Akcja thrillera noir, albo mrocznego kryminału z elementami gotyckiej powieści grozy, spod pióra Luisa Montero Manglano rozpoczyna się w hiszpańskiej stolicy przesiąkającej deszczem. Madryt stanowiący tło dla mrożącej krew w żyłach akcji „Muzeum luster” od dłuższego czasu targany jest bowiem na przemian ulewą i mżawką. Taka niespotykana w Kastylii, budząca grozę i przygnębienie aura, stwarza właściwą dekorację dla akcji tej powieści – pisze Jakub Hinc.

Zanim czarne chmury zasnuły niebo nad Madrytem, sprofanowana została nubijska świątynia z Debod, poświęcona pierwotnie Amonowi i Izydzie, przeniesiona z Egiptu do madryckiego Parque de la Montaña. W najdalszej apsydzie śledczy znajdują odcięty łeb osła, a na ścianie dostrzegają wymalowany krwią zwierzęcia tajemniczy symbol. Niedługo potem w tajemniczych okolicznościach umiera dyrektor Muzeum Prado. To pierwsza z tajemniczych śmierci symbolicznie odwołuje się do jednego z dzieł wystawianych w pinakotece. A jest to tylko preludium do znacznie bardziej ponurych zdarzeń.
Krawat w kaczuszki
Złowróżbny symbol odkodowuje przyjaciel tragicznie zmarłego dyrektora Prado, a właściwie Guillermo, jego młody asystent, ubierający się dość eklektycznie: w barwne bluzy z kapturem i ekscentryczne krawaty. Tymczasem niebo nad miastem zasnuwają ciężkie, deszczowe chmury. Aura zachowuje się tak jakby chciała zatrzymać mieszkańców miasta w domach, być chronić ich przed nadciagającą grozą. Podsiąkają też fundamenty muzeum Prado, do którego – na zbliżające się dwusetlecie otwarcia – zostaje sprowadzona tajemnicza rzeźba celującego piką w poczwarę rycerza dosiadającego konia, przedstawiająca Cezara Sauroktonosa. Posąg jednak nie trafia na wystawę, lecz do tajemniczego magazynu w podziemiach muzeum. Za to w galerii malarstwa Prado rozpoczyna się konkurs kopistyczny dla mniej znanych malarzy, który zwycięzcy może uchylić drzwi do uznanych galerii i sal wystawienniczych. Nic zatem dziwnego, że w szranki stają artyści z różnych stron świata, którzy tworząc przedziwną mieszaninę gustów i charakterów, zdają się być gotowi do walki na śmierć i życie byle zdobyć konkursowe laury.
O Międzynarodowym Konkursie Kopistycznym dla lokalnego portalu informacyjnego zamierza pisać Alvaro, dawny kolega z redakcji jednej z malarek. Dziennikarz wolałby jednak odsłonić kulisy konkursu lub jakieś jego pikantne szczegóły. Nikt nie spodziewałby się jednak tego, co odkryje jego dziennikarskie śledztwo.
Sekrety obrazów
Uczestnicy konkursu na swój warsztat biorą obrazy ze zbiorów malarstwa Prado, z różnych epok, szkół i pędzla. I trzeba oddać Luisowi Montero Manglano, że lektura „Muzeum luster” zachęca do przyjrzenia się dziełom, które trafiły na karty tej książki, do sięgnięcia po albumy malarstwa, albo zasobów Internetu. I tak jak sztalugi i płótna rozstawione w różnych miejscach powieściowego muzeum przyciągały gapiów, tak te drobne zachęty autora potrafiły rozbudzić we mnie chęć poznania lub przypomnienia sobie związanej z obrazami historii. Uczestnicy turnieju duplikują obrazy, z których każdy stanowi cały konglomerat kodów i symboli używanych na przestrzeni wieków przez artystów tworzący oryginalne dzieła. Z zazdrością przyglądałem się więc powieściowemu Guillermowi, który tę umiejętność i zdolność odkodowywania znaczenia ukrytych w obrazie znaków posiadł. Dziś są wciąż ludzie, którzy umieją, podobnie jak współcześni mistrzom pędzla potrafili, odkodować przesłanie zawarte w obrazie, w witrażu, rzeźbie. Czytają je nie jako zbiór symboli, lecz jako całość opowiadającą pewną kompletną historię. Dlatego, gdy Guillermo w jednej z sal dostrzega Judith kopiującą obraz ukazujący biblijną mścicielkę „Judytę na uczcie u Holofernesa” wiadomo, że musimy dokładnie zrozumieć narrację obrazu, który na warsztat wzięła madrycka artystka, by w pełni pojąć co chciał w warstwie symbolicznej wyrazić autor powołując na swoją bohaterkę imienniczkę starotestamentowej „matki ojczyzny”.
Asystent przyjaciela zamordowanego dyrektora i malarka szybko znajdują wspólny język i wkraczają w pełen tajemnic świat symboli, w którym towarzyszyć im będzie Alvaro, również skrojony jako postać archetypiczna. Podążając ścieżką znaczoną kolejnymi zgonami, buzującymi od ukrytych znaczeń rytualnymi mordami, bohaterowie trafią w końcu na ślad Kolorowego Inkwizytora, a sekrety ukryte w obrazach Velazqueza, Goi czy Boscha zaczną wydostawać się na światło dzienne w coraz bardziej mrożącej krew w żyłach odsłonach.
Król w tysiącu kawałkach
Naturalizm symboli będzie tylko potęgował poczucie zagrożenia i wszechogarniającego lepkiego mroku. Ostatecznie, w tajemniczych podziemiach muzeum Prado, wszystkie karty zostaną odkryte, spadną maski zasłaniające prawdziwe oblicza, zdarty zostanie całun i w całej krasie ukaże się opowieść o „Królu w tysiącu kawałkach”. Trzeba oddać Luisowi Montero Manglano, że zbudował tę legendę, zgrabnie grając konwencją i wykorzystując zastosowaną w powieści narrację. „Muzeum luster” zawiedzie czytelników do wcale nieoczywistej puenty i jak sądzę rozbudzi apetyt na odświeżający, a zarazem mrożący krew w żyłach kolejny łyk iberyjskiej grozy.
Luis Montero Manglano, Muzeum luster (El museo de los espejos)
Tłumaczenie: Katarzyna Okrasko, Agata Ostrowska
Dom Wydawniczy REBIS, Poznań 2020