artykuł wydarzenia

DEBIUTUJĘ WIĘC JESTEM. Debiutanci: Hermetz, Wojtaszczyk, Zielińska [POD NASZYM PATRONATEM]

Przekroczyli granicę, spełnili marzenie i nie spoczywają na laurach – debiutanci. Hermetz, Wojtaszczyk, Zielińska. Opowiedzą o tym 30 maja w Krakowie, ale dla „Zupełnie Innej Opowieści” uchylają rąbka tajemnicy już dziś.

AlicyjkaPrzedstawmy ich: Liliana Hermetz – kulturoznawczyni, studiowała język, literaturę i cywilizację francuską na Uniwersytecie w Strasburgu. Ukończyła także studia MBA. Jej debiut to powieść „Alicyjka”. Kuba Wojtaszczyk – kulturoznawca, publikuje opowiadania m.in. w „Lampie”, „Czasie Kultury”, „Pride”, antologii „Nowe Marzy” 10. MFO. Zadebiutował powieścią „Portret trumienny”. Aleksandra Zielińska – studentka Warszawskiej Szkoły Filmowej i Wydziału Sztuki UP, tłumaczka, ilustratorka, współpracowniczka „Grabarza Polskiego” i „Dzikiej Bandy”. Jej debiut to „Przypadek Alicji” [recenzja wkrótce].

Łączy ich jedno: otworzyli już przesyłkę z wydawnictwa, zawierającą egzemplarze ich debiutanckiej książki.

– To było Nowym Teatrze, w hali po MPO w Warszawie, dokąd przyjechałam na spotkanie z Grzegorzem Niziołkiem w związku z jego książką „Polski teatr zagłady”. Były też moje przyjaciółki z Łodzi, i wydawczyni przywiozła paczkę – wspomina Liliana Hermetz. I nie ukrywa: – Radość była wielka – dodaje. I to mimo że z powodu wadliwego wydrukowania ilustracji cały druk był do zwrotu… – Ale kilka egzemplarzy zabrałam do domu, żeby pochwalić się mężowi i córce! – mówi Hermetz.

Czytaj też: PSYCHOTERAPIA POŚMIERTNA. Liliana Hermetz. Alicyjka

Kuba Wojtaszczyk też nie wspomina tego momentu zbyt radośnie. – To było traumatyczne! Okazało się, że drukarnia we wszystkich egzemplarzach nie dodała ostatniej strony redakcyjnej. Koszmar! Książka musiała ukazać się tydzień, czy dwa tygodnie później – wspomina.

Dla niego samo otwieranie paczki z książkami nie było jednak najważniejsze.

– Najmilsze są teksty o książce, pytania od publiczności, czy w ogóle publiczność na spotkaniach autorskich. Ciągle mam wrażenie, że to nie chodzi o mnie, tylko o inną osobę, która napisała „Portret trumienny”.

Debiut czyli spełnienie

portet_trumiennyCo to w ogóle znaczy: być debiutantem literackim? Zdaniem Aleksandry Zielińskiej definicja debiutu może być trochę rozmyta. Ona sama opublikowała przed „Przypadkiem Alicji” szereg opowiadań.

– Ale sama założyłam sobie, że debiutem będzie dla mnie pierwsza samodzielnie wypuszczona powieść. Z drugiej strony, jeśli kiedyś uda mi się spróbować czegoś nowego, na przykład bajek dla dzieci, o których myślę, to to również będzie debiut, podobnie ze scenariuszem, czy jakąkolwiek inną formą sztuki. W sumie to debiutantem można być całe życie – przyznaje Zielińska.

Debiutanci zgadzają się, że pierwsza powieść to przełom.

– To jest na pewno przekroczenie jakiejś granicy i znalezienie się po stronie autorów rzeczywistych, czyli legitymujących się książką wydaną. Debiutować dziś jest rzeczywiście bardzo trudno, więc wiąże się to pewno z satysfakcją – zaznacza Hermetz.

Ale dodaje, że droga do osiągnięcia tej satysfakcji była długa i wyboista. – Uznani pisarze o debiucie opowiadają często „fajne” anegdotki na spotkaniach autorskich, bo pewnie już zapomnieli jak to było – śmieje się. A po co w ogóle jej ta książka? – „Alicyjka” jest moją drugą książką, choć pierwszą wydaną. Ja akurat od pisania dość długo uciekałam raczej, w różne rzeczy i wykonywanie rożnych zawodów i czynności, i wcale tego głosu pisania, że tak powiem, nie chciałam nawet usłyszeć. No ale on się tam jakoś przebił, i usiadłam do pisania. Nie przyświecała mi żadna konkretna myśl, żeby zostać autorką czy pisarką. Nie myślałam na początku o konsekwencjach ani o wydawaniu, promowaniu itp. Po prostu w trakcie pisania, zrozumiałam, że to właśnie zawsze chciałam robić. I tyle – opowiada.

Czytaj też: MARTWA NATURA W RODZINNYM WNĘTRZU. Kuba Wojtaszczyk, Portret trumienny

Dla każdego z nich pisanie jest sensem życia. – Nie sądzę, że potrafię robić coś innego z takim zaangażowaniem – mówi Wojtaszczyk, ale Zielińska miała konkretny powód: – Akurat przechodziłam okres buntu związany z przeprowadzką do miasta i studiowaniem na dobrze ułożonej uczelni, pisanie zawsze było dla mnie odskocznią, wtedy pozwoliło przeżyć wielki życiowy es flores – mówi.

Debiutant czyli celebryta

Przypadek_AlicjiZadebiutowali. To sukces. Ale ich książki ukazały się na bardzo trudnym rynku. Z jednej strony oferta książek jest w Polsce jest coraz większa. Jak wynika z danych Instytutu Książki.

w 2009 roku wydano u nas 22,5 tys. książek, a w 2013 r. już 29,7 tys. Rośnie też łączny nakład – w 2013 wyniósł 112,4 mln egzemplarzy i był o 4 proc. wyższy niż w roku poprzednim. Z drugiej strony poziom czytelnictwa nie imponuje: z badania Biblioteki Narodowej wynika, że w 2012 roku tylko 39 proc. dorosłych Polaków przeczytało co najmniej jedną książkę w ciągu ostatniego roku (badanie nie obejmowało czytelników w wieku szkolnym).

Jak debiutant ma na tym rynku zaistnieć? Czy powinni być swoistymi celebrytami? Zdaniem Kuby Wojtaszczyka, tak, ale nie w rozumieniu „pozowania na ściankach”.

– Moim zdaniem literatura powinna przeniknąć do mediów popularnych, a pisarze i pisarki stać się pożądanymi gośćmi w pismach/portalach lifestylowych i programach telewizyjnych, np. śniadaniowych. Pomogłoby to w popularyzacji czytelnictwa – mówi. Jego zdaniem, jeżeli książka nie ma promocyjnego wsparcia w wydawnictwie, a piszący znanego nazwiska, to debiutant sam musi robić sobie reklamę. Od tego często zależy, czy książka zostanie w ogóle dostrzeżona, zrecenzowana.

– Sam promowałem „Portret trumienny” główne na Facebooku, pomogły również media patronackie i spotkania autorskie. Kontaktowałem się też z niektórymi blogerami. Ku mojemu zaskoczeniu reszta potoczyła się sama i od roku od debiutu toczy się dalej – opowiada.

Aleksandra Zielińska przyznaje, że ma z tym trudność, bo jest autorem nieśmiałym.

– Oczywiście, spotkania z czytelnikami są ciekawym doświadczeniem, ale ciągle trochę mnie stresują. Kiedyś wydawało mi się, że w momencie wypuszczenia książki moja rola się kończy i teraz najchętniej zaszyłabym się gdzieś w spokoju, ale niestety wiem, że to tak nie wygląda – wyznaje. I przekonuje: – Reprezentuję trochę staroświecki i przestarzały pogląd, że jeśli coś jest dobre, to nie potrzebuje żadnej pomocy, żeby się przebić, bo jakość obroni się zawsze. Ale wiem, że to pobożne życzenia i w dzisiejszych czasach trzeba aktywnie walczyć o swoje, dlatego podziwiam wszelkie kreatywne próby dotarcia do czytelnika. Trailery do książek to super sprawa! – twierdzi.

– Najpierw myśli, że pisze bardzo dobrą książkę. I że to wystarczy. Ale ten sztywny podział: autor pisze, wydawca wydaje, krytycy oceniają już dawno nie istnieje – przyznaje Liliana Hermetz. – W moim przypadku nie ma mowy o wielkich środkach na promocję, nikt też, na szczęście, nie uczynił ze mnie produktu. Niby jest jeszcze autopromocja. Ale debiutant, który sam się promuje…  Jakoś mi się to wydaje trochę śmieszne. A w każdym razie w moim wypadku nieprawdziwe. Ale jak mi przyjdzie do głowy jakiś super inteligentny pomysł w tej kwestii, to może się przełamię, nauczę i rozpocznę jakąś batalię – zapowiada.

Debiut, debiut… i po debiucie

Debiutanci zapowiadają też kolejne swoje książki:

Hermetz: – Książka może i gotowa. Nie wiem, czy ja gotowa. Bo znów nie napisałam kryminału, ani książki non-fiction, na którą rzucą się krytycy i czytelnicy!

Wojtaszczyk: – Otrzymałem propozycję wydania mojej drugiej powieści „Kiedy zdarza się przemoc, lubię patrzeć” w Wydawnictwie Akurat (imprincie Wydawnictwa Muza). Książka ukaże się na początku 2016 roku i, przyznam szczerze, nie mogę się jej doczekać.

Zielińska: – Moim zdaniem każda książka to po części debiut, chyba że ktoś chce bez przerwy sprzedawać tę samą historię. Moim zdaniem każda książka to po części debiut, chyba że ktoś chce bez przerwy sprzedawać tę samą historię.

BANER DRUGI INFO

UWAGA: Już wkrótce wywiady z Lilianą Hermetz, Kubą Wojtaszczykiem i Aleksandrą Zielińską.

Debiutanci: Hermetz, Wojtaszczyk, Zielińska

30 maja 2015 r., godz. 18:00, De Revolutionibus. Books&Cafe, ul. Bracka 14, Kraków

Prowadzenie: Anna Marchewka, literaturoznawczyni, krytyczka literacka. Autorka książki „Ślady nieobecności. Poszukiwanie Ireny Szelburg” (2014). Prowadzi zajęcia w Katedrze Krytyki Współczesnej przy Wydziale Polonistyki UJ.

Partner spotkania: De Revolutionibus. Books&Cafe, ul. Bracka 14, Kraków,

http://www.derevolutionibus.com.pl

Patronaty medialne: Dzika Banda, Enter the ROOM, Miesięcznik Znak, Radiofonia, Strona O

Kulturze, Opcje 1.1., Zupełnie inna opowieść / zupelnieinnaopowiesc.com.

%d bloggers like this: