Historia rozprawia o wielkim złu. Dzięki niemu jest budowana. Potem dzieciaki muszą to wkuwać. Kolejne dzieciaki. I kolejne. Złe cegły tworzą ciągi jej trwania. Pogromy, krwawe zrywy, czystki, masowe groby, różne kreatywne sposoby na skuteczną depopulację. Tymczasem za największe spustoszenie, takie codzienne, małostkowe odpowiada znacznie mniejsze zło. Zwyczajne małe zło – pisze Dawid Kornaga w kolejnym felietonie z cyklu #przerwanysenkornagi.

Obywa się bez żadnych szatanów, demonów czy innych religijnych wynalazków. Oparte na technologii naszej słabości, naszego rozwydrzonego DNA, jeśli chodzi o etykę jako taką, moralność czy co tam sobie dopiszemy. Małe zło bowiem jest wielkie, a przynajmniej takim bywa. I to jak. Małe zło bywa niesamowicie subtelne. Zamieszkuje drwiące kąciki ust. Zapładnia zbyt ironiczne emotikony. Podkręca hasztagi. Uwielbia nieoczywiste lokalizacje. Udaje synonimy dobroci, rzetelności i akceptacji, czekając na ujawnienie swojego odmiennego znaczenia w dowolnej dla niego chwili. Zamieszkuje w ustach prezesów progresywnych start-upów, którzy mówią, jak to pragną usilnie zmienić świat na lepsze. Wypełnia wielkie oczy małych, słodkich kotków. Przepełnia energią słowa kolejnych mesjaszy. Małe zło sklejone jest na stałe z obietnicami populistycznych polityków. Przykleja się do reklam, planów gentryfikacji, staje się składnikiem nawet wegańskich przepisów. Jest rewersem małego dobra. Sprzedajnie zapodanym lajkiem.
Małe zło jest wielkie dzięki swoim wszędobylskim objawieniom. Nie boi się nikogo. Nikogo również nie szanuje, udając równocześnie, jak bardzo jest skromne. Przez każdego na lekko do strawienia jak burger bez mięsa.
Z małym złem nie ma żartów. Wielkie zło potrafi przestraszyć, natomiast małe tak jakoś zagra, że łykamy je w całej jego okazałości, traktując jako zabawę, komedię, chwilowe przeinaczenie, gwiazdkę odsyłającą do przypisu, o której zapominamy, że jest gwiazdką. Małe zło jest melodią, której chce się słuchać wciąż na nowo. Bez zbędnych zwrotek rozrachunku sumienia. Małe zło uwielbia małostkowe zabawy diabełków. Oczywiście umownych. Jednak diabełków. Kiedy pakujesz się w niezły szajs, niekoniecznie wtedy myślisz: o rany, pakuję się w niezły szajs. Wręcz przeciwnie. Mówisz sobie, e, przecież to jest to, czego tak długo szukałem. A nawet pożądałem. Tak działa małe zło. Gadasz od rzeczy, gadasz głupoty, prywatne lub polityczne, jednak gadasz jako ambasador małego zła.
Dlatego z małym złem naprawdę nie ma żartów. Nie boi się ani wierzących, ani niewierzących. Już dawno pożegnałem się z myślą, że będę kiedykolwiek mainstreamowy, taki, że jak coś z moich ust wyjdzie, to zawsze będzie dobre, słuszne, pożyteczne, wszechogarniające empatycznie problemy tego świata, czułe i co tam jeszcze słownik podpowie. Każdego dnia próbuję kreować swój własny „dekalog”, ale i tak mi to wraz ze zmierzchem słońca nie wychodzi. A jakie jest twoje małe zło? Gdzie najbardziej cię podgryza? W czym mu ulegasz, wiedząc, że nie chcesz, ale musisz, bo tak już jest, bo tak to czujesz? Niełatwo walczyć z samym sobą, prawda? Z tą całą naleciałością. A co, jeśli jednak nie ma żadnego małego zła? Są za to nasze obsesje i przekonania. Nasze małe i duże irytacje.
Czy jest jakaś ucieczka od tego zżycia się z małym złem? Porzućcie nadzieję na wyzwolenie. Natomiast poczujcie nadzieję, że można je jakoś „ustawić”. Nauczyć postępowania na zasadzie, że jeśli już tak mam, czyli mam w sobie małe zło, którego jestem świadomy — a to już sztuka — to chcę je minimalizować w miarę możliwości.
Bo warto wytoczyć nawet skromną artylerię w stronę naszego małego zła, z którym przyjaźnimy się, nomen omen, od małego. W żłobku zabieram zabawki drugiemu dziecku. W przedszkolu potrafię nakłamać, że Tadzio uszczypnął mnie w zadek. Nasi rodzice zwodzą nas obietnicami, których nie spełnią, ale zyskują chwilowy spokój. Beznadziejna sytuacja. Ale gdzieś podświadomością czujemy, że dzieci, więc i my sami musimy nauczyć się pewnych reguł. Tak jak gramatyki czy ortografii. Inaczej nigdy nie zaliczymy tego dyktanda z etyki.
Małe zło zamieszkuje w hot-spotach pozornie właściwego postępowania. Nie jest wysłannikiem żadnego boga czy szatana. Niekojarzone ze „śmiertelnymi grzechami”. Często chwalone za to, że jest po prostu ludzkie. Uwielbia wtapiać się w tanią dobroć, za którą potem trzeba drogo zapłacić. Być może naszym głównym zadaniem, przede wszystkim względem nas samych, jest brak udawania, że nam z nim dobrze. To trudne, ponieważ to my sami każdego dnia bywamy małym złem. Trzeba czasem niezłej odwagi, by się do tego przyznać i zacząć coś z tym robić.