recenzja

Czarna baśń | Colson Whitehead, Kolej podziemna

Choć Colson Whitehead wplata w fabułę „Kolei podziemnej” elementy rodem z fantastyki, to jego książka jest na wskroś realistyczna – w opisach ludzkich postaw w nieludzkich czasach. Z jednej strony odrażającego zezwierzęcenia, z drugiej heroicznej odwagi w niesieniu pomocy tym, którzy mają to nieszczęście, że urodzili się inni.

„Gdy Caesar po raz pierwszy zaproponował Corze ucieczkę na północ, odmówiła”. To pierwsze zdanie „Kolei podziemnej” w zasadzie streszczą ją całą – bo książka Colsona Whiteheada jest powieścią drogi o ucieczce właśnie. Ucieczce Cory z plantacji niejakiego Randalla, okrutnika czerpiącego swoistą przyjemność z poniżania i torturowania czarnych niewolników. Ale jest też to książka o podejmowaniu decyzji, które w tamtym czasie i okolicznościach muszą być jednoznaczne, jak jednoznaczna jest śmierć. Niewolnik, który decyduje się uciec, musi liczyć się z tym, że gdy zostanie złapany, będzie torturowany i w końcu stracony. A i ten, kto zdecyduje się niewolnikowi pomóc, także ryzykuje śmiercią – swoją i całej swojej rodziny. Dlaczego zatem Cora ulega ostatecznie namowom Caesara i ucieka? Bo główna bohaterka „Kolei podziemnej” ma coś, czego nie ma nikt inny, można wręcz powiedzieć, że jest wcieleniem archetypu wybrańca – Cora to córka Mabel, a Mabel to jedyna kobieta, której udało się uciec od Randalla i nie zostać nigdy schwytaną. Co prawda dziewczyna nie jest w stanie wybaczyć matce, że ta ją zostawiła, lecz mimo to wyczyn Mabel jest dla Cory jak talizman, jak obietnica, że można znaleźć lepsze życie.

Przemysław Poznański: Inni, więc gorsi | John Howard Griffin, Czarny jak ja

Czy to właśnie ją czeka? Śmiało można powiedzieć, że udziałem Cory staną się przede wszystkim swoiste „podróże do wielu odległych narodów świata”. I ten cytat z tytułu powieści Jonathana Swifta wcale nie jest tu na wyrost. Whitehead również bowiem, jak autor „Guliwera”, odwołuje się do baśniowej groteski, przedstawiając nam nie tyle prawdziwe oblicze konkretnych amerykańskich stanów, które przemierza Cora, co symboliczne krainy, odzwierciedlające mentalność poszczególnych grup społecznych Stanów Zjednoczonych z początku XIX wieku. Jest więc pełna okrucieństwa Georgia, z której wyrywa się bohaterka. Jest miasto, gdzie czarnoskórzy mieszkańcy mogą żyć w ułudzie wolności, pracować i uczyć się, ale za cenę eksperymentów medycznych. Jest muzeum, w którym czarni – w imię nauki – służą za żywe eksponaty. Jest stan, w którym przebywanie osób czarnoskórych jest zakazane i karane śmiercią przez powieszenie podczas ulicznych festynów (co dotyczy też białych udzielających czarnym pomocy). Jest i idylliczne, utopijne wręcz gospodarstwo, swoista komuna czarnych i wreszcie jest wymarzona Północ, gdzie ponoć wszyscy są równi.

Tym, co łączy wszystkie te krainy staje się tytułowa kolej podziemna. W rzeczywistości nazywano tak siatkę osób, które pomagały niewolnikom w ucieczce na Północ, u Whiteheada jest to jednak w pełni zorganizowana sieć wielokilometrowych podziemnych kolejowych połączeń, biegnących pod granicami stanów, z rozkładami jazdy, z maszynistami, zawiadowcami stacji i wreszcie peronami, schowanymi głęboko, ale w dostępnych miejscach, choćby pod klapą w stodole białych. Kolej – choć stanowi od początku do końca kreację Whiteheada – nie jest tu złudzeniem, nie pojawia się w malignie czy snach, lecz jest namacalna, zimna, mroczna, zadymiona. Autor „Kolei podziemnej” snuje opowieść na pograniczu baśni, ale używa do tego zupełnie niebaśniowych środków wyrazu, bo mimo chwytów rodem z fantastyki, „Kolej podziemna” opowiada cały czas prawdę. Przynajmniej na tyle, na ile prawdziwe są klocki, z których Whitehead buduje poszczególne rozdziały wędrówki Cory. Nie potrzebujemy wierzyć w sieć międzystanowego dziewiętnastowiecznego metra, by przerażało nas okrucieństwo niewolnictwa, poniżanie jednych przez drugich, wykorzystywanie silniejszej pozycji do znęcania się nad słabszymi. Wreszcie eksterminacja całych grup tylko dlatego, że ich członkowie różnią się od oprawców kolorem skóry.  Zobaczymy prawdę o plantacjach na Południu Stanów, ujrzymy w akcji bezkompromisowych łowców niewolników, którzy życie ludzkie oceniają dokonując rachunku zysków i strat, ujrzymy też denuncjatorów, którzy w ideologicznym zaślepieniu potrafią donieść nawet na dobrze sobie znane osoby, przyjdzie na spotkać tłum domagający się linczu na uciekinierze. Ale dojrzymy i tych nielicznych białych, którzy z narażeniem życia pomagali czarnym w ucieczce.

Demony nad Sekwaną | Sabri Louatah, Dzikusy. Upiór nawiedził Europę

„Kolej podziemna” zdobyła tegoroczną nagrodę Pulitzera i National Book Award. Chwalili ją Barack Obama i Oprah Winfrey. Dla Amerykanów jest pewnie przede wszystkim próbą zmierzenia się z traumą segregacji rasowej i niewolnictwa, ale jej przesłanie wydaje się znacznie głębsze – to powieść o złu, jakie wywołują wszelkie próby dzielenia ludzi na lepszych i gorszych, opowieść odsyłająca myślami do zła Holocaustu, faszyzmu, a więc i do teorii o rasie panów i rojeniach o białej supremacji. Każe pamiętać do ksenofobii, homofobii i wszelkich objawach mizoginii. To powieść uniwersalna, zasługująca na to, by zostać zauważona i doceniona także poza Ameryką.

 

Colson Whitehead, Kolej podziemna (The Underground Railroad)

Przełożył Rafał Lisowski

Albatros 2017

 

%d bloggers like this: