Gdy tłumaczę, identyfikuję się jako współautorka książki. Chcę również, aby tłumacze mojej prozy wzięli taką samą odpowiedzialność za wybrane przez siebie słowa – mówi Jennifer Croft*, pisarka, tłumaczka prozy Olgi Tokarczuk, nagrodzona The Man Booker International Prize za przekład „Biegunów”. Rozmawia Małgorzata Żebrowska.

Małgorzata Żebrowska: Jesteś nagradzaną tłumaczką, ale także pisarką. Czy ta podwójna rola ułatwia czy utrudnia pracę nad tłumaczeniem? Czy zdarza ci się przezwyciężać pokusę zmiany tłumaczonego tekstu?
Jennifer Croft: Przetłumaczyć to zmienić, napisać nowe dzieło, zachowujące jak najgłębszy związek z innym dziełem, które nazywamy oryginałem. Nie sądzę, że bycie pisarzem utrudnia tłumaczenie, ale uważam też, że wszyscy tłumacze są pisarzami.
Odnosisz sukcesy tłumacząc z wielu języków, tłumaczyłaś wiele różnych tekstów. Czy kiedykolwiek musiałaś przetłumaczyć tekst, który nie podobał ci się jako czytelniczce?
– Nie przychodzi mi do głowy żaden przetłumaczony przeze mnie przykład książki, która mi się nie podobała, choć gdyby tak było, pewnie bym się do tego nie przyznała. Ale naprawdę tłumaczyłam tylko te książki, w których się zakochałam, z przeróżnych powodów.
Wiele tłumaczeń pochodzi z tłumaczeń na język angielski. Na przykład arabskie i chińskie przekłady „Biegunów” Olgi Tokarczuk pochodziły z mojego tłumaczenia Flights. Myślę też o książkach Witolda Gombrowicza, które najpierw zostały przetłumaczone na angielski z francuskiego, jak „Pornografia”, którą z francuskiego przełożył Alastair Hamilton. W niektórych przypadkach te „przekładowe tłumaczenia” są lepsze niż zbyt dosłowne tłumaczenie bezpośrednie.
A co z twoimi własnymi tekstami? Łatwiej czy trudniej je przetłumaczyć?
– Znacznie trudniej było mi napisać dwie wersje mojej pierwszej książki, Homesick oraz Serpientes y escaleras (polski tytuł: „Odeszło, zostało”, Wydawnictwo Literackie 2021, tłum. Robert Sudół), niż tłumaczyć książki innych autorów. Pojawiła się bowiem pokusa, aby całkowicie przerobić pierwotną wersję. Zmieniałam fragmenty, edytowałam, zmieniałem kolejność zarówno w hiszpańskiej, jak i angielskiej wersji, co niemal otarło się o szaleństwo. To nie jest proces, który chciałabym powtórzyć.

Tłumaczysz z języka polskiego, ukraińskiego i hiszpańskiego. Jakie są różnice w tłumaczeniu z różnych języków?
– Ze względu na różnice gramatyczne, polskie teksty w języku angielskim wydłużają się, nad czym czasami ubolewam – choć nie na tyle, żebym chciała cokolwiek wyciąć, aby zachować ten sam rozmiar. W innych przypadkach różnice dotyczą bardziej trendów w literaturze współczesnej w Polsce i Argentynie, jak również moich osobistych relacji z różnymi kulturami.
Co jest ważniejsze dla tłumaczki – precyzyjny umysł czy otwarte serce?
– Powiedziałabym, że są one równie ważne. Staram się uważnie czytać, a potem zagłębić się, odtwarzając dzieło w sposób niemal mistyczny.
Załóżmy, że istnieje powieść przetłumaczona najpierw z angielskiego na polski, a potem z polskiego na hiszpański. Ile jest zachowane, a ile stracone w tłumaczeniu?
– Cóż, myślę, że to fascynujące pytanie, które prawie nigdy nie jest zadawane. Wiele tłumaczeń pochodzi z tłumaczeń na język angielski. Na przykład arabskie i chińskie przekłady „Biegunów” Olgi Tokarczuk pochodziły z mojego tłumaczenia Flights. Myślę też o książkach Witolda Gombrowicza, które najpierw zostały przetłumaczone na angielski z francuskiego, jak „Pornografia”, którą z francuskiego przełożył Alastair Hamilton. W niektórych przypadkach te „przekładowe tłumaczenia” są lepsze niż zbyt dosłowne tłumaczenie bezpośrednie.
Po Bookerze udało mi się zapłacić rachunki kartą kredytową! Nic innego się tak naprawdę nie zmieniło. Wydawcy nadal odrzucali wszystkie moje propozycje, ponieważ uważali moje tempo tłumaczenia za zbyt wolne lub twierdzili, że „amerykańscy czytelnicy tego nie poczują”, albo stosując inne wymówki.
Czy identyfikujesz się jako współautorka przetłumaczonej książki? Czy ważne jest, abyś zobaczyła swoje nazwisko na okładce? Jak myślisz, dlaczego dla wydawców wciąż nie jest oczywiste, że rola tłumaczki lub tłumacza jest kluczowa dla sukcesu powieści i powinna być podkreślana?
– Gdy tłumaczę, identyfikuję się jako współautorka książki. Chcę również, aby tłumacze mojej prozy wzięli taką samą odpowiedzialność za wybrane przez siebie słowa. Niezbędne jest, aby nazwiska tłumaczy pojawiały się na okładkach książek. Myślę, że wydawcy nadal martwią się, że czytelnicy zastanawiają się, co w danym przekładzie zostało utracone, czego może im brakować, a nie biorą pod uwagę faktu ogromnego zysku. Czytelnicy wolą mieć dostęp do ekscytującego dzieła tureckiego pisarza, które powstało na bazie współpracy autora z tłumaczem, niż nigdy nie poznać świata tej książki.
Zostałaś nagrodzona The Man Booker International Prize za Flights („Bieguni”) wraz z autorką książki, Olgą Tokarczuk. Jak zmieniło się twoje życie jako tłumaczki po zdobyciu tej ważnej nagrody?
– Udało mi się zapłacić rachunki kartą kredytową! Nic innego się tak naprawdę nie zmieniło. Wydawcy nadal odrzucali wszystkie moje propozycje, ponieważ uważali moje tempo tłumaczenia za zbyt wolne lub twierdzili, że „amerykańscy czytelnicy tego nie poczują”, albo stosując inne wymówki.

„Księgi Jakubowe” to kolejna przetłumaczona przez ciebie książka Olgi Tokarczuk. Jaka jest różnica między pracą nad tekstem noblistki a pracą nad powieścią napisaną przez „zwykłego pisarza”?
– Zaczęłam powoli pracować nad „Księgami Jakubowymi” w 2014 roku, jednocześnie próbując znaleźć wydawcę w języku angielskim. Nagroda Nobla była ogromnym powodem do świętowania, a nie stresem czy czymś, co zmieniło moje nastawienie do prozy Olgi lub podejście do jej pracy.
W języku polskim „tłumaczyć” oznacza również „wyjaśniać”. Czy rola tłumacza polega bardziej na „tłumaczeniu” czy „wyjaśnianiu”?
– Tak, zawsze mnie to interesowało, ponieważ uważam, że ważne jest, aby nie wyjaśniać zbyt wiele w tłumaczeniu. Przekład „Eugeniusza Oniegina” Aleksandra Puszkina na język angielski autorstwa Władimira Nabokowa jest klasycznym przykładem przekładu, który za bardzo usiłuje wyjaśniać. Składa się głównie z przypisów i nikt nigdy go nie przeczyta, ponieważ jest nie do zniesienia i nawet nie ma sensu. Zadaniem tłumacza jest przepisanie książki w nowym języku z nowym zestawem skojarzeń kulturowych i kontekstów, a nie pisanie przypisów w celu wyjaśnienia każdego aspektu oryginalnego tekstu. Zresztą, z pewnością nie wszystkie aspekty oryginału są ważne.
W twojej powieści „Odeszło, zostało” główna bohaterka przygląda się światu głównie przez pryzmat słów, ich pochodzenia i ukrytych znaczeń. Czy pod tym względem jest do ciebie podobna? A jeśli tak, czy łatwo jest żyć na co dzień poddając słowa ciągłej analizie?
– Tak, jestem pierwowzorem Amy i myślę, że łatwo jest żyć w ten sposób. To zachwycające. Zawsze mam dużo do myślenia na temat związków między światem przyrody a światem ludzkich symboli.
Zaczęłam powoli pracować nad „Księgami Jakubowymi” w 2014 roku, jednocześnie próbując znaleźć wydawcę w języku angielskim. Nagroda Nobla była ogromnym powodem do świętowania, a nie stresem czy czymś, co zmieniło moje nastawienie do prozy Olgi lub podejście do jej pracy.
Wspomnianej powieści towarzyszą zdjęcia twojego autorstwa, utrwalające ulotne chwile. Czy robienie zdjęć łagodzi, czy zwiększa strach przed odejściem?
– Dla Amy robienie zdjęć to początkowo sposób na uchwycenie i utrwalenie osoby, którą kocha najbardziej na świecie, jej siostry Zoe. W końcu uświadamia sobie, że fotografia nie pozwala jej naprawdę poznać swojej siostry i odpuszcza sobie robienie zdjęć.
Niedawno urodziłam bliźnięta i ciągle robię im zdjęcia, opłakując śmierć Niny i Charliego w wieku dwóch tygodni, Niny i Charliego w wieku trzech tygodni, Niny i Charliego w wieku miesiąca. Spojrzenie wstecz na te zdjęcia jest przytłaczające, ale także ekscytujące i uspokajające, że mam kronikę, która, mam nadzieję, również je kiedyś zainteresuje.
Jest tyle łatwiejszych zajęć, lepiej płatnych, mniej frustrujących. Dlaczego piszesz, uczysz pisania i tłumaczysz?
– Naprawdę nie przychodzi mi do głowy nic innego, co mogłabym zrobić. Za bardzo kocham materię języka i różne języki, którymi władam.
Rozmawiała Małgorzata Żebrowska
Pytania powstały we współpracy z Dominiką Gniewek i Maciejem Wnukiem, z którymi miałam przyjemność uczestniczyć w kursie kreatywnego pisania „Exploring the possible”, powstałym we współpracy Uniwersytetu Iowa z KMLU.
*Jennifer Croft – amerykańska pisarka, krytyczka i tłumaczka z języka hiszpańskiego, polskiego i ukraińskiego. Uhonorowana – wraz z Olgą Tokarczuk – The Man Booker International Prize 2018 za „Flights” („Bieguni”). Dwukrotnie – w 2018 i 2022 – otrzymała Foiund in Translation Award za przekłady powieści Olgi Tokarczuk.
_________________
When I translate, I identify as the co-author of the book. I also want the translators of my prose to take the same responsibility for the words they choose – says Jennifer Croft, writer and translator of Olga Tokarczuk’s prose, awarded The Man Booker International Prize for the translation of „Flights”. Interview by Małgorzata Żebrowska.