Robi dobrą minę do złej gry, nigdy do końca się nie poddaje i zawsze liczy tylko na siebie. Lena Walter, bohaterka „Tylko kochanki” Hanny Cygler mogłaby – mimo swoich ułomności – zostać ikoną wszystkich „self-made women”.
„Tylko kochanka” pokazuje, że życie pisze całkiem niezłe scenariusze, ale trzeba umieć się w nie wczytać, a potem jeszcze zamienić w powieść. Hanna Cygler umie. Pokazała to już choćby w „Greckiej mozaice”, także czerpiącej garściami z losów prawdziwych osób. Tym razem spotkała swoją bohaterkę podczas jednego z wyjazdów promujących książki i dała się uwieść jej historii. Nic dziwnego: Lena to postać, którą – gdyby nie istniała w rzeczywistości – Cygler musiałaby wymyślić. To wszak przyrodnia siostra bohaterek „3 razy R”, „Złodziejek czasu” czy Luizy Hallmann z serii rozpoczętej powieścią „W cudzym domu”. Choć każda z nich jest inna, to łączy je wspólna cecha: niezwykła siła charakteru. Nie, nie są to bohaterki, którym, jak za machnięciem magicznej różdżki, udaje się wszystko czego zapragną. Wręcz przeciwnie: często spotykają je porażki, wynikające choćby z tego, że zbyt naiwnie ufają osobom, które nazywają się ich przyjaciółmi. Ale najważniejsze jest to, że zawsze powstają i walczą. Mimo wszystko.
Lenę – kobietę z przeszłością i po przejściach – poznajemy w chwili, gdy fortuna się od niej odwraca. Co prawda prowadzi pensjonat w niewielkim Gniewie, ale przybytek zdaje się mieć najlepsze dni za sobą, a bohaterka może jedynie pomarzyć o czasach, gdy czuła się wybranką losu u boku szwedzkiego milionera. Lena nie poddaje się, ale też nie łudzi. Co istotne, nie zmienia tego nawet niespodziewane przybycie do pensjonatu tajemniczego Jakuba – polskiego prawnika z Londynu, mężczyzny również po przejściach, ale wnoszącego przecież ze sobą powiew optymizmu. Bo Lena nie odbiera tej wizyty jak uśmiechu losu. Życie nauczyło ją bycia ostrożną. Woli zakładać, że za każdym uśmiechem może kryć się złośliwy chichot. Hanna Cygler zdecydowała się na mieszaną narrację: o Jakubie opowiada w trzeciej osobie, ale już Lena przemawia do nas w pierwszej osobie. Może dzięki temu tak mocno wybrzmiewa i radość, i gorycz bohaterki, jej nadzieje i rozczarowania.
Hotelikowi bohaterki autorka nadała nazwę „willa Historia” – znaczącą, bo to wszak w historii szukać trzeba źródeł sukcesów i porażek bohaterki. Nie tylko w historii jej życia, ale przede wszystkim w Historii przez wielkie H. Bo choć główna akcja książki rozgrywa się współcześnie, to wielokrotnie wraz z Leną cofamy się do dwóch najważniejszych okresów polskiej współczesności: lat 80. XX wieku z wielkimi dramatami emigracji i lat 90. z ich obietnicą wielkich i szybkich fortun. Cygler przypomina nam więc o czasach, gdy Polska dopiero aspirowała do bycia w Europie: o paszportach przyznawanych za mniej lub bardziej uwłaczające przysługi, o przymusowych ucieczkach w obawie przed SB, o szoku wywołanym Zachodem, gdy okazuje się, że twoje najlepsze ciuchy przywiezione z Polski nadają się tylko do wyrzucenia, o pierwszych zarobionych na emigracji pieniądzach i o wzruszeniu towarzyszącym pierwszej paczce wysyłanej do kraju. A potem o biznesie zakładanym za pieniądze przywiezione z Zachodu i tej naiwnej nadziei, że teraz już wszystko musi się udać. Na tym tle autorka pokazuje wybory Leny, jej miłość i nienawiść za zadaną przemoc, jej dojrzewanie i wyzbywanie się naiwnych złudzeń.
„Tylko kochanka” to opowieść o stratach i o odrabianiu strat, ale przede wszystkim o sile, która sprawia, że nie poddajemy się wyrokom losu, lecz stawiamy im czoła. I o tym, że od czasu do czasu los potrafi taką postawę docenić.
Przeczytaj: Fragment powieści „Tylko kochanka” Hanny Cygler
Przeczytaj także: Emocje czasów przejściowych | Hanna Cygler, 3 razy R
Hanna Cygler, Tylko kochanka
Dom Wydawniczy REBIS 2017