wywiad

OFIARY W MOICH KSIĄŻKACH SĄ ZWYKLE CZYMŚ WTÓRNYM – rozmowa z Piotrem Bojarskim, autorem cyklu „Kryptonim Posen”

Piotr_Bojarski_okladka

ROZMAWIAŁ PRZEMYSŁAW POZNAŃSKI

ZDJĘCIA KAROLINA SIKORSKA

„Pętla” będzie chyba najpoważniejszą z moich dotychczasowych fabuł. Najcięższą, nawiązującą wprost do przedwojennych grzechów Poznania – mówi nam, jako pierwszym, o swojej najnowszej książce (premiera w październiku) Piotr Bojarski, pisarz i dziennikarz, autor cyklu powieściowego „Kryptonim Posen”. I opowiada, dlaczego historia nigdy nie bywa nudna oraz czy nie śpi po nocach, planując zbrodnie.

PRZEMYSŁAW POZNAŃSKI: Kogo ostatnio uśmierciłeś?

Piotr Bojarski, fot. Karolina Sikorska
Piotr Bojarski, fot. Karolina Sikorska

PIOTR BOJARSKI: Chciwego człowieka, który miał na sumieniu podwójne morderstwo.

Tak myślałem! Autorzy kryminałów są trochę podejrzani: planują zbrodnie, nawet się tego nie wstydząc. Pewnie nie śpisz po nocach, obmyślając kolejne morderstwa.

– Kilka razy rzeczywiście nie mogłem długo zasnąć, choć akurat nie z powodu rozmyślań nad technicznymi szczegółami zbrodni. Takie noce są jednak błogosławione – przynoszą natłok pomysłów, z których można wyłowić ten jeden, najlepszy. Najważniejsze, by zdążyć go rano zanotować (śmiech).

Zbrodniarze i ścigająca ich policja to nie jedyni bohaterowie twoich książek. Nie mniej ważna jest historia. Ale sam nie wiem: nudzi cię ona czy fascynuje? Z jednej strony umieszczasz bohaterów w Poznaniu z czasów II wojny światowej, z drugiej zmieniasz tę rzeczywistość, każąc Polsce zawrzeć sojusz z hitlerowskimi Niemcami.

– Historia nigdy nie jest nudna! „Kryptonim Posen” napisałem pod wpływem impulsu. Najpierw po lekturze jednego z numerów „Polityki” uświadomiłem sobie, że historia, której nas uczono w szkole, była zbyt wygładzona. Zresztą, do dziś uczniów nie informuje się, że w latach 1934-1938 Polska uchodziła w Europie za bliskiego partnera Niemiec, a Hitler żywił wobec nas całkiem poważne plany sojusznicze. Potem pomyślałem, że warto by było pokusić się o pokazanie Polski, która poszła razem z III Rzeszą na wschód. Wbrew pozorom, do przełomu 1938/1939 r. było to całkiem realne. A na koniec przyszedł pomysł, by książka miała charakter sensacyjny, a jej akcja rozgrywała się w dość dobrze mi znanym Poznaniu.

Mój bohater miał być do cna poznański, miał nosić niewyróżniające go nazwisko, miał być nawet – mówiąc gwarą – ciut pierdołowaty, choć w dobrotliwym znaczeniu tego słowa

Czyli myśląc o książce, szukasz najpierw ciekawego historycznego tła, mało znanego epizodu? Dopiero potem zastanawiasz się, kogo pozbawić życia?

– Wiem, że to zabrzmi niepoprawnie, ale ofiary w moich książkach są zwykle czymś wtórnym. Sorry, taki już jestem – najpierw natrafiam na jakiś intrygujący fakt, epizod czy historię z przeszłości. To pretekst – szkielet powieści, który potem obudowuję, „doklejam” do niego fikcyjne, indywidualne losy, które pozwolą pokazać w sposób fabularny to, co mnie tak naprawdę zaintrygowało. Chyba nie wyzwolę się szybko z tego mojego zawodowego „skrzywienia”.

W „Meczu”, którego akcja rozgrywa się przed wojną, odchodzisz od alternatywnej wizji historii, skupiając się właśnie na mało znanym epizodzie z historii Polski.

– Chciałem jakiejś odmiany. Zresztą, moja druga książka ma zasygnalizować inną, ciągle mało znaną w Polsce historię: pokazać losy ukraińskich sojuszników Polski z wojny polsko-bolszewickiej. Sojuszników, których Rzeczpospolita – jakby na to nie patrzeć – zdradziła, podpisując z Sowietami traktat pokojowy w Rydze. Piłsudski za to Ukraińców gorąco przepraszał. Czuł się winny, bo nie udało mu się stworzyć w Kijowie przyjaznego nam państwa ukraińskiego z Symonem Petlurą na czele, a – co gorsza – nasi byli ukraińscy sojusznicy trafili do obozów dla internowanych. Na przykład do obozu w Strzałkowie – tego samego, w którym w setkach umierali wcześniej z powodu różnych chorób czerwonoarmiści.

PetlaSiłą całej serii jest drobiazgowo odtworzony Poznań lat 30. i 40. Jak to robisz? Idziesz ulicą Fredry w stronę Okrąglaka, ale oczami wyobraźni widzisz stojące tam niegdyś kamienice? Przenosisz się w czasie? A może ślęczysz godzinami w internecie i bibliotekach, skrupulatnie spisując do notesu co ważniejsze dane o mieście i jego mieszkańcach?

– Dane o dawnym Poznaniu zbieram na bieżąco. Sprzyja temu moja praca dziennikarska, tematy, które podejmuję. Poznań dysponuje dużą bazą archiwalnych zdjęć, ukazało się wiele fantastycznych albumów. Wiele detali fabularnych do powieści dorzucam z mojego dziennikarskiego notesu – nie wszystko wszak mogę wykorzystać w prasowym reportażu na 15 tysięcy znaków. Czasem wypada coś minimalnie zmienić, czasem coś lekko ubarwić. Poznań potrzebuje miejskiej legendy – może nawet bardziej, niż kolejnej galerii handlowej.

Mam gotową kolejną powieść: rzecz dzieje się współcześnie. Młody i nieopierzony dziennikarz dostaje od szefa zadanie: ma napisać artykuł poświęcony tajemniczej śmierci młodego poznaniaka w dniach stanu wojennego. Nawet nie zdaje sobie jednak sprawy, z jakim tematem igra

Piotr Bojarski, fot. Karolina Sikorska
Piotr Bojarski, fot. Karolina Sikorska

Alternatywna rzeczywistość to często tło współczesnych thrillerów politycznych. Nie kusiło cię, by zamiast historii wybrać czasy nam bliższe i w nich trochę zamieszać z realiami? 

– Powód, dla którego zabrałem się za międzywojnie, wynika z prozaicznej przyczyny: po prostu zawsze interesowałem się tym okresem, pisałem zresztą magisterkę poświęconą bardzo szczególnemu momentowi naszej historii: ultimatum polskiemu do Litwy w 1938 r. Było dla mnie na swój sposób niesamowite, że w marcu 1938 r. nasza Ojczyzna – przyszła ofiara dwóch totalitarnych sąsiadów – też komuś groziła wojną. Ba, nawet koncentrowała armię na granicy sąsiada!

Polska Putinem przedwojennej Europy?

– Jeśli zauważysz, że jesienią 1938 r. wyrwaliśmy Zaolzie upadającej Czechosłowacji, to obraz naszej honorowej Ojczyzny, która „pierwsza powiedziała Hitlerowi stop”, może nieco zachwiać się w posadach. Choć trzeba zaznaczyć, że generalnie rzecz biorąc, były to podłe czasy w Europie, a w porównaniu z naszymi największymi – i agresywnymi – sąsiadami mogliśmy wyglądać na dość łagodnego gracza.

Obawiam się, że kraju o nazwie Polska już by na mapie świata nie było, bo gdyby III Rzesza wygrała wojnę na wschodzie i była hegemonem w Europie, to nawet udany zamach na Führera nie przeszkodziłby jej w budowie swojej świetlanej, „tysiącletniej” przyszłości

A może pokusisz się o wizję Polski XXI wieku, wynikającą z twojej wersji historii – w jakim kraju byśmy żyli, gdyby tak szczegółowo opisany przez ciebie zamach na Hitlera rzeczywiście miał miejsce w Poznaniu, i się udał?

Kryptonim Posen– Obawiam się, że w tamtych realiach w XXI wieku kraju o nazwie Polska już by na mapie świata nie było. Bo gdyby III Rzesza wygrała wojnę na wschodzie i była hegemonem w Europie, to nawet udany zamach na Führera nie przeszkodziłby jej w budowie swojej świetlanej, „tysiącletniej” przyszłości. W Niemczech na pewno znalazłby się kolejny wódz, który przejąłby schedę po Hitlerze. I ostatecznie wyrugował słowiańskich i żydowskich „podludzi” ze wschodniej Europy. Dosłownie wyrugował.

Prawdziwy wybór Anglii i Francji na sojuszników nie sprawdził się, podobnie jak twój fikcyjny wybór Niemiec jako sprzymierzeńca. Nic nas nie mogło uratować w 1939?

– Nic. To była sytuacja jak z greckiej tragedii. Orientacja na Anglię i Francję pozwoliła nam jednak wciągnąć w naszą obronę świat demokratyczny. I dała choć cień nadziei na to, że w końcu wojny znajdziemy się w obozie zwycięzców. 

Twój bohater w pierwszej książce z serii przechodzi na emeryturę, więc jeśli ma prowadzić kolejne śledztwa, to musi to robić w prequelach. Takie było założenie od początku? A może miał powstać tylko jeden tom?

– Zgadłeś. Nie przewidywałem kontynuacji „Kryptonimu”. Pomysł, by dać dłużej pożyć komisarzowi Kaczmarkowi przyszedł pod wpływem oznak sympatii ze strony czytelników. Odniosłem wrażenie, że – przy wszystkich słabościach „Kryptonimu” – Poznaniowi brakuje takiego bohatera. A już na pewno – sensacyjnych książek o przedwojennym Poznaniu.

I bohaterem serii uczyniłeś właśnie komisarza Kaczmarka, któremu zdecydowanie bliżej do Poirota niż Bonda. Jak zrodziła się ta postać?

– Od początku wiedziałem jedno: to nie będzie Superman. W specyficznym mieście, jakim jest Poznań: statecznym i z reguły nie hołubiącym geniuszy wszelkiej maści, byłaby to konstrukcja z góry skazana na niepowodzenie. Mój bohater miał być do cna poznański, miał nosić niewyróżniające go nazwisko, miał być nawet – mówiąc gwarą – ciut pierdołowaty, choć w dobrotliwym znaczeniu tego słowa. Miał być swój, tutejszy, żaden tam orzeł Temidy. Żaden atleta, raczej facet w sile wieku, z brzuszkiem i łysiną na czubku głowy. W dodatku nie do końca spełniony – bo nie mogący doczekać się dziecka.

Piotr Bojarski, fot. Karolina Sikorska
Piotr Bojarski, fot. Karolina Sikorska

Autor często chciałby być swoim bohaterem, bohater rzadko bywa kopią autora. Jak to jest w twoim przypadku?

– Hmmm, z Kaczmarkiem łączy mnie chyba tylko słabość do tortu bezowego (śmiech). Bo już nie do kaszanki i czarnej kawy. No, może jeszcze ten brzuszek i łysinka… Generalnie rzecz biorąc, Kaczmarek ulepiony jest z innej gliny. Tak miało być.

Mimo wszelkich oczywistych różnic nie sposób uniknąć porównania twoich powieści z serią Marka Krajewskiego o Breslau. Tam jednak króluje mrok, alkohol, seks. Twoja opowieść jest zdecydowanie bardziej familijna, co nie znaczy, że pozbawiona okrucieństwa. Czy pisząc, myślałeś o konkretnej grupie odbiorców?

– Wiem, że niektórzy odpowiadają w tym momencie: „Oczywiście. Piszę dla młodych yuppie, spragnionych sławy i pieniędzy”. Albo: „Moje książki adresowane są do tych czy tamtych…” Ale jeśli mam być szczery…

Poproszę!

– …to nigdy nie wyobrażałem sobie szczegółowo, dla kogo piszę. Na pewno robię to dla tych wszystkich, którzy lubią swoisty melanż historii, tajemnicy, kryminału, sensacji w stylu retro. Ja sam po takie właśnie książki sięgam najchętniej. Niedoścignionym wzorem jest dla mnie Arturo Pérez-Reverte, erudyta i niezrównany mistrz intrygi.

Jednak dopytam: czy pisarz cenzuruje siebie? Czy musi to robić (wola wydawcy), lub czy chce (własne przekonanie o grupie docelowej)?

– W niczym dotychczas siebie nie cenzurowałem. I obym nigdy nie dożył tej chwili!

Żadnych uwag wydawcy: panie Piotrze, pan wyrzuci tę scenę z trzeciego rozdziału, bo się nam to nie sprzeda?

– Nie piszę aż tak bulwersujących rzeczy! (śmiech). Ale do tej pory miałem szczęście: propozycje zmian dotyczyły objętości scen, a nie ich „być albo nie być” w książce. Wiele takich sugestii zrobiło zresztą książkom dobrze – autor w swoim narcyzmie nie wszystko zauważy.

„Kryptonim Posen” to kryminał, podobnie jak „Mecz”. Jednak „Rache znaczy zemsta” to zdecydowanie thriller polityczny. Czy to wybór gatunku decyduje o fabule, czy raczej fabuła narzuca gatunek?

Rach_znaczy– To trudno tak jednoznacznie ocenić. W przypadku „Kryptonimu” najpierw był pomysł na alternatywną rzeczywistość, a sensacyjna fabuła była świadomie wybranym narzędziem. „Mecz” z kolei od początku kusił mnie możliwością napisania fajnej fabuły – i to ona narzuciła konwencję kryminalną.

A jakiemu gatunkowi bliższa będzie „Pętla” twoja najnowsza powieść, która w październiku ukaże się nakładem wydawnictwa Posnania?

– Podobnie jak „Mecz”, będzie to kryminał, zaplątany mocno w historię. Akcja książki toczy się jesienią 1938 roku w dusznej atmosferze endeckiego miasta. To będzie chyba najpoważniejsza z moich dotychczasowych fabuł. To znaczy najcięższa, nawiązująca wprost do przedwojennych grzechów Poznania.

Grzechów?

– To, co można było wtedy wyczytać w endeckich gazetach, robi dziś piorunujące wrażenie. Wierne cytaty z ówczesnej prasy, które przytaczam w „Pętli”, mogą zawstydzić wielu bezkrytycznych obrońców II Rzeczpospolitej. A już na pewno zmienić ich punkt widzenia…

Zacytujesz?

– „Teraz narzuca się nam nową falę żydostwa, które z Polską łączą już tylko paszporty polskie (…). I robactwo to żydowskie wsadza się państwu polskiemu hurtem za kołnierz tak sobie z dnia na dzień…” Tak pisała poznańska gazeta w 1938 roku, a więc rok przed wybuchem wojny.  

Rzeczywiście… A sama intryga?

– Komisarz Kaczmarek będzie musiał wyjaśnić, kim jest denat, wyrzucony na brzeg Warty w Łazienkach Miejskich. A przy okazji zorientuje się, że miastu, w którym mieszka i pracuje, daleko jest do ideału.

Jo Nesbø powiedział ostatnio, że zamierza prędzej czy później uśmiercić swojego bohatera Harry’ego Hole’a. Jak długo żyć będzie komisarz Kaczmarek? Innymi słowy: kiedy autor może znienawidzić swojego bohatera?

– Nie mam morderczych planów wobec Kaczmarka. Przecież bardzo go lubię! Mam kilka pomysłów na kolejne rozdziały jego życia, ale przyznaję, że coraz częściej rozmyślam o „płodozmianie”.

A zatem, gdyby seria „Kryptonim Posen” się skończyła, lub została na chwilę zawieszona, to o czym pisałby Piotr Bojarski?

bojarski_mecz– Na pewno o historii, w sensacyjnej formule. W szufladzie trzymam gotową powieść. Rzecz dzieje się współcześnie. Młody i nieopierzony dziennikarz dostaje od szefa zadanie: ma napisać artykuł poświęcony tajemniczej śmierci młodego poznaniaka w dniach stanu wojennego. Nawet nie zdaje sobie jednak sprawy, z jakim tematem igra. I do czego dojdzie podczas dziennikarskiego śledztwa. Mam nadzieję, że znajdę wydawcę.

Piotr Bojarski – 43 lata, dziennikarz „Gazety Wyborczej”, w wolnych chwilach pisarz. Autor serii książek sensacyjnych osadzonych w  międzywojennym Poznaniu: „Kryptonim Posen”, „Mecz” i „Rache znaczy zemsta”. Czwarty tom zatytułowany „Pętla” ukaże się jesienią tego roku. Wydał też zbiór reportaży „Cztery twarze Prusaka” (nagroda Biblioteki Raczyńskich w 2011 r.)

Rozmowa została przedrukowana w „Gazecie Wyborczej

10633119_552515418228677_8849936636585496376_o

%d