O silnych kobietach najciekawiej jest pisać, bo silne kobiety rządzą światem. Moje bohaterki nie są jednak silne od początku. „Gra na cztery” to powieść o kompleksach, które trzeba w sobie przezwyciężyć, z którymi trzeba się zmierzyć. To powieść o braku akceptacji siebie lub braku akceptacji ze strony otoczenia. Fascynuje mnie opisywanie tego procesu, w wyniku którego bohaterki rzeczywiście stają się silnymi, niezależnymi kobietami – mówi pisarka Hanna Cygler*.
Przemysław Poznański: W „Grze na cztery” piszesz o ambicjach, a bohaterkami czynisz dziennikarkę i trzy skrzypaczki. Domyślam się, że jednym z najtrudniejszych wyzwań przy pisaniu tej książki było poznanie środowiska filharmonii, w którym przecież nie obracasz się na co dzień.
Hanna Cygler: Dotarłam do osób z tego środowiska… jakieś dwadzieścia pięć lat temu, kiedy pracowałam jako tłumaczka m.in. dla Capelli Gedanensis i dla ich gości ze Szwecji. Weszłam wtedy w świat muzyków i już wtedy pomyślałam, że gdybym kiedykolwiek pisała książki, to bardzo chciałabym napisać właśnie o tym środowisku. Jest szalenie ciekawe: to ludzie, którzy każdego dnia muszą dawać z siebie wszystko, żeby zagrać jak najlepiej. A przecież życie każdemu z nas, także im, układa się różnie, nie każdego dnia dzieje się wszystko po naszej myśli. A mimo to wychodzą na scenę i grają. Ale muszę przyznać, że przez wszystkie te lata nie wiedziałam, jak się do tego tematu zabrać – myślałam o osobnej książce, spoza któregokolwiek cyklu.
Aż nagle wpadłaś na pomysł, żeby połączy to z ciągiem dalszym przygód Miśki, dziennikarki z „Bratnich dusz”?
– Sama decyzja o powrocie do bohaterki „Bratnich dusz” nie była moja. Zamierzałam kiedyś napisać dalszy ciąg losów Miśki i jej znajomych, ale ciągle uważałam, że to jeszcze nie jest właściwy moment. Jest jedna osoba, która uważała, że ten powrót jest konieczny – to Ewa
Palińska, trójmiejska dziennikarka, muzykolog, która za każdym razem gdy mnie spotykała, zadawała mi pytanie: a kiedy dalszy ciąg losów Miśki? W końcu marzenie sprzed lat o książce rozgrywającej się w świecie muzyków oraz nalegania pani redaktor, żeby wrócić do „Bratnich dusz”, zaowocowały „Grą na cztery” (śmiech).

Domyślam się jednak, że spotkania sprzed lat nie wystarczyły, by napisać powieść rozgrywająca się w środowisku filharmonicznym.
– Oczywiście musiałam dokładnie posprawdzać wszystkie fakty, choć od razu zaznaczam, że filharmonia z „Gry na cztery” to nie Polska Filharmonia Bałtycka, choć korzystam z jej budynku, malowniczo położonego na Ołowiance. To fikcja i doskonale rozumiała to wspomniana redaktor Ewa Palińska, która doskonale się wczuła w formułę powieści, rozumiejąc, że nie chcę pisać reportażu, ani powieści opartej na faktach, lecz powieść obyczajową. Dlatego potrzebne są w niej nie tyle opisy żmudnych przygotowań do koncertów, co rozwiązania fabularne, które sprawią, że książka będzie interesująca. Ewa Palińska podpowiedziała mi nawet pewne rozwiązania fabularne. Bardzo pomogła mi też koncertmistrzyni orkiestry Filharmonii Bałtyckiej, Natalia Walewska, która oprowadziła mnie od kulis po filharmonii, zdradziła parę pikantnych szczegółów i pokazała… muskuły skrzypaczki! Dziękuję im za pomoc i mogę mieć tylko nadzieję, że uniknęłam merytorycznych pomyłek.
Jednym z elementów pracy artysty, ale i dziennikarki, jest stała walka o to, by być na topie. Doskonale to opisujesz – Miśka zmaga się z kryzysem w mediach i musi robić wszystko, by utrzymać etat w redakcji, także artystki chcą utrzymać lub zdobyć dobrą pozycję zawodową. Przestrzegasz przed robieniem kariery za wszelka cenę, ale i przed rezygnacją z ambicji po to, by zadowolić innych, którzy chcą kształtować nasze życie na swoja modłę.
– Karierę powinno się robić, jeśli tylko ma się na to ochotę i predyspozycje, talent. Ale to prawda, że trzeba się zastanowić, czy jest sens poświęcania kariery dla kogoś, kto być może na to nie zasługuje. Pokazuję w powieści sytuacje, gdy jedna osoba w związku bagatelizuje ambicje drugiej i nalega na rezygnację z marzeń. Pokazuję też robienie kariery „po trupach”, a przecież sukces odniesiony w sytuacji, gdy rani się przy okazji drugą osobę, nigdy nie będzie prawdziwym sukcesem, lecz tak naprawdę porażką.

Spośród bohaterek „Gry na cztery” Miśkę już znamy, lecz pozostałe pojawiają się po raz pierwszy. I są to doskonale skonstruowane postaci – targane skrajnymi emocjami, bogate w życiowe doświadczenie, kryjące niejedną tajemnicę. Jak konstruowałaś Biankę, Lusię i Doris?
– One same jakoś wyskoczyły (śmiech). Na ogół najpierw wymyślam akcję, dopiero potem dopisuję bohaterów, choć nie jest to żelazna zasada. Tutaj bohaterki momentalnie rozpisały mi się na role w castingu, który urządziłam, wiedząc już, o czym chcę pisać. Są to postaci fikcyjne, ale nie ukrywam, że często łączyłam w konkretnej bohaterce cechy różnych znanych mi osób. Nie będę jednak wymieniała nazwisk, niech to pozostanie moją tajemnicą (śmiech). W przypadku dwóch postaci ważne było, żeby w jakiś sposób były do siebie podobne, także emocjonalnie. Nie chcę zdradzać fabuły, ale pewne podobieństwa wynikają z faktu, że wykonują ten sam artystyczny zawód, co oznacza podobne emocje, często intensywne i wiodące bohaterki na manowce.
Wszystkie bohaterki łączy jeszcze jedno – to silne kobiety.
– O silnych kobietach najciekawiej jest pisać, bo silne kobiety rządzą światem. Moje bohaterki nie są jednak silne od początku. „Gra na cztery” to powieść o kompleksach, które trzeba w sobie przezwyciężyć, z którymi trzeba się zmierzyć. To powieść o braku akceptacji siebie lub braku akceptacji ze strony otoczenia. Fascynuje mnie opisywanie tego procesu, w wyniku którego bohaterki rzeczywiście stają się silnymi, niezależnymi kobietami.

Charakterystyczne dla twoich książek, w tym dla „Gry na cztery”, jest też mieszanie stylów i wplatanie wątków sensacyjnych czy kryminalnych. Najnowszą powieść rozpoczynasz wręcz sceną krwawego zabójstwa, a potem jednej z bohaterek każesz zmagać się ze stalkingiem.
– Nie czuję się dobrze w czystej „obyczajówce”. Jestem niespokojnym duchem i czysta forma byłaby dla mnie zbyt nudna. W mojej poprzedniej książce, „Nowym niebie” istotne są wątki historyczne i tło, którym jest Ameryka pod koniec XIX wieku. Dokładanie wątku kryminalnego czy sensacyjnego odpowiada mojej naturze.
We wspomnianym „Nowym niebie” uciekłaś za ocean. Tym razem znowu wracasz do Gdańska, który staje się jednym z głównych bohaterów książki.
– To prawda, Gdańsk wystąpił w „Nowym niebie” epizodycznie, ale zawsze staram się to miasto wpleść w fabułę. Od początku twórczości związałam się z Gdańskiem, to moje niezwykłe miejsce, w którym i o którym mogę i chcę pisać. To źródło moich inspiracji. Lubię podróżować i szukać inspiracji także w innych miejscach, ale wcześniej czy później i tak ląduję w Gdańsku. Lubię też opisywać te dzielnice mojego miasta, które nie są może zbyt reprezentacyjne, często opuszczone, zaniedbane – taka była moja dzielnica Brzeźno opisana w „Trybie warunkowym” czy Dolne Miasto opisywane w „Bratnich duszach”. Szukam ciekawych aspektów tych miejsc, by zwrócić uwagę, że mają w sobie potencjał i warto w nie zainwestować. Ostatnio coś drgnęło w Oruni, która też była zapomniana i mam nadzieję, że podobnie będzie z Nowym Portem, opisanym w „Grze na cztery”.
Planujesz kolejną książkę?
– Pracuję już nad kontynuacją cyklu w „W cudzym domu” i „Cudze grzechy”. Będzie to powieść „Za cudze pieniądze” zamykająca cykl. Czytelnicy domagają się tej książki na spotkaniach, wiec gdy tylko skończy się czas promocji „Gry na cztery”, rzucam się w wir pracy, żeby jak najszybciej skończyć tę powieść. Mogę tylko zdradzić, że dużo się w niej będzie działo. I na pewno wydarzy się wielka miłość.
Rozmawiał Przemysław Poznański
*Hanna Cygler – autorka dwudziestu powieści, m.in. „Tryb warunkowy”, „Czas zamknięty”, „Pokonani”, „Grecka mozaika”, „Złodziejki czasu”, „W cudzym domu” i „Za cudze grzechy”, „Tylko kochanka” oraz najnowszej „Nowe niebo”. Absolwentka wydziału skandynawistyki Uniwersytetu Gdańskiego, pracowała w gdańskim oddziale Polskiej Agencji Informacyjnej i na Uniwersytecie Gdańskim. Od 1993 zajmuje się zawodowo tłumaczeniami z języka szwedzkiego i angielskiego. Prowadzi własne biuro tłumaczeń.
