wywiad

Małgorzata Starosta: Lubię robić coś inaczej | Rozmawia Małgorzata Żebrowska

Lubię robić coś inaczej, choć niekoniecznie w sposób ostentacyjny. Od początku byłam buntownicza – na złość tacie zaczęłam pływać i uprawiać lekkoatletykę, choć marzył, bym została siatkarką. Poszłam na etnologię zamiast na ekonomię, do czego zachęcali mnie rodzice. Bardzo nie lubię, gdy coś jest dane a priori i musimy się temu podporządkować. Cieszę się, że te moje różowe okładki wyróżniają się na rynku. To taka gra z czytelnikiem i z rynkiem wydawniczym – mówi Małgorzata Starosta*, autorka trylogii „Pruskie baby”, „Wesela nie będzie” i „Kwestia czasu”, którą sama klasyfikuje jako powieści z gatunku „kryminału ironicznego”. Rozmawia Małgorzata Żebrowska.

*Małgorzata Starosta – absolwentka filologii polskiej, studiowała etnologię i antropologię kulturową na Uniwersytecie Wrocławskim. Wyróżniana w ogólnopolskich konkursach literackich  – w 2008 roku w Konkursie Literackim na bajkę „Muzyka w duszy gra” oraz w 2011 roku w 7. Edycji Konkursu Literackiego Uniwersytetu Gdańskiego za opowiadanie „Gdzie jest mój mąż?”.  Zawodowo związana z branżą finansową, gdzie odpowiada za nadzór nad procesami i procedurami windykacyjnymi. Czytelniczo amatorka klasycznych kryminałów i realizmu francuskiego. Wielbicielka Joanny Chmielewskiej, Agathy Christie i Honoriusza Balzaka. Fot. archiwum prywatne

Małgorzata Żebrowska: Jak się czujesz po premierze?

Małgorzata Starosta: Cieszę się, że już jest po niej.

Jakie emocje towarzyszą pisarce w tak ważnym dniu?

– Mieszane. Raz chciałam powiedzieć wydawcy, żeby odwołał premierę, a chwilę potem marzyłam, by się już wydarzyła, bo nie mogłam doczekać się pierwszych reakcji czytelników. Podobne emocje pewnie towarzyszą każdemu debiutantowi.

Ale „Kwestia czasu” to trzeci tom trylogii „Pruskie baby”. Traktujesz te trzy książki jako debiut w trzech odsłonach?

– Tak, ja tak to postrzegam.

Którą z trzech powieści najlepiej ci się pisało?

– „Wesela nie będzie”, bo była oparta na prawdziwych wydarzeniach. Pisząc, czułam się, jakbym rozmawiała z moimi przyjaciółkami – pierwowzorami postaci z książki. Natomiast wszystkie trzy części trylogii pisałam z myślą o mojej ukochanej babci. To dodawało mi sił i lekkości. Z którą zresztą, jak wiesz, różnie bywa – czasami dwa zdania powstają w dwa dni.

Czytałam wszystkie części i mam o nich wyrobione zdanie, które można znaleźć w mojej recenzji na zupelnieinnaopowiesc.com. Ale o czym jest ta trylogia twoim zdaniem, zdaniem autorki?

– Jest to opowieść o wycinku z życia bardzo interesującej rodziny, która jest ciekawa jako całość. Jej członkowie również są ciekawi i przyciągają przedziwne wydarzenia. Na podstawie przeżyć bohaterów i ich reakcji pokazuję więzi między nimi. A przewodnią myślą całego cyklu jest siła kobiecej solidarności.

Zastanawiałam się przed naszą rozmową, czym mnie w tych książkach ujęłaś. Nie jestem fanką komedii kryminalnych, tymczasem twoje powieści pochłonęłam z apetytem. Dotarło do mnie, że to dlatego, ponieważ działasz wbrew stereotypom, a czasami podejmujesz z nimi grę. Na przykład jako blondynka świadomie wybrałaś różowe okładki.

– Myślę, że coś w tym jest. Lubię robić coś inaczej, choć niekoniecznie w sposób ostentacyjny.

Od początku byłam buntownicza – na złość tacie zaczęłam pływać i uprawiać lekkoatletykę, choć marzył, bym została siatkarką. Poszłam na etnologię zamiast na ekonomię, do czego zachęcali mnie rodzice. Bardzo nie lubię, gdy coś jest dane a priori i musimy się temu podporządkować.

Cieszę się, że te moje różowe okładki wyróżniają się na rynku. To taka gra z czytelnikiem i z rynkiem wydawniczym.

Różowe okładki nie kojarzą się z kryminałami. Język, którego używasz w swoich powieściach, również jest zupełnie inny niż ten powszechnie stosowany w powieściach tego gatunku.  

– Język rzeczywiście jest moim świadomym wyborem. Zawsze pilnowałam, by to, co piszę było czyste, eleganckie, nawet barokowe. Według mnie każda literatura, nawet gatunkowa, powinna reprezentować optymalny poziom jakości, powinna być mecenasem języka polskiego, który jest naprawdę piękny. Moje utwory są wielokrotnie sprawdzane, redagowane i korygowane po to, by wyszły z nich prawdziwe perełki językowe. Co do wulgaryzmów, często stosowanych w kryminałach, mnie się one po prostu nie podobają. Uważam, że pisarz ma do dyspozycji wiele środków, by inaczej wyrazić emocje bohaterów.

Czy chciałabyś być znana z dbałości o język? Chciałabyś, by czytelnicy cię kojarzyli jako pisarkę literatury gatunkowej, która pisze świetnie po polsku?

– Bardzo bym chciała. Od początku miałam w głowie takie pragnienie i zamysł.

W twoich powieściach jest przedstawiona siła kobiet – językiem, który wyróżnia cię spośród innych autorów powieści gatunkowych. Ale jest jeszcze jedna rzecz, którą dostrzegłam i o którą chciałam cię zapytać: czy ty czujesz się patriotką?

– Myślę, że tak. Choć nie czuję się zobligowana by „walczyć za ojczyznę”, pomijając oczywiście obecną sytuację na ulicach naszych miast. Mój patriotyzm polega na tym, że nie wyobrażam sobie pisania powieści, które działyby się gdzie indziej niż w Polsce. Bardzo ważne jest też dla mnie przybliżanie piękna naszego kraju. W każdej z części trylogii staram się mówić o miejscach, które mnie zafascynowały.

Rzeczywiście, na kartach twoich powieści widać, że kochasz nasz kraj. Starasz się czytelnikom pokazać interesujące miejsca i zachęcić do ich odwiedzenia. To taki patriotyzm spod znaku różowej okładki, wyjątkowy na tle innych autorów.

– Myślę, że w innych okładkach też będzie go widać. Wymyśliłam dwa cykle, dzięki którym mam zamiar przybliżyć różne zakątki Polski. W jednym z nich każda część będzie miała miejsce w innym regionie kraju. Czytelnik pozna jego kulturę, kuchnię regionalną, tradycje. Chciałabym to wszystko ocalić od zapomnienia.

Etnolożka, polonistka, potrafi konstruować świetne intrygi kryminalne. Jakie masz jeszcze talenty? Pewnie gotujesz?

– Tak, choć nie uważam tego za talent. Uwielbiam tworzyć, mam to po dziadku-artyście plastyku. Kiedyś robiłam własnoręcznie kartki świąteczne. Poza tym chciałam być organizatorką ślubów. Udało mi się zrealizować to marzenie – zorganizowałam wesele mojej przyjaciółki. Uwaga – kolorem przewodnim był… różowy!

Proroczo! Spytałam o gotowanie nie bez kozery. W „Kwestii czasu” pojawia się mnóstwo odniesień do potraw. Może warto ostrzec czytelników?

– Rzeczywiście, w „Kwestii czasu” sporo jest opisów wyjątkowo smacznych potraw. Wyjawiłam, że kucharz Emil z pochodzenia jest Kaszubem. Szczyci się gwiazdką Michelin, więc musi w końcu wyczarować te cuda. I to właśnie robi. Poza tym jest w „Kwestii czasu” wątek bożonarodzeniowy, więc musiałam umieścić tam również regionalne świąteczne potrawy z Podlasia.

A ty podobno gotujesz najlepszy żurek pod słońcem?

– Tak, niektórzy tak twierdzą.

Ujawnijmy kolejny Twój sekret: podobno Edyta Prusko, główna bohaterka trylogii, to ty. Pod jakim względem?

– Tak, to prawda – konstruowałam tę postać w oparciu o moje cechy. Jej doświadczenie, upodobania, konstrukcja psychiczna są bardzo podobne do moich.

Chyba najłatwiej budować postaci w oparciu o osoby, które znamy – a siebie znam najlepiej.

Wzięłaś tyle z siebie, aby zbudować wiarygodną postać, ale rozumiem, że nie masz za sobą doświadczeń w postaci denatów?

– Nie, w postaci denatów nie, na szczęście. Ale postać Edyty jest mi bardzo bliska i mogłabym się z nią zaprzyjaźnić.

Przyjaźń jest ważnym wątkiem w całej trylogii. Czy możesz pochwalić się czystą przyjaźnią w życiu?

– Wszystkie relacje są budowane w oparciu o to, czego doświadczyłam, co usłyszałam. Przyjaźń na kartach powieści jest odzwierciedleniem relacji z moimi przyjaciółkami. Bardzo je sobie cenię i zajmują ważne miejsce w moim życiu.

Debiutowałaś w roku pandemii. Czy czujesz, że coś ci ten rok odebrał?

– Bardzo mi brakuje normalności, którą wyobrażałam sobie na podstawie doświadczeń moich kolegów-pisarzy, którzy wcześniej debiutowali. Nastawiałam się na to, że będzie to rok poznawania targów literackich, odwiedzania festiwali, bibliotek. Tego zabrakło. Żywi ludzie, z którymi można porozmawiać, podpisać im książki to była ogromna przyjemność, niestety dana mi tylko kilka razy w tym roku. Mam nadzieję, że niedługo wróci.

Co chciałabyś przekazać swojemu czytelnikowi? Z jakim rodzajem emocji chciałabyś go zostawić?

– Emocje, które sobie wyobraziłam i przelałam w ostatniej części trylogii to te, które miałam podczas pisania i z którymi się zmierzyłam. Było we mnie dużo smutku. Chciałabym by ten smutek został przeżyty przez moich czytelników i żeby po odłożeniu tej książki czytelnik pomyślał ze wzruszeniem: to było fajne.

Potwierdzam: po przeczytaniu ostatniej części książki pojawia się smutek, wzruszenie, ale też żal, że to ostatnie spotkanie z rodziną Prusków. Rozumiem jednak, że czas na nowe historie. Będziesz kontynuowała pisanie w gatunku, o którym mówisz, że jest „kryminałem ironicznym”, prawda? Czego jeszcze możemy się spodziewać w kolejnych książkach?

– Na przyszły rok mam zaplanowane dwa kryminały ironiczne i być może coś jeszcze, jednak nie wiem, w jakim gatunku.

Na pewno nigdy nie napiszę romansu ani erotyku, ani thrillera czy horroru. Chcę oscylować wokół zbrodni, nie z powodu krwi, lecz z powodu fascynacji sylwetkami psychologicznymi zbrodniarzy, ale też osób, które się w pobliżu zbrodni pojawiają.

Podsumowując ten szalony i piękny rok – co daje ci ta literacka przygoda?

– Przede wszystkim – dużo schudłam (śmiech). A poważnie: ogromną wartością, za którą jestem wdzięczna, jest to, ile poznałam fantastycznych osób przez ten rok – piszących, redagujących, skupionych wokół literatury. Poza tym cały czas się rozwijam, rozwijam swój warsztat. Debiut dał mi też bardzo dużo wiary w siebie. Cały czas mam świadomość tego, że wystawiam się na oceny, a jednak znalazłam w sobie siłę i odwagę, by wciąż to robić.

Rozmawiała Małgorzata Żebrowska

%d bloggers like this: