recenzja

Bunt w stagnacji | Łukasz Błaszczyk, Pożegnanie z Budapesztem

W „Pożegnaniu z Budapesztem” Łukasz Błaszczyk pokazuje nam bohaterów pielęgnujących ten rodzaj buntu, który wyraża się stagnacją i brakiem ambicji. To portret indywidulany, często intymny, ale w pewnym sensie obrazujący pokolenie trzydziestolatków – tych z początku lat 10. XXI wieku.  

Łukasz Błaszczyk mówi do nas gawędą, potokiem słów i skojarzeń – wrzuca nas przy tym w sam środek wydarzeń, nie tracąc czasu na tłumaczenie, kto jest kim, skąd się wziął. Każe przyjąć na wiarę, że jego bohaterowie – Lucek, Wawer, Skumu i James – dadzą się prędzej czy później poznać i zrozumieć. To świat narratora – choć trzecioosobowego, a zatem zdawałoby się obiektywnego, to serwującego nam opowieść subiektywną. Taką, w którą albo wejdziemy, akceptując, że to, co widzimy, stanowi często tylko wierzchołek rzeczywistości, a sedno tego, czego doświadczają bohaterowie, kryje się między wierszami, w niedopowiedzeniach, albo odbijemy się od tego świata jak od szklanej ściany.

Tym bardziej że bohaterowie Błaszczyka nie dają się łatwo polubić – to trzydziestolatkowie (James jest nawet trochę starszy), którzy ugrzęźli między młodzieńczym okresem buntu, negacji, wyparcia konsumpcjonizmu a światem dorosłej odpowiedzialności. Wszyscy bez wyjątku cierpią na kompleks Piotrusia Pana, odmawiając udziału w drobnomieszczańskości, grzęzną w swoistym nihilizmie, z którego ani nie chcą, ani nie potrafią się wydostać.

Poznajemy ich, jak jadą do Budapesztu na ślub Jamesa z jego węgierską narzeczoną. Tak naprawdę zaproszeni są tylko Lucek i Skumu, ale Wawer nie omieszka dołączyć do nich, bo choć w jego świecie istnieje pojęcie obciachu jakim jest wpraszanie się na imprezę, to samo wystawienie się na ów obciach nie leży zbyt wysoko na skali tego, co wprawiałyby go w zażenowanie. W ogóle bohaterowie Błaszczyka nie są specjalnie podatni na opinie i sugestie innych, nie przejmują się wartościami tego świata, który świadomie wciąż odrzucają, ale nie proponują w zamian niczego konstruktywnego.

Kim są? James pracuje w londyńskim magazynie i nie przejawia szczególnych ambicji, by to zmienić, Lucek co prawda z magazynu odszedł, ale nie jest zadowolony z nowej, bardziej ambitnej pracy, pozostali bohaterowie także miotają się nie tyle niespełnieni, co znużeni faktem, że jakiekolwiek spełnienie miałoby nadejść.

Ich podróż do Budapesztu jest zatem w pewnym sensie także metaforycznym poszukiwaniem tego, co wbrew nim, ale w zgodzie z logiką świata, w którym żyją, musi nastąpić – odpowiedzi na pytanie, co dalej, jak żyć po tym życiu, które wiodą, a którego formuła musi się prędzej czy później wyczerpać.

„Pożegnanie z Budapesztem” nie jest jednak opowieścią uniwersalną o pokoleniu trzydziestolatków jako takim i o rozterkach tych, których losy się na nie składają. Mówi nam za to o tych trzydziestolatkach, którym dane było żyć na początku XXI wieku, w Europie bez granic, pokoleniu bez obciążeń przeszłością, żyjącym w świecie o tyle szczęśliwym, o ile jest wyzuty z pragnień, pozbawiony imperatywu walki o jakiekolwiek wartości. Tego miejsca w czasoprzestrzeni, które  tworzy wrażenie nienaruszalności zastanego modelu funkcjonowania cywilizowanego świata. To ważne, bo choć powieść przedstawia zaledwie kilkuosobowy wycinek pokolenia, to z pewnością pokazuje wyraziście i w sposób przemyślany pewną życiową postawę w bardzo precyzyjnie określonym czasie – właściwa akcja rozgrywa się wszak w 2012 roku. I choć trudno na siłę rozciągać sposób postępowania kilku osób na całe pokolenie, to faktem pozostaje, że jest to roszczeniowa postawa negacji zastanego świata, która już wkrótce będzie miała przełożenie na społeczno-polityczną sytuację Europy i świata.

Co ważne, z tego punktu widzenia powieści Błaszczyka nie należy raczej traktować jako kolejnej książki o najnowszej polskiej emigracji zarobkowej – Lucek pracuje co prawda w Wielkiej Brytanii, ale nie jest to dla opowieści kluczowe. Jest on po prostu stosunkowo młodym Europejczykiem, który w swoim dążeniu do niespełniania ambicji, wybrał niespełnianie ich na Wyspach. Stanowi pewien rys, ale nie do zbiorowego portretu wschodnioeuropejskiej emigracji, co do zbiorowego portretu Europy końca pierwszej i początku drugiej dekady naszego stulecia i wszystkich jej ówczesnych trzydziestoletnich mieszkańców. Tego portretu, który – co wiemy my, jako czytelnicy – za chwilę stanie się nieaktualny, wyblakły. Nie dlatego, że bohaterowie tego chcą – bo nie chcą – ale dlatego, że to nieuniknione. Indywidulanie i zbiorowo.

Łukasz Błaszczyk, Pożegnanie z Budapesztem

Świat Książki 2019   

%d bloggers like this: