felieton

Pustynia i rój | Felieton Wojciecha Guni

Narodowa dyskusja o poziomie i jakości czytelnictwa odżyła, niczym tradycyjny, coroczny rytuał dzięki najnowszym badaniom Biblioteki Narodowej. Rytuał, prawem rytuału, ma podobny przebieg i kończy się zwykle rytualnie podobnymi wnioskami. Za rok ukaże się kolejne badanie, kolejna fluktuacja procentowa znów da pożywkę dla fali komentarzy, które znikną sobie z dynamiką właściwą mediom społecznościowym. Rytuał ten służy zaś utrzymywaniu status quo. Jak to rytuał. Jego częścią jest także ten felieton – pisze Wojciech Gunia.

Kiedy zastanawiałem się nad metaforą, która w syntetyczny sposób przedstawiłaby zagadnienie współczesnej konsumpcji kultury pisanej, pomógł mi – jak to często ludziom spędzającym zbyt dużo czasu nad klawiaturą – przypadek. Z okazji Roku Lema odświeżałem sobie powieści mistrza, a także zapoznałem się (wreszcie) ze wspaniałą powieścią graficzną Niezwyciężony Rafała Mikołajczyka, który oryginał Lema zaadaptował w sposób całkowicie zachwycający. I wydaje mi się, że kluczem do odpowiedzi na odwieczne pytanie „dlaczego?”, zastosowane do rynku książki, jest właśnie to, co Lem zawarł w Niezwyciężonym.

Jeśli nie czytaliście Niezwyciężonego (wszak Lem od lat nie znajduje się na listach najpoczytniejszych w Polsce pisarzy), to pokrótce powiem, w czym rzecz. Niestety, dla potrzeb niniejszego tekstu muszę zdradzić kluczowe elementy fabuły: załoga kosmicznego krążownika „Niezwyciężony” przybywa na pustynną planetę Regis III w poszukiwaniu zaginionego, bliźniaczego statku. Rozwiązując zagadkę katastrofy, załoga „Niezwyciężonego” styka się z wyjątkowo niszczycielską siłą Regis III: chmurą nanomaszyn, będącą efektem milionów lat „martwej ewolucji”. W jej trakcie zbudowane niegdyś przez hipotetycznych kosmitów autonomiczne mechanizmy, podlegając ewolucyjnym prawom doboru naturalnego i bezwzględnej walki o przetrwanie, unicestwiły całą lądową biosferę planety.

No dobrze, zapytacie, ale jak to się ma do stanu czytelnictwa w Polsce? Jak to się przekłada na liczby, najpoczytniejsze nazwiska, a przede wszystkim najlepiej sprzedające się gatunki literackie? Otóż, przekłada się bardzo prosto. Nie da się wręcz wymyślić metafory bardziej łopatologicznej.

Przeczytaj także:

Nekrosfera Regis III powstała w wyniku walki, podczas której mechanizmy prymitywne, ale lepiej dostosowane środowiskowo, zniszczyły mechanizmy złożone: być może technologicznie bardziej wyrafinowane, ale jednocześnie przez swoją złożoność mniej elastyczne i, przede wszystkim, bardziej energochłonne. Energia to cenna waluta w przyrodzie, także na rynku książki. A energochłonność to duże obciążenie.

Stąd zarówno procent osób nieczytających (do których jeszcze wrócę) jak i triumfalny pochód przez półki księgarni (stacjonarnych i wirtualnych) generowanych losowo kryminałów, romansów i obyczajówek oraz powieści erotycznych (a pomiędzy nimi książek z serii Coś tam coś tam z Auschwitz). Słowem: głównie tego rodzaju literatury, która wymaganie wobec odbiorcy (zarówno nakładu energii jak i kapitału kulturowego, który pozwala na jej zdekodowanie) odrzuca z zasady jako czynnik wysoce niepożądany. Niech nie zmylą nikogo obecne na liście najpoczytniejszych autorów nazwiska pisarzy wybitnych i bardzo dobrych, prawdziwych mistrzów swoich gatunków: nie stanowią one o charakterze trendów. A te trendy najlepiej podsumowują zdania z raportu:

Trend ten (spadkowy – mój przyp.) dotyczy nie tylko klasyki, ale też trudniejszej literatury współczesnej, która wymyka się ograniczeniom gatunkowym, prostocie języka i oczekiwaniom masowego czytelnika. Najnowsza literatura piękna artystyczna, także nieobecna w szkolnych programach nauczania, staje się coraz bardziej elitarna.

Rynek książkowy w Polsce jest obecnie Regis III w trakcie ewolucyjnej walki o przetrwanie, która zmienia się powoli w walkę o dominację: form dążących do minimalnej energochłonności nad formami wymagającymi większych zasobów.

Prowadzi to oczywiście nieuchronnie do pytania: dlaczego znaleźliśmy się w sytuacji, w której energochłonność artefaktu kulturowego stała się dla niego taką kotwicą? I tu z kolei musimy już wyjść poza wydawniczą banieczkę i przyjrzeć się kondycji całego społeczeństwa: chronicznie przemęczonego, przepracowanego i zestresowanego. Pandemia tylko pozornie wyposażyła nas w większą ilość wolnego czasu. Za to dołożyła mnóstwo innych zmartwień. Zabrała inne zasoby.

Przeczytaj także:

W tej sytuacji utyskiwania na duży odsetek osób nieczytających są niczym innym niż klasistowskim jęczeniem godnym słynnej wypowiedzi Marii Leszczyńskiej, która usłyszawszy, że poddani Ludwika XV nie mają chleba, zaleciła im jedzenie ciastek. Niestety, konsumpcja literatury wymaga nie tylko jakichś zasobów finansowych (to czynnik z gatunku mniej istotnych), ale także luksusu w postaci wolnego czasu i świeżej, wolnej głowy. Tak, wolny czas i świeża, wolna głowa to coraz częściej dobra luksusowe. Ich deficyt potrafi skutecznie zagłuszyć zarówno posiadany kapitał kulturowy, jak i wrażliwość na inne perspektywy, na inne postrzeganie świata. 

Niestety, mechaniczny rój w Niezwyciężonym miał jeszcze jedną interesującą z punktu widzenia metafory właściwość. Ogłupiał. Poddani jego działaniu („udar elektromagnetyczny”) ludzie doznawali całkowitej amnezji, totalnego unicestwienia osobowości. Umierali z pragnienia i głodu, ponieważ nie rozumieli, że aby żyć, muszą pić i jeść.

Jeżeli przyjmiemy bardzo ogólne założenie, że literatura może poszerzać naszą wiedzę i stymulować zdolności poznawcze, to literatura najlepiej dopasowana pod względem energochłonności do potrzeb i możliwości współczesnego odbiorcy – literatura zbudowana z całych bloków schematów i szablonów już rozpoznawanych, już zakodowanych u czytelnika – działa dokładnie odwrotnie. Zawęża perspektywy, zamyka w poczuciu kompletności poznania, choć poruszane tematy traktuje powierzchniowo. A przede wszystkim: sama nie stawiając pytań, nie uczy stawiania pytań. Nie ma w tym, oczywiście, złej woli autorów: autorzy, jak wszyscy ludzie, są przedmiotami procesów znajdujących się ponad nimi, ponad ich świadomością twórczą.

Być może zwierzę o nazwie „masowy czytelnik” znalazło się właśnie w potrzasku pomiędzy sytuacją socjoekonomiczną a literaturą, która stanowi produkt optymalnego dostosowania do tej sytuacji. Krajobraz pustynnieje, rój rośnie w siłę.

%d