Nie napisałam książki o zielarstwie, ale o ciężko chorych ludziach, którzy muszą żyć ze świadomością, że istnieje coś, co mogłoby im pomóc, ale jest to u nas nielegalne – mówiła podczas promocyjnego spotkania Aleksandra Pezda, autorka książki reportażowej „Zdrowaś mario. Reportaże o medycznej marihuanie”.

Pezda jest dziennikarką, ale także współzałożycielką Koalicji Medycznej Marihuany. A jednak jej książka nie ma charakteru propagandowego.
- Marzyłam sobie, że napiszę książkę, w której znajdą się przykłady konkretnych wyleczonych osób wraz z ich dokumentacją medyczną, by móc pokazać to lekarzom nieprzekonanym do leczenia konopiami. Ale szybko porzuciłam ten pomysł. On jest niewykonalny w kraju, w którym marihuana zasadniczo wciąż nie jest legalna, więc wszyscy chorzy, z którymi rozmawiałam używali jej nielegalnie. Najczęściej w ukryciu przed lekarzami, więc nie ma mowy o żadnej dokumentacji – tłumaczyła reportażystka.
Zdecydowała się więc pokazać jak do leczniczych właściwości konopi podchodzą chorzy, lekarze i naukowcy.
– Poznałam lekarkę, która od pacjentów dowiedziała się, że marihuana może pomóc w leczeniu padaczki lekoopornej. Ona nic o tym nie wiedziała, traktowała marihuanę jako narkotyk. Ale usiadła wieczorem przed komputerem, znalazła wyniki badań i zdziwiona krzyknęła do siebie w środku nocy: „Jezus, Maria, ukrywają przed nami lek na wszystko!”. Wtedy pomyślałam, że trzeba sprawdzić, ile jest w tym prawdy, a ile mitu – tłumaczyła autorka.

Dlatego w książce znajdziemy pytania, na które – jej zdaniem – wciąż nie ma odpowiedzi.
– Najważniejszym z nich jest to czy marihuana rzeczywiście pozwala niszczyć nowotwory. Odpowiedź na to pytanie jeszcze nie istnieje – wyjaśniała Aleksandra Pezda.
Ale odwiedza Markusa z Jaśkowic, chłopca z nowotworem, którego z oddziału onkologicznego wypisano do domowego hospicjum. Żeby umarł. Rodzina zdecydowała się na leczenie chłopca CBD (kannabidiol) czyli zawartym w marihuanie związkiem niepsychoaktywnym.
– Markus wstał z mar. Lekarze dawali mu dwa tygodnie, żyje już po chorobie dwa lata – opowiadała autorka. Ale przyznawała, że ta historia wcale jest jednoznacznie pozytywna. – Ostatnie wyniki znowu są niepokojące. Problem w tym, że Markus wymknął się systemowi, przeszedł już radioterapię i chemioterapię, uznano, że umrze. Potem wygrał los na loterii, a dla kogoś takiego nie ma miejsca w systemie. Teraz nikt go nie chce się nim zająć, bo już w zasadzie wyczerpał drogę konwencjonalnego leczenia. Moim marzeniem jest, żeby ktoś wreszcie to zauważył i pomógł Markusowi – apelowała Pezda.

Takich przykładów jest w książce znacznie więcej.
– Nie chciałam napisać książki o zielarstwie, ale pokazać ludzi, którzy się z niemocą. Chorują na bardzo poważne choroby i wiedzą, że istnieje coś, co mogłoby im pomóc, ale jest nielegalne – tłumaczyła autorka. Jej bohaterowie decydują się jednak na łamanie prawa. Jak L., który choruje na reumatoidalne zapalenie stawów i sam przygotowuje sobie ekstrakt.
– Robi to w ryżowarze, bo jest tam termostat, a ścianki dobrze trzymają temperaturę. I za każdym razem ryzykuje, bo w świetle prawa przetwarza dużą ilość narkotyków – mówiła autorka. Ryzykuje też urzędniczka samorządowa, która dla chorego dziecka przemyca THC (substancja psychoaktywna zawarta w konopiach) przez granicę. – To spokojni, przeciętni obywatele, którzy sami chcą żyć lub przedłużyć życie innym – tłumaczyła autorka. Należą do nich także Ewa i Dariusz Dołeccy, którzy leczniczą marihuanę przemycali z Holandii dla chorej matki mężczyzny. Zostali złapani i postawieni przed sądem.

– Ja zostałam uniewinniona, mąż ma wyrok roku więzienia w zawieszeniu na dwa lata. Będziemy w jego sprawie składać apelację, ale prokurator pewnie złoży swoją w mojej sprawie – tłumaczyła obecna na spotkaniu Ewa Dołecka. Pan Dariusz z matką nie zdążył się pożegnać, kobieta zmarła w ostatnim dniu jego przebywania w areszcie.
Ale są i przykłady pozytywnego podejścia do leczniczych właściwości konopi – jak choćby władz Konina, które dały pieniądze na punt konsultacyjny leczenia medyczną marihuaną, gdzie porozmawiać można z lekarzem. Zmienia się też prawo: susz medyczny będzie można już w tym miesiącu kupić w aptece, na receptę. Trzeba jednak pamiętać, że zanim lekarz taką receptę wypisze, musi wyczerpać wszystkie dostępne metody farmaceutyczne w leczeniu choroby.
To różni nas od takich krajów jak Kanada czy choćby Izrael. W tym ostatnim użycie bez powodzenia dwóch lekarstw decyduje o stwierdzeniu lekooporności i pozwala sięgnąć po konopie. U nas sprawdzić trzeba na pacjencie działanie przynajmniej pięciu medykamentów.
W Izraelu działa dr Michael Dor, szef departamentu medycznej marihuany w ministerstwie zdrowia, który głosi poglądy idące znacznie dalej. Stoi on na stanowisku, że tak naprawdę należałoby najpierw stwierdzić u chorego „marihuanooporność”, a dopiero potem stosować leki. Bo konopie nigdy nie będą tak destrukcyjne dla organizmu jak środki farmakologiczne.
– Jego zdaniem marihuana powinna być lekiem pierwszego wyboru, a nie – jak dziś – ostatniego – mówiła autorka „Zdrowaś mario”.

Spotkanie z Aleksandrą Pezdą, autorką książki „Zrowaś mario. Reportaże o medycznej marihuanie” (Dowody na istnienie)
Prowadzenie Mariusz Szczygieł
Faktyczny Dom Kultury 19 listopada 2018