w Polsce powieść „Someone is Lying” opowiada o wspólnocie mieszkaniowej. Przyznam, że mnie takie zamknięte społeczności przerażają. A co panią przeraża i jednocześnie inspiruje do pisania?

– Od momentu, kiedy zostałam mamą, moje obawy koncentrują się głównie na tym, co mogłoby się stać moim dzieciom, albo co mogłoby się stać mnie takiego, że uniemożliwiłoby to dzieciom normalny rozwój, bo zabrakłby mnie, żeby je wychować. Generalnie w momencie gdy ludzie stają się rodzicami, ich świat zaczyna się koncentrować na rodzinie, na domu. Gdy dorastamy, nasze lęki rosną z nami.

W momencie gdy ludzie stają się rodzicami, ich świat zaczyna się koncentrować na rodzinie, na domu. Gdy dorastamy, nasze lęki rosną z nami.

To dlatego thrillery psychologiczne tak poruszają ludzi, ponieważ mówią o tym jak  lęki wkraczaniu do ich domów, naruszają ich poczucie bezpieczeństwa. Gdy dorastamy, nasze lęki rosną z nami.

Jak pani pisze? Czy konstruuje pani drabinkę, plan powieści, czy raczej całość powstaje w głowie?

– Kiedy się pojawia ta pierwsza iskra pomysłu, pozwalam jej przez jakiś czas dojrzewać w mojej głowie. Potem zbieram te pomysły i spisuję wszystko, co już wiem o tej historii. W oparciu o to zaczynam wyciągać pojedyncze wątki, detale, aż wiem, o czym jest ta opowieść.

Rozmawiał Przemysław Poznański

Za pomoc tłumaczeniu dziękujemy Waldemarowi Łysiowi

Jenny Blackhurst – brytyjska pisarka, młoda gwiazda brytyjskiego thrillera. Dorastała w Shropshire, gdzie do dziś mieszka z mężem i dziećmi. Jej pierwsza powieść, „Tak cię straciłam”, sprzedała się w nakładzie przeszło 270 tysięcy egzemplarzy, natomiast jej druga książka, „Zanim pozwolę ci wejść”, w nakładzie ponad 127 tysięcy. Jest dyplomowanym psychologiem. W czasie wolnym od pisania wspiera prace oddziału służb przeciwpożarowych w hrabstwie Shropshire.

%d bloggers like this: