„Bękart ze Stambułu” jest zarazem metaforyczną, jak i mocno osadzoną w historycznym kontekście opowieścią dotykającą prawdy o relacjach turecko-ormiańskich, rozdrapującą niezabliźnione rany zarówno w wymiarze mikro, jak i makro – dwóch rodzin i dwóch narodów. Jest kompotierką wypełnioną aszure, deserem przyprawionym garścią cierpkich migdałów niepamięci – o książce Elif Shafak pisze Jakub Hinc.

Shafak, w niemal metafizyczny i jednocześnie boleśnie wręcz realistyczny sposób, charakterystyczny dla jej prozy, czerpiącej z ludowej tradycji i kultury miejsca, mierzy się tu z trudną historią miasta i kraju. Historią tragiczną, przez jednych wypieraną z pamięci, przemilczaną i zakłamywaną, przez drugich będącą jedynym uzasadnieniem kultywowania narodowych traum. Historią dla swoich celów wykorzystywaną przez fundamentalistów i nacjonalistów obu stron historycznego sporu. Historią dla jednych wciąż żywą i wciąż od nowa, w każdym kolejnym pokoleniu, wymagającą rozpamiętywania krzywd, dla drugich zaś historią, która niczym nieusuwalna skaza w micie założycielskim państwa i narodu, nie daje o sobie zapomnieć, choć jest wymazywana z kart podręczników. Historią, za którą odpowiedzialność chce się za wszelką cenę przerzucić na kogoś innego.
Autorka nie czyni tego jednak wprost, bo wie, że odzyskiwanie pamięci jest procesem bolesnym w każdym wymiarze. Tu ma ono w sobie coś metafizycznego, wykraczającego poza prostą narrację, jak przypowieść rozpisana na rozdziały, z których tytułów można skomponować znakomite aszure, choć trzeba wystrzegać się jednego ze składników.
W późniejszej powieści „10 minut i 38 sekund na tym dziwnym świecie”, podążając krok za krokiem za gasnącą pamięcią Tequili Leili, Elif Shafak zda się, nad wszystko oprowadza czytelnika po swoim rodzinnym mieście. W „Bękarcie ze Stambułu” – choć zamyka się wraz z bohaterami w czterech ścianach konaku familii Kazancı, by zająć się wydobyciem na wierzch wszystkiego tego, co na lata zostało schowane w zakamarkach rodzinnej pamięci, co ma związek z nieślubnym dzieckiem najmłodszej z sióstr Kazancı, Zelihy – to odzyskiwanie pamięci przybierze tu też wymiar szerszy, już nie tylko dotyczący rodziny i miasta, bo dwóch narodów, niezabliźnionych ran związanych z ludobójstwem na Ormianach.
Przeczytaj także:
Shafak robi to przez pryzmat dwóch rodzin, których losy splata niczym autor bestsellerowych thrillerów. To żyjący w diasporze, w USA, ormiański klan Czachmachczianów i mieszkający w Stambule wspomniana familia Kazancıch. Ta intryga, która z odległego San Francisco przywiodła do miasta nad Złotym Rogiem dziewiętnastolatkę Armanusz Czachmachczian, pasierbicę Mustafy, jedynego syna rodu Kazancı, który dwadzieścia lat wcześniej wyjechał do Ameryki, nie ma więc na celu li tylko zbudowania genealogicznego węzła gordyjskiego i uwypuklenie wszystkie zakrętów losu i zbiegów okoliczności, które zdeterminowały życie tych dwóch rodów i uwolniły fatum ciążące nad jednym z nich, ale pokazanie też zawiłości nie tak dawnej tureckiej historii.
Dla ormiańskiej diaspory „wielkie nieszczęście” jest niczym podwalina, bez której rozpłynęłaby się, rozmydliła w świecie, a rozsiani po różnych kontynentach Ormianie niechybnie mogliby utracić swoją tożsamość. Dla Turków jest tym wydarzeniem w historii, które się przemilcza, co najwyżej przypisując pogromy chylącemu się ku ostatecznemu upadkowi Imperium Osmańskiemu. Nic dziwnego, że podjęcie tego tematu stało się w przypadku Shafak, podobnie jak w przypadku noblisty Orhana Pamuka, podstawą do wytoczenia przeciw niej zrzutu z kodeksu karnego, zarzutu „szkalowania tureckości”.
Narrację w „Bękarcie ze Stambułu” Elif Shafak oddaje w ręce Banu, Feride, Cevriye i wspomnianej Zelihy – czterech sióstr Kazancı. Ich opowieść jest jak album, którego otwarcie pozwala uwolnić się pamięci. A one same stają się metaforyczną personifikacją Stambułu w pełnej realizmu magicznego przypowieści o jednej ze stambulskich rodzin, ale i jednocześnie o wszystkich mieszkańcach miasta nad Bosforem, a może i całej Turcji. Są metaforą miejsca na mapie świata, w którym, podobnie jak w czasach osmańskich, zaczyna brakować „przestrzeni” dla wszystkich jego mieszkańców.
Precztraj także:
Ale w „Bękarcie ze Stambułu” za „historię” na równi z ludźmi odpowiedzialne są też dżiny. Nawet te najbardziej zdradzieckie jak gulyabani, nie tyle są tu bowiem sprawcami zdarzeń, co raczej kronikarzami przeszłości. W rodzinie Kazancı za przypomnienie sobie i tej wielkiej Historii pisanej przez duże H, i tej historii rodzinnej, która skrywa tajemnicę ojcostwa dziewiętnastoletniej Asyi, zatem również odpowiada dżin. To właśnie za jego sprawą cofniemy się do początków XX wieku, by poznać innego bohatera powieści, ormiańskiego pisarza Howhannesa Stambuliana i jego bajkę o „Zabłąkanym Gołąbku”, który przysiadł na gałązce drzewka granatu. Cofniemy się początku wieku by ujrzeć jak zaginął po Stambulianie ślad, gdy pewnego dnia został internowany przez tureckiego sierżanta, co chronologicznie daje początek całej historii.
Czy ta metaforyczna, pełna wróżb, znaków i symboli opowieść mogła potoczyć się inaczej? Czy wówczas przeznaczenie nie upomniałoby się o to co mu się należy? Czy w ogóle powstałaby pouczająca, choć w posępnych barwach malowana, opowieść o śmierci, która w Kairze spotkała kogoś, kogo miała ze sobą zabrać w Stambule? Czy bez opowieści o Noem, który zanim wody potopu opadły skosztował aszure, deser ten miał by ten sam smak? Czy dla odnalezienia w zakamarkach pamięci prawdy o czystce etnicznej niezbędna jest pomoc dżinów? Czy bez ich ezoterycznej mocy ludzie byliby skłonni przypomnieć sobie wszystko to, co przez lata było upychane w kątach niepamięci, o czym ze wszystkich sił starali się nie wiedzieć?
W „Bękarcie ze Stambułu” Shafak zdaje się mówić, że o wiele bardziej skłonni jesteśmy przyjąć prawdę, tę trudną i bolesną, gdy naszą pamięcią i naszą ręką pokieruje jakiś dżin, zdejmie z nas ciężar odpowiedzialności, czy to za przygotowanie aszure, czy to za niechcianą ciążę, czy wreszcie za eksterminację narodu.
Elif Shafak, Bękart ze Stambułu (The Bastard of Istanbul)
Przekład: Michał Kłobukowski
Wydawnictwo Poznańskie, Poznań 2021