recenzja

Scena zbrodni | Alek Rogoziński, Raz, dwa, trzy… giniesz ty!

Pod sporą dawką humoru Alek Rogoziński skrywa w „Raz, dwa, trzy… giniesz ty!” opowieść o nienawiści, która prowadzi do zbrodni. A bardziej może nawet o zawiści i chęci zemsty, które tę nienawiść podsycają najbardziej. 

Rogoziński ma swój charakterystyczny styl – jest autorem powieści, które plasują się w szeroko pojętym nurcie komedii kryminalnych. Czerpie przy tym całymi garściami z tradycji prozy Joanny Chmielewskiej, co oznacza, że dostajemy tu zarówno sytuacyjny i słowny humor, jak i zbrodnię, potraktowaną całkiem na serio. Bo śmierć nie ma w sobie nic umownego, jest tragedią i niesie ze sobą całkiem realne konsekwencje – mówi autor i trzeba przyznać, że – wbrew pozorom – takie połączenie tragedii i farsy, choć formalnie nieproste, wychodzi mu znakomicie. Rogoziński potrafi całymi akapitami wkręcać nas w niezbyt istotne, za to zawsze zabawne dygresje, odwracając w ten sposób naszą uwagę, by za chwilę zderzyć nas – ale i swoich bohaterów – z obrazem zwłok leżących w plamie krwi płynącej z rozbitej czaszki. I – co istotne – nie czujemy dysonansu, dajemy się prowadzić takiej narracji, co jest zapewne zasługą interesującej i logicznie prowadzonej intrygi.  

A ta rozpoczyna się od zadania jakie, by dostać pracę w poczytnym magazynie, ma wykonać Agnieszka, dziennikarka lifestyle’owa. Zlecono jej zdobycie informacji o gwiazdorze najnowszej odsłony filmowej serii „Jak Cię zabić, kochanie?”, czyli romantyczno-kryminalnej komedii bezwstydnie odcinającej kupony od poprzednich części. I pewnie wywiązałaby się zadania, gdyby nie fakt, że na planie filmowym zamiast na kopalnię plotkarskich tematów trafia – wraz z przyjaciółką – na… nieboszczyka. Plan filmowy staje się sceną zbrodni. Już to samo w sobie jest dla obu bohaterek mało komfortowe, ale sprawę jeszcze bardziej komplikuje fakt, że w tym samym miejscu kilkanaście lat wcześniej też doszło do śmierci – tyle że w wyniku wypadku. Sprawy co prawda nie wydają się powiązane, ale – co oczywiste – to tylko pozory, bo mówiąc o logicznej intrydze stworzonej przez Rogozińskiego mam na myśli właśnie tę umiejętność splatania wątku współczesnego i retrospekcji, która sprawia, że utkana w ten sposób materia nie pęka w szwach, lecz daje spójny obraz, z którego wyłania się przede wszystkim dość smutne oblicze ludzkiej przyziemności i emocji opartych przede wszystkim na nienawiści wynikającej z dość niskich pobudek – zazdrości lub chęci zemsty.

Rogoziński pokazuje zresztą nie tylko tę zawiść i nienawiść, która doprowadza do zbrodni, a więc przejawiającą się w najbardziej skrajnej postaci, lecz i tę małą, codzienną, karmiącą się zwykłą niechęcią do innych ludzi. A jest to tu tym bardziej znaczące, że obracamy się przecież w świecie celebrytów, aktorów, artystów i dziennikarzy, a więc zawodów skazanych na konkurencję i stałą walkę o to, by utrzymać się na pierwszych stronach gazet. I trzeba przyznać, że choć „Raz, dwa, trzy…” nie jest kryminałem, w którym szukalibyśmy głębi tła społecznego, to widać, że środowisko lifestyle’u autor zna i hojnie umie dzielić się z nami tą wiedzą, ale i swoim dystansem do świata, w który nas wprowadza. I jest to dystans z jednej strony pełen gorzkiej ironii, ale z drugiej niepozbawiony pewnej dozy życzliwej sympatii. Przy okazji Rogoziński puszcza oko do swoich stałych czytelników, zapraszając na karty powieści postaci znane z innych książek, w tym bohaterkę cyklu „Róża Krull na tropie”.  

Dostajemy zatem powieść formalnie lekką, popadającą raz po raz, w styl zbliżony w formie do plotkarskich portali i czasopism, jak wtedy gdy „spotykamy” w roli swoistych cameo głośną ostatnio parę pisarzy kryminalnych, a jednocześnie mamy do czynienia z powieścią zanurzoną w konsekwentnie zbudowanym świecie, którego realia i reguły same w sobie mogą być dla nas odkryciem. A co być może najważniejsze, Rogoziński – tak po prostu – daje nam kryminał z krwi i kości. Bez taryfy ulgowej.

Alek Rogoziński, Raz, dwa, trzy… giniesz ty!

Skarpa Warszawska 2019

%d bloggers like this: