wywiad

CIĄGLE MAM WRAŻENIE, ŻE TO NIE CHODZI O MNIE | Rozmowa z Kubą Wojtaszczykiem, autorem „Portretu Trumiennego”

Pisanie jest dla mnie bardzo ważne, nie sądzę, że potrafię robić coś innego z takim zaangażowaniem. Wydaje mi się, a nawet jestem przekonany, że jestem pracoholikiem. Jeżeli zaczynam pisać kolejną powieść lub opowiadanie, trudno jest mi się oderwać od pracy. Co pewnie nie jest zdrowe i łatwe dla moich bliskich, ale cóż poradzić – mówi Kuba Wojtaszczyk*, autor „Portretu trumiennego”.

Kubę Wojtaszczyka spotkacie 30 maja o godz. 18:00, De Revolutionibus. Books&Cafe, ul. Bracka 14, Kraków.

Zupelnieinnaopowiesc.com jest patronem tego wydarzenia.

Przemysław Poznański: Od premiery „Portretu trumiennego” minęło już trochę czasu, napisałeś kolejne książki, znalazłeś wydawcę na drugą powieść. Czy w ogóle pamiętasz, co to znaczy być debiutantem?

Debiutanci_Wojtaszcz_portretKuba Wojtaszczyk: W moim przypadku to spełnienie marzeń. Tym bardziej, że książka została zauważona i najczęściej pozytywnie zrecenzowana. Jestem wdzięczny za to, że ktoś poświęcił swój czas, by książkę kupić, przeczytać i napisać o niej tekst. Tak więc jest to też odpowiedzialność, ciążąca na mnie, jako na autorze – nie mogę i nie chcę zawieść moich czytelników, którzy dali mi szansę, by o „Portrecie trumiennym” stało się głośno.

Fakt, to jeden z najgłośniejszych debiutów. Ale i ty przy okazji stałeś się rozpoznawalny. Czy dziś pisarze muszą być celebrytami, by zaistnieć na książkowym rynku?

– Celebrytami tak, ale nie w rozumieniu „pozowania na ściankach”. Moim zdaniem literatura powinna przeniknąć do mediów popularnych, a pisarze i pisarki stać się pożądanymi gośćmi w pismach/portalach lifestylowych i programach TV, np. śniadaniowych. Pomogłoby to w popularyzacji czytelnictwa. Wszystko po to, by z literatury zdjąć odium elitarności.

Jeżeli książka nie ma promocyjnego wsparcia w wydawnictwie, a piszący znanego nazwiska, to debiutant sam robi sobie reklamę. Od tego często zależy, czy książka zostanie w ogóle dostrzeżona, zrecenzowana. Sam promowałem „Portret…” główne na Facebooku, pomogły również media patronackie i spotkania autorskie. Kontaktowałem się też z niektórymi blogerami. Ku mojemu zaskoczeniu reszta potoczyła się sama i od roku od debiutu toczy się dalej. Zainteresowanie książką nie ustało, a wręcz wzrosło, co mnie bardzo cieszy!

Oczywiście – ile osób, tyle opinii, dlatego debiutant musi mieć do siebie i książki dystans – nie spinać się, gdy pojawią się negatywne głosy, tylko, jeżeli jest to konstruktywna krytyka, zastanowić się, czy aby nie są one słuszne.

Czytaj także: MARTWA NATURA W RODZINNYM WNĘTRZU. Kuba Wojtaszczyk, Portret trumienny

Skąd pomysł, żeby pisać?

– Nie pamiętam już jaka myśl mi przyświecała. Pewnie po prostu – wymyśliłem egocentrycznego bohatera, który jest wrednym facetem, nienawidzącym siebie i świata, no i umieściłem go w odpowiednich sceneriach. Pomyślałem, że skoro Aleksa interesuje tylko on sam, to nie przedstawię punktu widzenia jego rodziny, skupiając się tylko i wyłącznie na jednym bohaterze. Wiedziałem, że jednym to się spodoba, innym nie, ale nie myślałem wtedy o tym.

Pisanie jest dla mnie bardzo ważne, nie sądzę, że potrafię robić coś innego z takim zaangażowaniem. Wydaje mi się, a nawet jestem przekonany, że jestem pracoholikiem. Jeżeli zaczynam pisać kolejną powieść lub opowiadanie, trudno jest mi się oderwać od pracy. Co pewnie nie jest zdrowe i łatwe dla moich bliskich, ale cóż poradzić (śmiech).

Książka nie istnieje bez odbiorców – ty bez problemu ich znalazłeś. Czy pisząc myślałeś komu spodoba się „Portret trumienny”?

– To bardzo trudne pytanie. Pisząc „Portret…” nie miałem idealnego czytelnika, pisałem chyba dla siebie. Jednak teraz, po recenzjach i spotkaniach autorskich, widzę, że moimi czytelnikami są osoby z otwartym umysłem, lubiące popkulturę i odnajdujące odniesienia do niej w moich tekstach. Co mnie bardzo cieszy i mi pochlebia, ponieważ popkultura, zwłaszcza amerykańska jest mi bliska. Lubię posługiwać się, znanymi chociażby z filmów, schematami i się nimi bawić, przekształcając je na potrzeby powieści.

Jak wspominasz pisanie pierwszej książki? Natłok myśli? Kryzysy twórcze?

– Największym problem był brak czasu. „Portret…” pisałem po uczelni i po pracy, czyli zazwyczaj w nocy. Także znalezienie wydawcy skutecznie odstrasza od pisania. Przyznam, że jest to bardzo trudne, szczególnie dla debiutanta.

Trudy zostały nagrodzone.

– Najmilsze są teksty o książce, pytania od publiczności, czy w ogóle publiczność na spotkaniach autorskich. Ciągle mam wrażenie, że to nie chodzi o mnie, tylko o inną osobę, która napisała „Portret trumienny”.

Czytaj także: DEBIUTUJĘ WIĘC JESTEM. Debiutanci: Hermetz, Wojtaszczyk, Zielińska [POD NASZYM PATRONATEM]

A sam moment otwarcia paczki z książkami?

– Dla mnie to akurat było dosyć traumatyczne, bo okazało się, że drukarnia we wszystkich egzemplarzach nie dodała ostatniej strony redakcyjnej. To był koszmar! Książka musiała ukazać się tydzień, czy dwa tygodnie później.

Ale ty nie czekałeś z pisaniem. I masz już wydawcę dla kolejnej książki. Czy „Potret…” przetarł szlak?

– Nie wiem, czy zawdzięczam to debiutowi, ale, mniej więcej pół roku po nim, otrzymałem propozycję wydania mojej drugiej powieści „Kiedy zdarza się przemoc, lubię patrzeć” w Wydawnictwie Akurat (imprincie Wydawnictwa Muza). Książka ukaże się na początku 2016 roku i, przyznam szczerze, nie mogę się jej doczekać. Kończę też trzecią powieść.

Czym powieść dojrzałego pisarza różni się od debiutu?

– Wydaje mi się, że to, co różni drugą powieść od debiutu, to większa odpowiedzialność. Debiut jest zazwyczaj niesforny, pewnie bardziej odważny. A jak chwyci, znajdzie grono czytelników, spodoba się krytykom, to wspomniana odpowiedzialność za to, co się wypuszcza na rynek automatycznie się zwiększa.

ROZMAWIAŁ PRZEMYSŁAW POZNAŃSKI

 

*Kuba Wojtaszczyk (ur. 1986) kulturoznawca, publikuje opowiadania m.in. w „Lampie”, „Czasie Kultury”, „Pride”, antologii „Nowe Marzy” 10. MFO. Główny bohater jego debiutanckiej powieści „Portret trumienny” – Aleks udowadnia, że pokrewieństwo to czysto umowna kategoria i w pewnym momencie rodzina to już tylko grupa obcych jemu ludzi. Na początku przyszłego roku, nakładem Wydawnictwa Akurat, ukaże się jego druga książka „Kiedy zdarza się przemoc, lubię patrzeć”. Stypendysta Prezydent m.st. Warszawy i Stowarzyszenia Willi Decjusza.

 BANER DRUGI INFO

Debiutanci: Hermetz, Wojtaszczyk, Zielińska

30 maja 2015 r., godz. 18:00, De Revolutionibus. Books&Cafe, ul. Bracka 14, Kraków

Prowadzenie: Anna Marchewka, literaturoznawczyni, krytyczka literacka. Autorka książki „Ślady nieobecności. Poszukiwanie Ireny Szelburg” (2014). Prowadzi zajęcia w Katedrze Krytyki Współczesnej przy Wydziale Polonistyki UJ.

Partner spotkania: De Revolutionibus. Books&Cafe, ul. Bracka 14, Kraków,

http://www.derevolutionibus.com.pl

Patronaty medialne: Dzika Banda, Enter the ROOM, Miesięcznik Znak, Radiofonia, Strona O

Kulturze, Opcje 1.1., Zupełnie inna opowieść / zupelnieinnaopowiesc.com.

%d bloggers like this: