Nie uśmiejecie się do łez. Raczej będziecie się śmiać przez łzy. Pod pretekstem komedii twórcy „PolandJa” dali nam mądry film. O naszych fobiach, nienawiściach, strachu, ale i o marzeniach i miłości, które się spełniają, o ile mamy odwagę zaryzykować, albo zwyczajnie na powrót być sobą. Film ważny także dlatego, że niezmiernie aktualny.
PRZEMYSŁAW POZNAŃSKI, PRZEMYSŁAW JAKUB HINC

Jeśli rozumieć tytuł „PolandJa” jako zapowiedź portretu Polski narysowanego przez pryzmat naszego jednostkowego, prywatnego „ja”, to trzeba też zrozumieć, że nie było możliwe opowiedzenie takiej historii z punktu widzenia jednego bohatera. Dlatego ten film to patchwork kilku przenikających się, doskonale wymyślonych historii, rozgrywających się obok siebie, w ciągu tych samych dwudziestu czterech godzin, w tym samym miejscu – centrum Warszawy, w okolicach Mostu Poniatowskiego. Raz widzianego z góry, z balkonu korporacyjnego biurowca, innym razem z dołu: czy to z perspektywy ulic przebigających pod mostem i wzdłuż niego, czy z restauracji z kebabem prowadzonej przez Turków. Szybko orientujemy się, że to ostatnie miejsce nie zostało wybrane przypadkowo. To soczewka, która skupia w sobie wszystko to, co w nas najlepsze i najgorsze. Możemy potraktować lokal jak przystań z dobrym jedzeniem, możemy też dawać upust naszym fobiom, pokazywać przed innymi nasze „narodowe” oblicze.
Scenariusz filmu jest dziełem zbiorowym – podpisali go reżyser Cyprian T. Olencki, Maria Wojtyszko, Jakub Nieścierow i Sławomir Krawczyński. Całości wydaje się jednak nadawać ton Dawid Kornaga (pojawia się też na ekranie w doskonałym epizodzie), który był tu nie tylko współscenarzystą i kierownikiem literackim, ale i autorem powieści, które częściowo posłużyły za pierwowzory także tych epizodów, których Kornaga nie był scenarzystą. Mowa o „Cięciach” i „Znieczuleniu miejscowym”. Z tej zbiorowej pracy wyszła wielowątkowa historia, opowiedziana z przymrużeniem oka i z lekka ironicznym humorem, zapełniona przez pełnokrwiste postaci wyjęte wprost z naszej rzeczywistości: jak ufarbowana na biało-czerwono ekstremalna „patriotka” Iwo z jej monologiem o PKB i Viktorii Wiedeńskiej – mieszanka cynizmu i niepochowanej agresji (genialnie zagrana przez Romę Gąsiorowską), albo Sobkowiak, korporacyjny trybik bez znaczenia (Grzegorz Małecki), czy też Jola (Iza Kuna), która postawiona pod murem odkrywa wreszcie swoją wartość i potrafi wziąć los w swoje ręce i w końcu jak Szymon (Szymon Bobrowski), który w pogoni za jeszcze większymi pieniędzmi niemal gubi to, co w życiu najważniejsze.
„Dlaczego wy tak boicie się tego, co obce, co inne”, pyta w pewnym momencie bohater grany przez (świetnego w tej roli) Borysa Szyca (cytuję z pamięci). I jest to tak naprawdę klucz do filmu. Boimy się – jak w epizodzie Jakuba Gierszała z wężem – tego, co nieoswojone, nieznane. Boimy się niezależności i pracowitości, bo boimy się konkurencji, więc promujemy miernoty – jak w epizodzie z Izą Kuną i Grzegorzem Małeckim. W końcu boimy się jak nas ocenią inni, więc wolimy zrezygnować ze szczęścia w imię wtopienia się w tłum i nie ponoszenia ryzyka.
Wszyscy bohaterowie wydają się pozornie zdefiniowani, choć jednocześnie tylko po to, byśmy mogli po chwili zobaczyć ich drugą twarz. Pod warstwą dobrych dekoracji: nowoczesnego dizajnu korpo-biura, drogiej marki samochodu, czy słodkiego make-upu patriotycznej nowomowy, kryje się prawda o nich. Ale – i to być może w tym filmie najważniejsze – prawda o nas. Bo my też najczęściej do zrozumienia i przewartościowania swoich poglądów i postaw potrzebujemy katastrofy. Tylko czy na pewno ją przetrwamy?
PolandJa, reż. Cyprian T. Olencki
Scenariusz Cyprian T. Olencki, Dawid Kornaga, Maria Wojtyszko, Jakub Nieścierow, Sławomir Krawczyński
Dystrybucja: Mówi Serwis
Premiera: 17 lutego 2017