felieton

#przerwanysenkornagi | Lato is coming?

Wiosna radosna, postkarnawał nadziei, youtubowe pozy w wersji luz de luxe, sprytne ujęcia i nowoczesne montaże, do tego obowiązkowe instaselfiaki. Wiosenne social media w wykonaniu all inclusive, doprawione przez milusińskie lajki, antymerkantylne szaringi oraz antykonserwatywne uploady. Wiosenna aura, przebudzenie wygłodzonych działania aktywistów, eventy dobrodusznych wolontariuszy, a to wszystko wspierane przez mobilizujące posty, zaczepne hasztagi, wciągające relacje, mocne twittery. Wiosna jak nowy serial. Pierwszy sezon rozpisany przez doświadczonych scenarzystów, „Wiosna is coming”, był pełen zachwyconych recenzji. Drugi sezon, „Wiosna is here” w momencie przesilenia, siadł jak przeciążony muł i parsknął depresją, epizody nie złożyły się do kupy, akcja gdzieś się rozrzedziła, główni bohaterowie definitywnie polegli oprócz kilku postaci, z których w dalszej perspektywie żadnego fabularnego pożytku.

Dawid Kornaga, fot. Zuzanna Szamocka

Dzisiaj można zapomnieć o sezonie trzecim, „Wiosna i wszystko na nic”, taki miałby zapewne tytuł. Nie ma już ani woli kręcenia, ani funduszy wspomagających, ani nawet nowych, w miarę wiarygodnych aktorów. Uśmiechnięte biedronki odleciały na Zachód na parę dobrych lat. Wiosna, the unhappy end.

I tak się dokonał przerwany sen o wiosennych rządach. Nic z jej imperialnych planów „wiosnowania”, ostały się jedynie zeschnięte liście dobrych intencji.

Wiosno, żegnaj! #smutekfilutek

Ponieważ okazałaś się tak naprawdę przedwiośniem, nie starczyło ci niestety sił na pełną wiosenną moc. Czasem bowiem trzeba na samym początku pokazać radykalnie wiosenny szwung, bezkompromisowo tak przywalić, że z przeciwnika ostanie się co najmniej jesienny, zeschnięty liść. To nie twoja wina poniekąd, ta twoja słabość. Twoim pechem było nastanie w kraju, któremu pomieszały się ostatnio pory roku. Na jego nieszczęście. Bociany nienawidzą takich krain, zaczynają je unikać, a to zwiastuje nieszczęścia, pożogi i wszelkie inne trudności. Wiosno, trudno cię obwiniać, że ledwo się tu zaczęłaś, to zaraz skończyłaś – widocznie astrologiczne Lato przyspieszyło swoje przyjście, wyparło cię po chamsku, a wraz z nim, jak wskazują wszelkie termometry, wzrasta stopniowo w naszym kraju temperatura autorytaryzmu. Jakby mało mu było rozbiorów, Holokaustów, sowieckiej okupacji, beznadziei PRL-u, kartek, esbecji, słowem, wszechogarniającego syfu egzystencjalnego. 

Kto wie, być może ciepło sprzyja dyktaturom. Pozwala rozkwitać juntom i reżimom. Rozgrzewa oligarchię do bezeceństw. Sprzyja śmiałemu dojrzewaniu despotii. Nie szczędzi słonecznych promieni utopijnym enklawom i rozbestwieniu samowładztwa jednej partii. Ciepło jest Babilonem życia, zapewnia wygodę spania na golasa, równocześnie w ramach zapłaty uwielbia wybatożyć solidnie po plecach, żeby wam się nie poprzewracało w główkach od tej śródziemnomorskiej sielanki. 

Ciepło rozbiera demokrację jako taką. Upał zniewala wolność wyboru. Niech nie zwodzą was notowania aplikacji powyżej trzydziestu kilku stopni w Dubajach tego świata. Ciepło osłabia, zwłaszcza jego nadmiar. Dyktuje znużenie. Zaprasza do sjesty, kiedy w tym samym czasie jacyś nawiedzeni narwańcy wyłączają wam dostęp do sieci. Jeśli nie teraz, to za chwilę, w imię swoich błogosławionych objawień, jakie powinno być letniego społeczeństwa chowanie. 

Dla przeciwwagi zima, czyli północ, choć nie jest ideałem, zmusza do wysiłku. Zatrważa chłodem i mrozem, z którymi nie ma żartów. Nie tacy polegli, ubrani w podobno bezpieczne kożuchy, zbyt pewni, że lody i zmarzliny im niestraszne; zignorowani ostrzeżenia termometrów i z krwiobiegiem pełnym procentów wyszli dziarskim krokiem na poszukiwanie kresu nocy. I już nie wrócili. 

Północ jednak nie zamraża wolności, nie kłuje dyktatorskimi soplami konstytucji, nie schładza poczucia godności obywatelskiej. Woli terroryzować trudnymi warunkami do życia jako takiego, szanuje jednak dowolność radzenia sobie z nim, po prostu. 

Czy rozprzestrzeniające się globalne ocieplenie nie zwiastuje symbolicznie właśnie nadchodzących na wiele wieków rządów Lata? Czy kiedy roztopią się lodowce Islandii, a Reykjavik zamieni się w nadmorski kurort jak dziś Barcelona, to będzie znak, że właśnie narodziło się imperium wszechwładnego żaru? Który to żar spali wszelkie pragnienia niezależności. Który rozprawi się z każdą próbą jego ugaszenia. Który preferuje ludzi spoconych i grillujących niż ludzi gromadzących zapobiegliwie zapasy na mrozy, więc automatycznie bardziej zorganizowanych, niewierzących, że jeden piec zapewni ciepło całej kamienicy.

Lato jest diaboliczne. Oferuje ogrom atrakcji, które osłabiają bystrość umysłu. Tych, co go oczywiście mają. Lato rozbiera, promując seksapil na siłę. Począwszy od krótkich spódniczek pozbawionych poprawności politycznej, a skończywszy na bikini bezwstydnego rasizmu. Lato tak po prostu ma, gardząc wszelkimi kremami na promieniowanie tolerancji. 

Co, jeśli letnia pora, popierana przez tak wielu, umyśli sobie zanegować konieczność zmiany pór roku. Nastanie nowe letnie średniowiecze? To może trwać i trwać, praktycznie nigdy się nie wyładować jak stare modele nokii. Każdego dnia, każdej nocy, każdego tygodnia, miesiąca, roku, wreszcie każdej dekady, dekady za dekadą. Lato, tylko lato, żadnej innej pory. Vivaldi w grobie się przewróci. Słonecznie, aż razi. Gorąco, aż piecze. Dni długie jak odsiadki wrogów letniej pory. 

A my, tu niżej rozłożeni na swoich prywatnych plażach będziemy w końcu mieć dosyć tej spiekoty. I srogich oparzelin, jakie są jednym z jej skutków. Lecz nikogo nie będzie to obchodziło. Nikogo. Wszyscy ukryją się za swoimi parawanami, wygodnie rozciągnięci, pierdząc nam prosto w nasze wołania o ratunek.  

Instagram będzie akceptował tylko zdjęcia gloryfikujące letni czas. Facebook przestawi się wyłącznie na letni czas. Twitter uwzględni posty dotyczące tylko letniego czasu. Letni czas, czas niezmienny. Będziemy wyć za wiosną, jesienią i zimą. Przepraszać, że ich nie docenialiśmy, my, żałości miłośnicy ciepełka, co na początku milutko grzeje, by w końcowej fazie grzać coraz boleśniej. Gdzieś tam na uboczu zapewne Chińczycy zaproponują nowe, odmienne rozwiązania. Przy bliższym ich poznaniu okaże się jednak, że ostatecznie są kopią naszych, przedstawiając lato jako nieco zmodyfikowaną jesień, która tak naprawdę jest zimą, ale taką zimą, że nawet pingwiny zdechną pod naporem jej nieposkromionego mrozu.

Dobra, dosyć tych niewiosennych prognoz, żegnajcie uśmiechnięte biedronki, zostajemy tu spaleni słońcem, w pośpiechu szukamy skutecznych blokerów, nie możemy się poddać, słabi gniją, a tego nie chcemy, więc niech każdy przemyśli, która pora roku najbardziej  do niego przemawia. Do następnego #przerwanysenkornagi

Felietony publikowane na zupelnieinnaopowiesc.com zawierają osobiste opinie ich autorów.

%d bloggers like this: