Pod względem konstrukcji „My, wróbelki” przypomina nieco „Kubusia Puchatka” A. A. Milne’a, choć sam świat stworzony przez Radiczkowa zdecydowanie bardziej ociera się o realne problemy codziennego życia. Podobnie jednak jak w „Puchatku” każdy rozdział to osobne opowiadanie z nienarzucającym się morałem.
Osoba, która poleciła mi tę książkę, stwierdziła, że to świetna odtrutka na smutki codzienności, ale i odskocznia od książek, które omawiałem w ostatnim czasie, pełnych zbrodni czy szpiegowskich intryg. No nie wiem – „My, wróbelki” bułgarskiego pisarza Jordana Radiczkowa to tylko z pozoru wesoła bajeczka o stadzie wróbli znad Dunaju, w istocie jednak to powieść filozoficzna, pełna życiowych mądrości, nie stroniąca od trudnych tematów, takich jak choćby śmierć, zawiść czy zemsta.
Opowieść rozpoczyna się bardzo klasycznie, bo – dosłownie – ab ovo, od jajka, z którego wykluwa się narrator. Ale przede wszystkim od zdania „Każdy z nas pojawia się na tym świecie inaczej” i – w zasadzie – to zdanie jest dla książki kluczowe.
Bo to opowieść o odmienności, ucząca tolerancji. Jest tu więc Tłuścioszek, jest drobniutki Przecineczek, przemądrzały Dobrodzieju, wesoły, choć nieco niezdarny Nogi Sterczące na Przekór czy latający na wstecznym biegu Ćwir. Jest i przybyły z Chin U Fu oraz Mititaki, którego wuj „ma bulwar na riwierze”, a także pośmieciuszka, cała w kokardach, czytająca francuski magazyn z 1903 r. A o wszystkim opowiada nam Dżiff, z podwójnym „f” na końcu, bo z pochodzenia trochę jest arystokratą.
Pierwszy rozdział po bułgarsku
Pod względem konstrukcji „My, wróbelki” przypomina nieco „Kubusia Puchatka” A. A. Milne’a, choć sam świat stworzony przez Radiczkowa zdecydowanie bardziej ociera się o realne problemy codziennego życia. Podobnie jednak jak w „Puchatku” każdy rozdział to osobne opowiadanie z nienarzucającym się morałem. Jest opowieść o kolekcjonowaniu, ku przestrodze, by myśleć, co się zbiera, bo można przywlec do gniazda jajko żmii. Jest opowieść o rywalizacji z rumuńskimi wróblami zza Dunaju, jest – wspomniana już – śmierć w szponach jastrzębia oraz ta, którą przyniosła guma balonowa. Ale jest i śmierć samego jastrzębia, wystawiająca na próbę zdolność wróbla do zapanowania nad chęcią zemsty.
CZYTAJ TEŻ:
Christophe André, Medytacja dzień po dniu (Méditer, jour après jour). ŻYĆ UWAŻNIE
Piotr Paziński, Ptasie ulice. UCHYLONE DRZWI DO NIEISTNIEJĄCEGO ŚWIATA
I wcale nie jest tak, że brakuje tu wątku szpiegowskiego. O nie, bo przecież wróbel to urodzony szpieg: „A my tymczasem śledzimy, aż się kurzy, a im bardziej śledzimy, tym bardziej nie widać, że śledzimy” – chwali się Dżiff. Są nawet dalekie wyprawy, rodem z Bonda, m.in. do Carogrodu czyli Stambułu (to w końcu jedno z ulubionych miast agenta 007) oraz próba wyprawy na Księżyc.
Książka została napisana w 1977 r., w Polsce wydana w 1982. Nie zestarzała się ani na jotę, więc może czas, by któreś wydawnictwo sobie o niej przypomniało?
Jordan Radiczkow
My, wróbelki
Przełożyła Liliana Bardijewska
Nasza Księgarnia 1982