artykuł

Umberto Eco w świecie szpiegów | Felieton Vincenta V. Severskiego

Opisując tworzenie fałszerstwa jakim są „Protokoły Mędrców Syjonu” Umberto Eco odwołał się do narzędzi, które są crème de la crème istoty szpiegostwa – pisze specjalnie dla zupelnieinnaopowiesc.com Vincent V. Severski w trzecią rocznicę śmierci autora „Cmentarza w Pradze”.

Każda książka Eco jest ponadczasowa i uniwersalna, ale „Cmentarz w Pradze” ma dla mnie znaczenie szczególne, bo emocjonalne. Gdy powieść wyszła po polsku, leżałem akurat w szpitalu, po operacji krtani. Nie mogłem mówić, więc dużo czytałem i tak trafiłem na wywiad z Eco, który z okazji polskiej premiery książki przeprowadziła Miłada Jędrysik. Byłem pod ogromnym wrażeniem tego, co mówi pisarz, więc nic dziwnego, że natychmiast po wyjściu ze szpitala, sięgnąłem po powieść. I od tej pory nie ma dnia, żebym do niej nie zaglądał. Wybitny pisarz, wybitny intelektualista, jakim bez wątpienia był Umberto Eco, napisał bowiem powieść ponadczasową i bezcenną, która dla mnie jest też – poza wszystkim – najlepszą książką szpiegowską wszech czasów. Po lekturze opisałem Miładzie swoje wrażenia, a ona przekazała je autorowi „Cmentarza w Pradze”. Zrodził się też pomysł kolejnego wywiadu, symultanicznego, odpowiadalibyśmy na te same pytania dziennikarki. Niestety zanim doszło do realizacji tego pomysłu, Umberto Eco zmarł.

Inspiracja i dezinformacja

Jeśli ktoś jeszcze „Cmentarza w Pradze” nie czytał, to ostrzegam, że w dalszej części pojawić mogą się spoilery. Są one jednak niezbędne, żeby pokazać jakich narzędzi rodem ze szpiegowskiego arsenału użył w swojej powieści Umberto Eco.    

„Cmentarz…” jest historią mistyfikacji. Oto carska Ochrana zleca napisanie antysemickiego paradokumentu, który przybierze potem kształt „Protokołów Mędrców Syjonu”. Tym samym Eco wybrał crème de la crème istoty szpiegostwa, bo jednym z głównych zadań służb specjalnych, a wywiadów w szczególności, jest inspiracja i dezinformacja. Budowanie mitów, czyli tworzenie równoległej rzeczywistości, fałszywej, ale wykreowanej tak, żeby ludzie w nią uwierzyli. Celem jaki przyświeca służbom, jest zainspirowanie do określonego działania.

Vincent V. Severski, fot. Przemysław Poznański/zupelnieinnaopowiesc.com

W tym przypadku chodziło o wybuch antysemityzmu, a w następstwie o doprowadzenie do pogromów w Rosji. I z tego punktu widzenia Ochrana odniosła sukces większy, niż zamierzała – mit oparty o bzdurną historię, jakoby na cmentarzu w Pradze zbierali się Żydzi i decydowali o losach świata, wyszedł poza Rosję, stając się kłamstwem powielanym globalnie i w niektórych kręgach pokutującym do dziś. Nic dziwnego – antysemityzm jest chorobą powszechną.

Oczywiście nastroje antyżydowskie wykorzystywały też wcześniej służby innych państw, trafiając zresztą na podatny grunt, pełen podań o „robieniu macy z krwi chrześcijańskich dzieci”, ale tamten antysemityzm był ludyczny. Tymczasem „Protokoły Mędrców Syjonu” trafiły na czas przemysłowej rewolucji XIX wieku, na czas tworzenia się wielkich żydowskich fortun i związanej z tym zawiści. Sprawa Dreyfusa odegrała podobną rolę. Ziarno padło na niezwykle podatny grunt, dając początek zupełnie nowemu typowi antysemityzmu, plasującego Żydów w centrum biznesowo-politycznego spisku.

Uniwersalność powieści Eco wynika z faktu, że dotknął esencji działania służb. Opisane przez niego mechanizmy dezinformacji i inspiracji podłożyć dziś możemy pod dowolny mit – korzystają z nich bowiem i antyszczepionkowcy i ludzie twierdzący, że nie zachodzi zjawisko ocieplenia klimatu. Nie wątpię, że podatność ludzi na wiarę w takie mity rozgrywana jest przez służby konkretnych państw, żeby dzielić społeczeństwa, kreować pole konfliktów, w celu osiągnięcia określonych celów strategicznych. Otwieram „Cmentarz w Pradze”. Strona 329:

„Pewien słynny polski archeolog wysłał do kraju artykuł, w którym zapewniał, że dostrzegł na dnie jeziora skrzyżowanie ulic i konny pomnik! Ludzi cechuje przede wszystkim to, że gotowi są we wszystko uwierzyć. No bo czyż Kościół przetrwałby prawie dwa tysiące lat, gdyby nie powszechna łatwowierność?”*.

Ta łatwowierność zyskała zresztą ostatnio nowy wymiar – przecież Donald Trump wygrał wybory nie mówiąc słowa prawdy. Stworzył nową technikę walki politycznej, polegająca na tym, że kłamiesz, ale zanim to zweryfikują, ty już podajesz drugie kłamstwo, które odciąga uwagę od pierwszego, przykrywa je. Tak można przejść całe wybory.

Zlepek wszystkich zagranych ról

Służby specjalne to nerw społeczeństwa. Istnieją wszędzie i istniały zawsze. Pewnie zaraz po tym jak Bóg pomieszał języki budowniczych Wieży Babel i powstały narody, w każdym z nich zrodziły się też służby wywiadu. Nieważne czy je lubimy, czy nie – istnieją, bo muszą, są skutecznym lekarstwem, uodparniającym społeczeństwo na próbę zainfekowania go obcym wirusem. Otwieram ponownie „Cmentarz w Pradze” i znajduję potwierdzenie. Strona 285:

„ – (…) Był pan, zdaje się, człowiekiem cesarskiej policji i powinien był zniknąć razem ze swoim cesarzem. A teraz odnoszę wrażenie, że mówi pan jako wysłannik rządu Thiersa…

– Kapitanie Simonini, ja jestem z tych, którzy pozostają nawet wtedy, gdy odchodzą rządy”.

Każdą służbę tworzą ludzie – mniej lub bardziej doskonali. Jest w „Cmentarzu w Pradze” scena, gdy jeden z bohaterów – wspomniany Simonini – jedzie do Garibaldiego, zbiera informacje, a potem je przerabia tak, aby były bardziej atrakcyjne. To ważny aspekt psychologiczno-operacyjny. Każdy oficer wywiadu spotyka się w swojej pracy z pokusą, by jego źródło informacji okazało się lepsze, niż jest w rzeczywistości. Taka walka wewnętrzna ma rzeczywiście miejsce, choć uczciwy oficer wywiadu zawsze mówi prawdę i gdy nie posiada informacji na jakiś temat, to się przyznaje, że nie wie. Jest bowiem jak dziennikarz agencji prasowej, który cytuje rozmówcę dokładnie, z błędami, źle postawionymi przecinkami i kropkami. Ale wyjątki się zdarzają – szpieg też jest człowiekiem.

I każdy szpieg kogoś udaje. Tym, co w „Cmentarzu w Pradze” zachwyca najbardziej, jest pomysł stworzenia bohatera z podwójną tożsamością. Każdy szpieg ma do zrealizowania tajną misję, na potrzeby której przybrać musi nową osobowość, nową skórę. To czasem staje się kłopotliwe – im dłużej oficer wywiadu żyje w takim świecie, tym coraz większy staje się problem z samoświadomością. Jak jesteś na robocie za granicą i dużo jeździsz, to czasem budzisz się w hotelu i mając wciąż zamknięte oczy zastanawiasz się, gdzie jesteś. Tak bywa. Jest też normalne, że gdy odchodzisz z roboty po trzydziestu latach pracy operacyjnej, to stanowisz w pewnym sensie zlepek tych wszystkich ról, które grałeś. Może to mieć różne skutki – pozytywne, bo takie doświadczenia wzbogaca, ale i negatywne. Bywa też bowiem tak, że oficer, który żył na wysokiej adrenalinie przez całe lata, w momencie, gdy nagle przestaje pracować, wpada w depresję z powodu syndromu odstawienia. Ta depresja może przybrać formę agresji, co – jak to odczytuję – Eco pokazał, każąc jednemu z bohaterów, a raczej jednej z osobowości, zabić drugą. To wynik stresu, tego, że bohater po latach koegzystencji dwóch osobowości, nie może sobie już tym poradzić. To zresztą pokazuje pisarskie mistrzostwo Eco – tę umiejętność opisania rozdwojenia osobowości tak, że nie tylko długo się tego nie domyślamy, ale i przyjmujemy jako prawdopodobne rozwiązanie dramaturgiczne, w którym jeden z bohaterów zabija drugiego, choć przecież są tą samą osobą. Tu wspomnieć muszę jeszcze o tym jak doskonale Umberto Eco dobrał dla osobowości swojego bohatera legendy, czyli fałszywe tożsamości. Dalla Piccola jest księdzem. Żyje w świecie mistycyzmu, ma dostęp do ludzkiej duszy. Simonini to z kolei notariusz, typ na wskroś pragmatyczny, wyzuty z mistycyzmu, skupiony tylko na liczbach i zapisanych słowach.

Kuchnia szpiegowska

Jest też w powieści inny wymiar charakterystyczny dla pracy szpiega. Powiedziałbym: smaczek, bo bardzo dużo pisze Eco o kuchni, o daniach charakterystycznych dla poszczególnych regionów. Tymczasem kuchnia i jedzenie to ważne tło naszego szpiegowskiego życia, bo większość spotkań podczas misji na całym świecie, odbywamy w restauracjach. Nawet jeśli podczas podróży nie konsumujemy architektury czy innych elementów miast, bo trudno się na nich skupić, to kuchnię konsumujemy zawsze. Bałkańską, iberyjską, azjatycką – znamy wszystkie. Problem tylko w tym, że podczas pracy operacyjnej zamawiamy zawsze dania najprostsze, żeby się nie zatruć, nie bierzemy też niczego, co trzeba jeść rękami, żeby się nie pobrudzić.

„Cmentarz w Pradze”, egzemplarz Vincenta V. Severskiego, fot. Przemysław Poznański/zupelnieinnaopowiesc.com

A skoro mowa o kuchni – to pewnie zastanawiacie się, skąd Eco wiedział, jak wygląda od wewnątrz praca wywiadów. Nie ma tu wielkiej tajemnicy. Był erudytą, nie musiał znać naszej profesji, by zrozumieć jej istotę, a prawdziwą sztuką było przedstawić ją tak, jak uczynił to w „Cmentarzu w Pradze”. I dlatego gdy wieczorem otwieram tę książkę, a zawsze leży blisko, pełna wielokolorowych zakładek, to znajduję coś inspirującego, coś niezwykłego. Jak choćby to:

Ludzie pożerają przecież opowiadania o przygodach na lądzie i na morzu po prostu dla rozrywki, a potem z łatwością zapominają ich treść. Kiedy jakiś czas później coś, co przeczytali w powieści, podaje się im jako prawdziwe, wyczuwają tylko niejasno, że już o tym słyszeli, i tym chętniej w to wierzą”. Nic dodać, nic ująć.

W czasach fakenewsów, bzdur i kłamstwa podawanego pod płaszczykiem prawdy, powieść Eco nie tylko nie przestaje być aktualna, ale staje się dziełem nieśmiertelnym.

* Wszystkie cytaty z wydania: Umberto Eco, Cmentarz w Pradze, przełożył Krzysztof Żaboklicki, Noir sur Blanc 2012

%d