Stary, dobry Bond powrócił. Brutalny, ale szarmancki. Bezkompromisowy, a przez to skuteczny. I wcale nie przeszkadza, że zatrzymał się w połowie XX wieku, a za najbardziej skuteczne gadżety służy mu kuloodporna szyba samochodu i nóż do steków.
Gdyby to miał być film o Bondzie, teraz powinna wyświetlić się czołówka. Może tak: pomalowana na złoty kobieta leniwie rusza się na czarnym tle ekranu, a na jej ciele ktoś wyświetla najważniejsze sceny z filmu, który za chwilę obejrzycie. Znacie? No jasne, to czołówka „Goldfingera” w reżyserii Guya Hamiltona. Nie przywołuję jej tu przypadkowo. Bo „Cyngiel śmierci” Anthony’ego Horowitza to swoisty sequel opowieści o Auricu Goldfingerze (nie zabraknie tu nawet pomalowanej na złoto kobiety) – oczywiście sequel powieści Iana Fleminga, a nie filmu, co niesie ze sobą istotne konsekwencje. A choćby takie, że znów pojawi się tu nieznana z filmów Loelia Ponsonby, sekretarka agenta 007, major Booyhroyd, szef Oddziału Q (a nie po prostu Q) i mieszkanie w londyńskim Chelsea, zarządzane przez niezrównaną May. To drobiazgi, które znają tylko czytelnicy powieści – tych oryginalnych, i tych od lat pisanych na zamówienie spadkobierców Fleminga.
Tym razem tego zdecydowanie trudnego zadania podjął się Anthony Horowitz, scenarzysta takich seriali jak „Morderstwa w Midsomer” czy „Poirot”, a także twórca dwóch powieści, wykorzystujących postać Sherlocka Holmesa: „Dom Jedwabny” i „Moriarty”. Został on zresztą obdarzony przez właścicieli praw do postaci agenta 007 wyjątkowym zaufaniem – powierzono mu bowiem zarys fabuły opowiadania samego Fleminga, pt. „Morderstwo na kołach”, kilkaset słów, które Horowitz mógł wpleść do swojej powieści.
Czy to wszystko wystarczyło, by napisać pełnokrwistą powieść o Bondzie, która zaintryguje współczesnego czytelnika? O tym za chwilę.
„Cyngiel…” jest kontynuacją „Goldfingera” pod każdym względem, co oznacza, że jego fabuła została osadzona w tym samym czasie, co wydana w 1959 roku powieść Fleminga. Pamiętacie ją? Oto złowrogi przemytnik złota, bogacz, powiązany z sowiecką organizacją Smiersz, przeprowadza atak na Fort Knox, którego celem jest jego osobiste wzbogacenie się, przy jednoczesnym osłabieniu gospodarki USA. Bond pokonuje Golfingera, a wydatnie pomaga mu w tym lesbijka Pussy Galore, która okazuje się ostatecznie nie do końca odporna na męski czar 007. Nic dziwnego, że oboje lądują w łóżku…
…i tu zastajemy ich w pierwszych scenach „Cyngla śmierci” (pomijając intrygujący wstęp o ewidentnie knującym coś byłym niemieckim naukowcu, zwerbowanym po wojnie przez Amerykanów ). Dla fabuły książki wątek Pussy nie ma jednak szczególnego znaczenia, jest raczej łącznikiem, mrugnięciem do czytelnika, choć może także próbą naprawienia tego dość homofobicznego pomysłu Fleminga. Jeśli jednak skupimy się z powrotem na naszej „czołówce”, nie zobaczymy tam raczej Pussy. Jej miejsce zajmą szybkie wyścigowe samochody, jeszcze szybsze rakiety oraz jedna z najciekawszych kobiecych postaci w serii: Jeopardy Lane – przebojowa osóbka, mogąca się w wielu kwestiach równać z Bondem. Tej dwójce każe Horowitz spotkać się w mrocznym niemieckim Schloss Bronsart, siedzibie niejakiego Jai-Seonga (Jasona) Sina (charakterystyczne dla bondowskiej serii nazwisko znaczące), gdzie 007 przybywa po morderczym wyścigu samochodowym na pobliskim torze. Czy Sin, świadek zgotowanej Koreańczykom przez Amerykanów masakry pod Nogeun-ri, podczas wojny koreańskiej z lat 1950-53, może mieć powiązania ze Smierszem? A jeśli tak, to co knuje?
Wybierz z tali jedną kartę, która wskaże jaką śmiercią umrzesz – powtarza raz po raz zły charakter z „Cyngla śmierci”. Można to odczytać i w ten sposób: zawsze masz wybór czy czynić dobro, czy zło i zawsze musisz się liczyć z konsekwencjami swoich czynów. Niemiecko-amerykański naukowiec może wybrać lojalność zamiast dolarów, dowódca amerykańskiej bazy może wybrać między własną dumą a bezpieczeństwem kraju, sam Bond też może wybrać między własnym życiem a życiem setek tysięcy mieszkańców jednego z amerykańskich miast. Jedyną postacią, która zdaje się nie mieć wyboru, jest tu Sin – w przeciwieństwie do Golfingera nie kieruje nim chęć zysku czy polityczne przekonania. Jego motywem jest tocząca go fanatyczna nienawiść. To postać zimna, wyprana z emocji, jak ulał pasująca do panteonu największych złoczyńców, którym 007 musiał stawić czoło. Czy Bond, James Bond poradzi sobie z aż tak zdesperowanym przeciwnikiem?
Powieściowy James Bond żyje na dzisiejszym rynku wydawniczym w dwóch rzeczywistościach: współczesnej, jak choćby w powieści Jeffery Deavera „Carte Blanche”, gdzie poznajemy agenta 007 na miarę XXI wieku, odnowionego, odmłodzonego, weterana wojen w Afganistanie, który zaraz na pierwszych stronach zapobiega w Serbii atakowi terrorystycznemu z użyciem pociągu, by ostatecznie trafić do Kapsztadu, gdzie musi stawić czoła demonicznemu Severanowi Hydtowi, miłośnikowi nekrofilskich klimatów. I w wersji retro, jak w „Solo” Williama Boyda, który odrzuca nową biografię bohatera i każe mu znowu żyć w czasach, w których swoją wódkę z martini dry pić mógłby bohater Fleminga (a konkretnie chwilę po „Żyje się tylko dwa razy”, ostatniej powieści, która ukazała się za życia twórcy 007). Które rozwianie jest lepsze? To, pełne współczesnych gadżetów, których nie powstydziliby się Tom Clancy czy Vincent V. Severski czy to, gdzie Bond obyć musi się bez komórki, a jedyne, w co może go wyposażyć Oddział Q, to sprawny walther PPK i zmodyfikowany bentley mark VI?
To chyba kwestia osobistych preferencji. Ważne, by autor, który bierze na swoje barki ciężar podtrzymania legendy, zwyczajnie nie nudził. Horowitz odrobił lekcję: w jego książce tempo nie spada nawet na chwilę, trzyma nas w garści do dosłownie ostatniej strony, nawet wtedy, gdy wydaje nam się, że wszystko zostało już powiedziane. A wcześniej mamy śmiertelny wyścig samochodem, pogrzebanie żywcem, ucieczkę pod gradem kul, zagrażającą dekapitacją pogoń na dachach wagonów metra i szereg innych atrakcji, z przymusową kąpielą w mroźnej wodzie włącznie. To dzięki temu po zamknięciu okładki zdecydowanie jesteśmy wstrząśnięci, a nie zmieszani.
Anthony Horowitz, Cyngiel śmierci (Trigger Mortis)
Przełożył Maciej Szymański
Dom Wydawniczy Rebis 2015