felieton

Owoc trzech upalnych dni, czyli przepis na zwycięskie opowiadanie | Felieton Małgorzaty Żebrowskiej

Świeżość, aktualność, język, odwaga i brawura – czy to wystarczy, by napisać opowiadanie idealne, takie, które ma szansę wygrać prestiżowy Międzynarodowy Festiwal Opowiadania we Wrocławiu? Udział można wziąć do 30 czerwca, a dziś – specjalnie dla zupelnieinnaopowiesc.com – o swoim „przepisie” na opowiadanie pisze zwyciężczyni zeszłorocznej edycji festiwalu, a zarazem nasza redakcyjna koleżanka, Małgorzata Żebrowska.

Jako mentorka pisania i współadministratorka prężnie działającej grupy Pisarskie Olśnienia nieraz jestem pytana, jak można dopomóc swemu szczęściu i napisać opowiadanie na miarę zwycięstwa. W ubiegłym roku przydarzyło się bowiem ono właśnie mnie. Opowiadanie „Mrówki” zostało najwyżej ocenione przez kuratora konkursu, Adama Kaczanowskiego, co przyniosło mi sporo satysfakcji i dało motywację do kontynuowania poszukiwań twórczych.

„Wiem, że nic nie wiem”, że tak po sokratejsku się wyrażę. Podkreślam za Adamem Kaczanowskim, że w zestawie jedenastu najlepszych opowiadań nie było ani jednego słabszego – wszystkie trzymały wybitnie wysoki poziom. Dlaczego moje wygrało? Mogę jedynie przypuszczać – nie tylko jako pisarka, lecz również jako literaturoznawczyni i osoba z zapartym tchem śledząca zmiany społeczno-kulturalne, które rozgrywają się na naszych oczach. Oto moje spostrzeżenia, wymieniane w kolejności, w jakiej przystępowałam do wprowadzenia kolejnych elementów do fabuły, które – wedle moich podejrzeń – mogą przyłożyć się do zwycięstwa:

1. Całkiem nowe opowiadanie. Od chwili, gdy ogłoszono ubiegłoroczny temat konkursu, wiedziałam, że przy zawodach tej rangi nie mogę recyklingować wymyślonych wcześniej treści – po pierwsze czułam, że temat powinien być aktualny i palący, a po drugie nie chciałam, by zdanie, które według regulaminu miało się znaleźć w opowiadaniu („Lepiej już chodźmy stąd”) sprawiało wrażenie wklejonego naprędce, post factum. Wiedziałam, że powinno ono mieć znaczenie dla fabuły, wybrzmieć z całą mocą i być jednym z punktów zwrotnych historii.

2. Upał. W zeszłym roku sporo mówiło się o ociepleniu klimatu, był to temat niemal równie nośny jak obecna pandemia. Od początku wiedziałam, że powinien znaleźć się w moim opowiadaniu, by nadał mu waloru aktualności i by hipotetyczny czytelnik mógł się z nim identyfikować. Poza tym, opowiadanie pisałam w duszne (bezduszne?) lipcowe dni. Fizycznie odczuwałam niemiłosierne gorąco. Tym lepiej dla mnie jako pisarki – z łatwością weszłam w skórę głównej bohaterki, która cierpiała podobne katusze.

3. Macierzyństwo. Ocieplenie klimatu to zjawisko naturalne i uniwersalne, którego ofiarami jesteśmy my wszyscy. Jednak, aby poruszyć czytelnika, dobrze jest wywołać współodczuwanie dla jednej, wybranej grupy społecznej. W przypadku „Mrówek” była to matka, która nie otrzymała odpowiedniego wsparcia w swoim macierzyństwie i nie identyfikowała się ze społecznie narzuconymi normami. Mam poczucie, że powstaje obecnie dużo tekstów publicystycznych na ten temat, natomiast literacko temat macierzyństwa drugiej dekady XXI wieku wciąż nie jest dogłębnie eksploatowany. I choć za granicą jest kilka przykładów podobnej literatury (np. genialne „Zgiń, kochanie” Ariany Harwicz) w Polsce wciąż króluje mit matki-siłaczki, dla której dobro dziecka jest dogmatem.

4. Odwaga i brawura. Konkurs MF Opowiadania jest typowym konkursem literackim, w trakcie którego mają szansę objawić się nowe talenty. Nie jest konkursem na książkę, która w założeniu organizatorów „ma się sprzedać”, lecz promuje nowe, odważne podejście do literatury. Mając tę wiedzę, odważyłam się napisać bezkompromisowe, ostre opowiadanie, stosując różnorodne zabiegi, które wcześniej nie funkcjonowały w moim pisaniu. Opowiadania, które znalazły się w gronie finalistów, również cechowała świeżość spojrzenia i literacka odwaga. Stąd wnoszę, że warto puścić wodze fantazji i pozwolić poszybować wysoko swojemu pegazowi natchnienia.

5. Doskonały język. Każde z finałowych opowiadań cechowała świetna redakcja i korekta. Jeśli macie problem z interpunkcją, robicie błędy stylistyczne, lepiej pokażcie opowiadanie przed wysłaniem go na konkurs. To zresztą uniwersalna uwaga, do zastosowania przy wysyłce każdego dzieła.

Ale czy warto startować w konkursach literackich?

Wygrałam kilka ważnych konkursów, w tym roku znalazłam się w gronie finalistów 25. Stacji Literatura Biura Literackiego, moje opowiadania czytało wielu literackich ekspertów – osoby, które uważam za niekwestionowane autorytety w tej dziedzinie. Z perspektywy czasu jestem przekonana, że warto startować we wszelkich konkursach literackich. A oto powody:

1. Poznajesz świetnych ludzi. Tak samo zakręconych na punkcie literatury jak ty. Masz okazję pisać od nowa Kafkę i pośmiać się ze swoich pisarskich natręctw. Dopóki jesteś autorem przed debiutem, bardzo rzadko zdarzają się spotkania w pisarskim gronie, a poczucie wyobcowania często bardzo doskwiera.

2. Masz co wpisać w biogramie, gdy wysyłasz propozycje wydawnicze. Niby mała rzecz, a cieszy. Oczywiście i tak najważniejszy jest tekst, jednak ozdoba w postaci wygranej w ważnym konkursie może się stać języczkiem u wagi.

3. Możesz pokazać rodzinie, że to, co dłubiesz po nocach, przynosi wymierne efekty. To czasami jedyne zewnętrzne potwierdzenie, że twoja ciężka praca nie idzie na marne. W niektórych rodzinach to ważny argument, który zdecydowanie ułatwia wynegocjowanie sobie czasu na pisanie.

4. Nagrody dodają skrzydeł. Po prostu. Nawet jeśli mówimy, że nic dla nas nie znaczą, wzmocnienia pozytywne wyznaczają kierunek działania.

5. Ktoś, kogo nie znasz, gratuluje ci zwycięstwa i prosi o autograf. Pierwszy raz w życiu przeżywasz emocje, które działają jak narkotyk. I już wiesz, że aby dostać ich jeszcze więcej, trzeba jeszcze więcej pisać.

Zatem polecam z całego serca uczestnictwo w konkursach literackich. Życzę przyjaznych jurorów i frapujących tekstów. I zapraszam do Pisarskich Olśnień, najbardziej przyjaznej grupy dla pisarzy na polskim Facebooku.

%d bloggers like this: