felieton

Zawężanie | Felieton Dawida Kornagi | #przerwanysenkornagi

Ten felieton skierowany jest wyłącznie do ludzi 30+. Jeśli masz mniej, przestań go czytać, bo niepotrzebnie nakarmisz się pesymistycznymi informacjami i jeszcze poczujesz się dziadersem – pisze Dawid Kornaga.

Może te konstatacje nie są wcale takie pesymistyczne, może wręcz przeciwnie, ale żeby nie było, ostrzegałem. Powiadają mędrcy z prawa i lewa, żeby wyrokować, trzeba trochę przeżyć, nie tylko przeczytać czy się domyślać. I mają rację. Szczególnie jeśli chodzi o efekt zawężania. Stopniowego zawężania swojej rzeczywistości.

Na początku, wiadomo, mamy po dwadzieścia lat, własną miłość, własny świat. Wszystko wydaje się absolutnie do osiągnięcia. Teraz jakby jeszcze bardziej. Kiedy pewnego dnia stwierdzasz: „Nic nie potrafię!”, to nie znaczy, że nic, tylko akurat w wymaganym trybie kariery. Zawsze w ramach „mainstreamowej kontry” możesz założyć profil na social mediach i nie tylko zostać wpływowym influencerem, ale nawet stworzyć wokół siebie ekipę, która wywinduje cię jeszcze bardziej w zasięgach, więc i zyskach.

Wszystko zależy od ciebie. Chyba że żyjesz w jednej z antydemokratycznych satrapii typu Węgry, Rosja, Białoruś, Kazachstan, Wenezuela (powoli i my do nich dołączymy, jeśli Polacy nadal będą tak łasi na pozorowane ochłapy socjalne). Wtedy faktycznie wyżej nie podskoczysz, bo ci zwyczajnie zablokują internet. Będziesz się wierzgał, groził emigracją, tworzył memy, niestety, za późno, twoi rodzice, dziadkowie, wujostwo, skrzywione mentalnie ziomy wybrali ci, głosując na średniowiecze, średniowieczną przyszłość.

Wróćmy do metryki. Po trzydziestce wszystko wydaje się jeszcze takie rozbujane. Nieskończenie pojemne jak dwuterabajtowa chmura na Dropboksie. I wcale nie chodzi o ekstremy, imprezy czy odsuwanie prokreacji. Po prostu organizm dokazuje na końcówce swoich najbardziej witalnych możliwości. To czas do czterdziestki najpóźniej, tak umownie, by zdziałać jak najwięcej. Określić się, w czym się jest dobrym, co nas kręci w sztukach, w zachowaniach, a co jeszcze bardziej kręci nas w łóżku, jak czujemy, w co wierzymy lub nie, z kim się zadajemy, z kim chcemy spędzać sylwestra, wakacje, weekendy, a z kim zdecydowanie nie. Od decyzji nie uciekniemy, nawet jak spuścimy na siebie zasłonę afirmatywnego wegańskiego aktywisty, pochylającego się nad życiem każdego zarodka na krawędzi kurzego żółtka.

Po trzydziestce wszystko wydaje się jeszcze takie rozbujane. Nieskończenie pojemne jak dwuterabajtowa chmura na Dropboksie. I wcale nie chodzi o ekstremy, imprezy czy odsuwanie prokreacji. Po prostu organizm dokazuje na końcówce swoich najbardziej witalnych możliwości.

Klasyczny dobór naturalny. Nic odkrywczego. Do czasu, kiedy nieuchronnie rozpocznie się zawężanie tego wszystkiego. U jednych przypada po mitycznej trzydziestce, u drugich, jak na przykład u mnie, nastąpiło dopiero po czterdziestce. Zawężanie nie tylko grona osób, na których nam zależy. Zawężanie wszystkiego.

Zawężanie brzmi niestety bardzo pejoratywnie. Ma w sobie coś z socjalnego apartheidu. Starzenia się w negatywnym tego słowa znaczeniu. Lajkowania własnych uprzedzeń. Skracania perspektywy. Zawężanie oznacza redukcję. W języku wojskowych jest coś takiego jak przegrupowanie. I właśnie to słowo wyróżniłbym jako afirmatywny synonim zawężania, które jest przedmiotem tych krótkich (zawężonych, czemu nie!) rozmyślań.

Ponieważ nadchodzi taki czas, kiedy zaczynamy przegrupowywać swoją armię: doznań, zainteresowań, pasji, inklinacji czy awersji. Może to biologiczny wymóg, by nie wyczerpać organizmu nadmiarem wszystkiego? Zwłaszcza w nowych, digitalizujących się coraz szybciej czasach. Nie dość, że trzeba ogarniać coraz częstsze zmiany, podołać dostosowaniu się do wymogów nowych aktualizacji, to jeszcze zachować dawną witalność, dawną sprawność intelektualną, a też zwyczajną ciekawość i brak zamknięcia na nowe.

Kiedy masz dwadzieścia pięć lat, chcąc nie chcąc, śmigasz na tej desce, żadna fala ci niestraszna. A jak rąbniesz o dno, szybko się odbijasz, lekko poobijany, na szczęście rany błyskawicznie się zabliźniają. Dwadzieścia lat później ze zdumieniem czujesz, że uderzenie o dno mało co nie odbiera ci życia, ledwo dajesz radę ponownie się wybić; nawet jak ci się uda, znacznie dłużej się regenerujesz. Ktoś pomyśli zaraz o tym, że w zakamuflowany sposób opisuję skutki kaca w tym wieku. Proszę bardzo, cokolwiek sobie wyobrazisz, to właśnie to.

Zawężanie ma na celu ochronę. Jest wielopłaszczyznowe. Dotyczy praktycznie wszystkiego, co wokół nas. Wpierw redukcja znajomych. Zaczynam koncentrować się bardziej na tych, którzy z jakichś powodów wykazują naturalne zainteresowanie moją osobą. Ci dalsi, mimo że też w porządku, stają się jeszcze dalsi. Tacy co to, jak umrę, raczej złożą kondolencje na socialach niż wybiorą się osobiście na pogrzeb.

Zawężanie ma na celu ochronę. Jest wielopłaszczyznowe. Dotyczy praktycznie wszystkiego, co wokół nas. Wpierw redukcja znajomych. Zaczynam koncentrować się bardziej na tych, którzy z jakichś powodów wykazują naturalne zainteresowanie moją osobą.

Następnie redukcja doznań, zostają tylko te prawdziwie akceptowane. Jeśli podróż, to już nie na zasadzie zaliczania, ale umiłowania, nawet lekkiej powtarzalności, co nie znaczy, że identyczności.  Chęć poznawania świata nadal pozostaje, czasem przybiera na intensywności i częstotliwości, jednak to nie „gdzie mnie rzuci, to tam dobrze”, to selekcja, nazywana niekiedy spontanem, choć dobrze wiemy, że to żaden spontan. Szukamy podobnych miejsc, które zaistniały w naszej pamięci, a my wiemy, że to, co nam nie podeszło, to więcej nie podejdzie. Tutaj ktoś znów pomyśli, że w zakamuflowany sposób chodzi mi o seks. Skoro tak myślisz…

Wreszcie redukcja informacji. A niech zostanie jeden portal, dwie konkretne gazety, tygodnik, wszystko w wersji cyfrowej. Social media również można zawęzić dzięki filtrom, dlatego nie ma co ich demonizować, będąc jednocześnie ich czynnym użytkownikiem. Bo czasu coraz mniej, a świata coraz więcej. Więc zawężam ten felieton i go kończę.

Przeczytaj także:

%d bloggers like this: