wywiad

Marcin Wilk: Wolimy myśleć, że wojny nie będzie | Rozmawia Przemysław Poznański

Nie zależało mi na strzępkach informacji o lecie roku 1939, na oderwanych wrażeniach, ale na pokazaniu bohaterów na dobrze zarysowanym tle, z całą ich historią, z wszystkim tym, kim byli, co robili, jakich wyborów dokonywali – mówi Marcin Wilk*, autor książki reportażowej „Pokój z widokiem. Lato 1939”. Rozmawia Przemysław Poznański.

Przemysław Poznański: Dokonałeś rzeczy niezwykłej: napisałeś książkę pełną słońca, radosnych wspomnień, która jest jednocześnie przygnębiająca przez fakt, że opowiada o przysłowiowych pięciu minutach przed apokalipsą. Tym bardziej jest to przygnębiające, że twoi bohaterowie zdają się albo nie spodziewać nadchodzącej wojny, albo wypierają te wiedzę, ignorując takie sygnały jak Anchluss czy zajęcie przez Niemcy Czech i Moraw.

Marcin Wilk, fot. materiały prasowe

Marcin Wilk: Jedna z bohaterek, Barbara Kamińska-Samborska mówi w książce, że jako jedenastoletnia dziewczynka bardzo chciała mieć życie pełne przygód, perypetii. Ciekawe, ale nie straszne. I tak dzieje się też w przypadku każdego z nas – zawsze myślimy o przyszłości jak o przygodzie, która jeszcze przed nami. Oczywiście groźba wojny była na świecie i w Polsce znana, obserwowano to, co się dzieje. Ale zobacz: siedzimy tu sobie w centrum Warszawy, jest piękny, słoneczny dzień, pijemy lemoniadę i póki nie stanie się nic złego, też nie dopuścimy do siebie myśli, że możemy nie być bezpieczni, że coś nam grozi. Chcemy wierzyć, że tak będzie zawsze. Oni w lecie 1939 roku też tak mieli. Też wierzyli w dobra przyszłość, myśl o złu odkładając gdzieś na bok.

Żyjemy w niespokojnych czasach, ale jednak osiemdziesiąt lat temu znaki wskazujące, że może nadejść wojna, wydawały się wyraźniejsze. Widać w twojej książce – Marlena Dietrich próbuje przewidzieć czy będzie wojna, a gdy twój bohater, dwunastoletni chłopiec detonuje kalichlorek, ludzie wokół pytają „czy to już”. Nie zadaje się sobie takich pytań, gdy nie wierzy się możliwość wojny. Tymczasem prasa – co cytujesz – nawoływała w tym samym czasie do wakacyjnych wyjazdów, do korzystania choćby z tzw. wagonów campingowych, zachwalano Wilno, Zaleszczyki czy Zakopane.

– W lipcu i sierpniu było słychać pomruki wojenne, a pod koniec sierpnia było już wiadomo, że coś się stanie, zaczęła się cicha mobilizacja, zaczęto kopać rowy przeciwlotnicze, zaciemniać miasta, oklejać okna paskami papieru. Ale jednocześnie ludzie mają taką naturę, że myślą optymistycznie, bo chcą przetrwać. Są oczywiście tacy, którzy czekają cały czas na zło, jednak nie jest to powszechna i dobra strategia. Tak do końca nigdy nie wiemy, my, zwykli ludzie, w jakich czasach żyjemy. Dotyczy to też nas tu i teraz. Zwykle nie interesujemy się stanem uzbrojenia państwa, ale tym czy znajdziemy świeże szparagi w dobrej cenie. Oczywiście istnieje coś takiego, co nazywam na potrzeby rozpoznania nastrojów społecznych „myśleniem wojennym”. Pojawia się ono wtedy, gdy wisi nad nami konflikt, choćby po II wojnie światowej, w latach 50., gdy spodziewano się wybuchu III wojny, atomowej. Na szczęście nic się nie stało. Generalnie jednak są ludzie bardziej wrażliwi na to, co wokół i ci, którzy wolą zajmować się codziennymi sprawami. I to ci drudzy są w przeważającej większości. Może słusznie – w końcu gdy wojna już wybuchła, też trzeba się było zająć codziennością. Poza tym do wielu nawet informacja o wybuchu wojny docierała z opóźnieniem. Jeden z bohaterów mojej książki dowiedział się o tym, gdy poszedł na stację kolejową kupić bilet do Białegostoku. O wojnie poinformował go zawiadowca.

Powszechny optymizm dotyczył tez potencjalnych szans Polski w konflikcie z Niemcami. Częste było stwierdzenie, że „nie oddamy nawet guzika”. Artykuły na ten temat ilustrowano jednak szpalerem żołnierzy z lancami. 

Wojna jako pomysł zaczyna się w głowach ledwie garstki ludzi, polityków. Ale chyba nawet oni nie przewidzieli, że to, co się rozpęta, ogarnie cały świat i zmieni go w wielką machinę działającą na rzecz tej wojny. W lecie 1939 nikt w Polsce nie wiedział, że ten wieloletni krwawy konflikt będzie miał inny charakter, niż poprzedni. Większość spodziewała się powtórki Wielkiej Wojny.

Optymizm widać też na szczeblach władzy. Minister skarbu Eugeniusz Kwiatkowski snuje wszak wieloletnie plany gospodarcze.

– Kwiatkowski znał prawdę o sytuacji politycznej, ale Polska późno wyszła ze światowego kryzysu – o ile inne kraje odczuwały poprawę już około 1932 roku, w Polsce oznaki słabnięcia kryzysu pojawiły się dopiero około 1935. W porównaniu z większością innych krajów straciliśmy kilka lat. Dotyczyło to także zbrojenia, nawet jeśli relatywnie spory odsetek szedł na ten cel z budżetu państwa.  W ostatnich tygodniach trwały gorączkowe negocjacje w sprawie pożyczki zagranicznej. Dzienniki ministra Kwiatkowskiego z lata 1939 są pełne opisów relacjonujących tamto napięcie. Dla niego to z pewnością nie był czas wypoczynku. Biografowie spierają się, czy Kwiatkowski w pełni zdawał sobie sprawę z tego, co czeka Polskę. 

Marcin Wilk, fot. materiały prasowe

„Pokój z widokiem” to kilkanaście relacji osób, które żyły w tamtym czasie. Są osoby, których relacje cytujesz, są i tacy, z którymi udało ci porozmawiać. Jak dobierałeś bohaterów?

– Z początku myślałem o napisaniu książki, której bohaterami będą wyłącznie postaci spoza pierwszych stron gazet. Nie chciałem polityków, celebrytów, bo wydawało mi się, że to są historie już na milion sposób opowiedziane, a więc dla reportera nieciekawe. Zależało mi też, by nie pisać historii bibelotów, gadżetów z tamtych czasów, nie chciałem historii w stylu retro. Zależało mi, żeby dotrzeć jak najbliżej życia, żeby moje postaci ożyły w tamtym czasie, żeby otworzyć ich emocje. I od początku zamierzałem napisać o ludziach z różnych stron kraju, z różnych warstw społecznych, z miast i wsi. Chodziło mi o pokazanie pewnego rodzaju mozaiki, tego, że nie był to świat jednolity, lecz przeciwnie – różnorodny, także społecznie. Wtedy też była Polska A i Polska B, większość ludności – około dwie trzecie! – mieszkała na wsiach, panowała ogromna bieda, był wysoki poziom analfabetyzmu. Mieliśmy też silne mniejszości: ukraińską, białoruską, żydowską (w miastach często jedną trzecią stanowili Żydzi), ale byli też Niemcy, Czesi, Rosjanie, Litwini. Nie dla wszystkich ta tożsamość narodowa była istotna, różnie kształtowały się relacje między miejscowymi. Historycy doskonale o tym wiedzą, ale my nie zawsze o tym pamiętamy. Chciałem to przypomnieć. Zacząłem szukać świadków tamtych wydarzeń, co nie było proste, bo po pierwsze wcale tak niełatwo do nich dotrzeć, a po drugie nie wszyscy chcieli rozmawiać, a gdy się zdecydowali – nie zawsze pamiętali szczegółowo konkretny czas. Bo nie zależało mi na strzępkach informacji o lecie roku 1939, na oderwanych wrażeniach, ale na pokazaniu bohaterów na dobrze zarysowanym tle, z całą ich historią, z wszystkim tym, kim byli, co robili, jakich wyborów dokonywali. Gdy zacząłem rozmawiać, przyglądałem się jak działa pamięć – ludzie często opowiadali o przeszłości z perspektywy dzisiejszej, mi natomiast zależało na odtworzeniu ich wiedzy i emocji bez balastu wiedzy o tym, co było dalej. Niestety pamięć tak działa, że często opowiadając o naszej przeszłości, dokładamy do własnych przeżyć to, co usłyszeliśmy później od innych, lub co przeczytaliśmy po czasie. Dlatego postanowiłem w końcu, że to, co słyszę, skonfrontuję z dokumentami, dzięki czemu obraz będzie pełniejszy. Dlatego wprowadziłem te kilka osób z życia publicznego, choć ich wybór tez nie był przypadkowy: Juliusz Bursche, biskup Kościoła Ewangelicko- Augsburskiego w RP jest postacią tak niebagatelną, że zasługuje na osobną książkę, ba nawet na film, Witold Gombrowicz, wiadomo, jest niepowtarzalny, a przy okazji mogłem przez jego pryzmat pokazać także kwestie jak sytuacja osób homoseksualnych w opisywanych czasach, Eugeniusz Kwiatkowski z kolei wydał mi się najbardziej interesujący z całej plejady ówczesnych polityków. Posiłkowałem się dokumentami, ale ich historie też są bardzo osobiste.

„Pokój z widokiem” jest twoim pierwszym reportażem historycznym. Wcześniej pisałeś biografie. 

– Kiedy piszesz biografię, to jesteś mocno ograniczony postacią i nie powinieneś za daleko odpływać. W przypadku książki takiej jak „Pokój z widokiem….”, większa odpowiedzialność spoczywa na autorze, bo to on musi decydować, w którą stronę iść, jak kształtować materiał. Reportaż biograficzny ma swoje prawidła, tradycje, a tu samemu musiałem sobie wymyślić konstrukcję, co było bardzo twórcze. I dające duże możliwości. Poza tym w przypadku biografii na pierwszym planie jest postać, tutaj jest to w dużym stopniu moja opowieść, nie mogę się schować za Anną Jantar czy Ireną Kwiatkowską. Ale tym, co łączy reportaż biograficzny i „Pokój z widokiem” jest to, że za każdym razem chce dotknąć tkanki życia, pokazać prawdziwego człowieka, a nie suche fakty.

Nad czym teraz pracujesz?

– Jest lato. Mam wakacje.

Rozmawiał Przemysław Poznański

Marcin Wilk, fot. materiały prasowe

*Marcin Wilk – dziennikarz, kurator programów literackich, publikował na łamach m.in. Polityki, RTygodnika Powszechnego, Przekroju, Ha!artu, onet.pl, Lampy. Przez kilka lat redagował kolumnę książkową w Dzienniku Polskim. Stały współpracownik miesięcznika Znak. Od roku 2010 zasiada w jury Krakowskiej Książki Miesiąca. Opublikował: „W biegu… Książka podróżna”, „Tyle słońca. Anna Jantar. Biografia”, „Kwiatkowska. Żarty się skończyły” i „Pokój z widokiem. Lato 1939”. Prowadzi bloga i vloga książkowego Wyliczanka.eu

%d