Śledztwo dziennikarskie Jodi Kantor i Megan Twohey – dziennikarek „The New York Timesa”, które zdemaskowało Harveya Weinsteina, dodało odwagi milionom kobiet, by opowiedziały swoją historię, by powiedziały #metoo! – pisze Jakub Hinc.

Opowieści wielu kobiet zaczynały się podobnie. Zaczynało się od „końskich zalotów”, przeradzało w nagabywanie, molestowanie, wymuszenie stosunków seksualnych lub „tylko” innych czynności seksualnych, a nierzadko kończyło się przymuszeniem do seksu lub wręcz gwałtem. Jak odkryły w w czasie swojego śledztwa dziennikarskiego Jodi Kantor i Megan Twohey schemat zawsze był ten sam, choć czasem od razu w grę wchodził ostatni etap. Tak właśnie wyglądały historie tych kobiet, które z różnych powodów o tym co je spotkało, nikomu wolały nie opowiadać. Niektóre tylko zwierzyły się w tajemnicy najbliższym przyjaciółkom, rzadziej rodzinie, a sporadycznie odważyły się zgłosić ten fakt na policję lub w kadrach swojej firmy.
Najczęściej jednak milczały. Dlaczego? Powodów będzie tyle, ile ich historii. Bo nikt nie uwierzy, bo wstyd, bo praca, która nierzadko jest jedynym źródłem utrzymania, bo co powiedzą znajomi, bo jak się zachowa mąż, bo co zrobi rodzina? Bo nie uwierzą, bo powiedzą, że zmyśla, albo co gorsza uwierzą, ale uznają, że „sama chciała”, „po co tam poszła”, „nie trzeba było ubierać się wyzywająco”.
Wiele z tych historii w którymś momencie wiązała się z „miłością francuską”, choć o miłości raczej trudno tu mówić.
Pussygate z prezydenckiej szatni
Do redakcji „The New York Timesa” docierały sygnały o niewłaściwych relacjach między kobietami a postawionymi wysoko mężczyznami posiadającymi „to coś”. Jednak tym czymś nie był ich urok osobisty, szarm, lecz siła, władza, moc wynoszenia w górę lub zniszczenia i niepochamowany „apetyt” na niedozwolony seks. Jednym z tych „macho” u szczytu władzy, którzy lekceważąco wypowiadali się o kobietach, był ubiegający się o prezydenturę w USA Donald Trump. O jego „podbojach” pisała dla tej gazety, w czasie kampanii prezydenckiej, Megan Twohey.
Tymczasem Trump wygrał wybory prezydenckie, w czym nie przeszkodziły mu jego seksistowskie odzywki i lekceważący stosunek do kobiet. Ale stało się to impulsem do bliższego przyjrzenia się sprawie przez inną z dziennikarek „The New York Timesa” – Jodi Kantor. Zwłaszcza wypowiedziane przez niego swoiste résumé utrwalone na taśmie, na której Trump chwalił się znajomemu dziennikarzowi, że „kiedy tylko widzi ładną kobietę, nie może się powstrzymać i od razu zaczyna ją całować”. I dodawał: „Jeśli jesteś gwiazdą, kobiety pozwalają zrobić ze sobą wszystko, np. możesz łapać je za cipki”.
Chutliwy cap z fabryki snów
Właśnie te słowa prezydenta największego mocarstwa świata stały się przyczynkiem do śledztwa dziennikarskiego, które wzrok obu dziennikarek skierowały na świat szołbiznesu. I szybko okazało się, że nie tylko politycy, ale i faceci pracujący dla X muzy w gruncie rzeczy potrafią być wobec kobiet brutalni. Nie tylko oczekiwać od nich zaspokojenia, ale się go wręcz bez ogródek domagać. I że XXI wiek niczym pod tym względem nie różni się od tego, co tak dobitnie ukazane zostało w znakomitym serialu „Mad Men”, rozgrywającym się co prawda w świcie reklamy, ale mogącym równie dobrze dotyczyć fabryki snów. Najistotniejsze bowiem, że mimo upływu lat funkcjonuje tam ten sam schemat, ten sam podział ról. Dla wielu praca przy filmie, w studiu filmowym, gra na ekranie, to spełnienie marzeń. Jednak dla niejednej kobiety praca w „fabryce snów” zamieniła się w przerażający koszmar, który molestowanym na wiele lat spędzał sen z powiek.
W filmowym światku przez wiele lat pojawiały się sygnały o niepokojącym zachowaniu Harveya Winsteina, szefa Miramaxu i The Weinsten Company. Ale nigdy żaden dotyczący go skandal, żadne jego zachowanie mogące zaniepokoić opinię publiczną, nie znalazło się na wokandzie. Wprawdzie krążyły pogłoski o stosunku Weinsteina do kobiet, zwłaszcza młodych aktorek i asystentek, ale długo żadna z kobiet publicznie nie oskarżała producenta. Czy tylko ze strachu przed legendarną brutalnością Weinsteina i siłą jego wpływów w Hollywood?
Kantor i Twohey postanowiły sprawdzić krążące po fabryce snów pogłoski i plotki. Zaowocowało to zakrojonym na naprawdę szeroką skalę śledztwem dziennikarskim, które doprowadziło do odkrycia wielu kobiet molestowanych przez hollywoodzkiego producenta: aktorek, asystentek, pracownic biurowych i pracujących bezpośrednio przy produkcji filmów. Wiele z nich ani wówczas, ani później nie wypowiedziało się w tej sprawie, ale już tylko to co udało się ustalić Kantor i Twohey, pokazało skalę jego nieprawości. Tym bardziej, że mówić zaczęli też ci, którzy byli świadkami dziejącego się na ich oczach zła. Dla których postępowanie Weinsteina było ciosem w wyznawane przez nich elementarne zasady przyzwoitości, a nawet ci, co losem kobiet się niespecjalnie przejmowali, ale na sercu leżało im dobro firmy, w której pracowali.
Ja cię zgwałcę, a ty milcz!
Śledztwo dziennikarskie Jodi Kantor i Megan Twohey odsłoniło kulisy milczenia molestowanych kobiet, a właściwie pokazało, że za każdą taką historią często stoi sztab prawników i tajemnicza ugoda, na mocy której ofiara wprawdzie otrzymuje tytułem rekompensaty jakieś pieniądze, czasem nawet faktycznie duże kwoty, ale też zapewnia bezkarność sprawcy, co może być zachętą dla kolejnych, coraz bardziej „odważnych” ekscesów.
Zresztą wątek zaangażowanych w sprawę członków amerykańskiej palestry też może co najmniej zaskakiwać. Znajdziemy bowiem w tym gronie zarówno prawników związanych z Weinsteinem od lat, jak i walczącą niegdyś żarliwie o prawa kobiet Glorię Allred i jej córkę Lisę Bloom. Ku zdziwieniu dziennikarek okazało się, że Allred sprzeciwiała się bardzo aktywnie wprowadzeniu prawa znoszącego klauzulę milczenia w ugodach, co argumentowała tym, że sprawca nie będzie miał żadnego interesu w zawarciu ugody, jeśli w zamian nie dostanie milczenia ofiary molestowania.
Jak ukazały to dziennikarki, w wielu przypadkach taka ugoda mogła faktycznie stanowić zadośćuczynienie ofierze wyrządzonych jej przez sprawcę krzywd, a dla winowajcy mogła stać się formą odkupienia win, o ile jednak wykazywał on skruchę, a niestosowne zachowanie było rzeczywiście jednorazowym incydentem.
Jednak w przypadku Weinsteina, a pewnie i jeszcze wielu innych, uwolnienie się przez nich od ryzyka kary wzmagało poczucie bezkarności i rozzuchwalało. Dla sprawcy takiego jak producent filmowy, dysponującego ogromnymi pieniędzmi, skoligaconego z celebrytami, politykami i wpływowymi postaciami, stało się przyzwoleniem na dalsze krzywdzenie kobiet. A wpływy służyły do skutecznego kneblowania każdego, kto tylko zaczynał węszyć w jego otoczeniu.
Ostatecznie bomba wybuchła. Stało się to w czwartek, 5 października 2017 r., kiedy to Jodi Kantor i Megan Twohey opublikowały na łamach „The New York Times” pierwszy artykuł na 3000 znaków. Zaraz potem swój tekst o Weinsteinie opublikował w „The New Yorkerze” Ronan Farrow, który też od dawna zbierał materiały dotyczące producenta. Ostatecznie wyuzdanie Weinsteina zawiodło go przed oblicze sądu, który 11 marca 2020 r. skazał tego 68-letniego dziś mężczyznę 23 lata więzienia.
#metoo
Dość niespodziewanie nawet dla samych dziennikarek i redakcji gazety zaraz po publikacji artykułu rozdzwoniły się telefony od dziesiątek, a później setek kobiet, które podobnie jak bohaterki artykułu z „The New York Timesa” padły ofiarą nagabywania lub molestowania. Już nie w Hollywood, ale w swoim miejscu pracy, często odległym od fabryki snów. Okazało się, że kobiety ośmielone ujawnieniem historii ofiar Weinsteina zaczęły spontanicznie mówić o tym, jak same padły ofiarą mizoginii, wykorzystywania seksualnego, gwałtu. To były nie tylko filmowe gwiazdki, ale też robotnice fabryczne, pracownie fizyczne, urzędniczki i pracownice biurowe. A miliony innych kobiet, po raz pierwszy w historii na taką skalę, nawet wliczając to czasy emancypacji, okazały skrzywdzonym swoją solidarność. Sprawa Weinsteina w symboliczny sposób wyzwoliła potencjał tkwiący w akcji #metoo (choć sam ruch swoje początki miał już w roku 2006).
„Nieskazitelny” charakter sędziego Sądu Najwyższego?
Czas jednak pokazał, że do jednoznacznego potępienia mężczyzn dopuszczających się molestowania jeszcze daleko. Po roku od wzburzenia, jakie wywołało ujawnienie wykorzystywania seksualnego kobiet przez Harveya Weisteina do Kantor i Twohey odezwała się ich znajoma prawniczka, której klientka twierdziła, że padła ofiarą gwałtu dokonanego przez kandydującego do Sądu Najwyższego USA Bretta Kavanaugha. Christine Blasey Ford opowiedziała dziennikarkom, że jako nastoletnia studentka została podstępnie zwabiona przez kolegę z college’u, teraz aspirującego na najwyższe stanowisko sędziowskie w Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej i była nagabywana do uprawiania seksu. Towarzyszył mu przy tym inny kolega, który dodatkowo jeszcze miał filmować całe zajście.
Podjęte w toku śledztwa dziennikarskiego przez różne media dochodzenia doprowadziły do przesłuchania Ford przed Komisją Senacką. Także Kavanaugh nominowany do Sądu Najwyższego przez – tak, właśnie przez Donalda Trumpa – musiał gęsto tłumaczyć się ze swojego zachowania z czasów młodości przed tą samą komisją. Śledztwo dziennikarskie prowadzone przez Farrowa z „The New Yorkera” ujawniło kolejną potencjalną ofiarę sędziego, a potem ujawniono jeszcze jedną.
Mino to, ku zdziwieniu wielu, Kavanaugh stosunkiem głosów 50:48 został zatwierdzony na urząd sędziego Sądu Najwyższego USA przez Senat, w którym większość mieli Republikanie.
Tsunami #metoo… i po tsunami?
W pierwszych miesiącach po publikacji artykułu, w którym Kantor i Twohey ujawniły skalę seksualnego wykorzystywania kobiet przez Weinsteina wielu wpływowych mężczyzn pożegnało się ze swoimi stanowiskami, w pewien sposób zmieniło się też postrzeganie kobiet. Jednak wydaje się, że fala tsunami wywołanego tym tekstem i kolejnymi opadła. Pewnie jednak przyjdzie nam zaczekać na długofalowe efekty #metoo i przyglądać się zmianom, które wywołało śledztwo dwóch dziennikarek z „The New York Timesa”. Pozostaje mieć tylko nadzieję, że po tym swoistym trzęsieniu ziemi nastąpią zmiany na lepsze. Choć możliwe jest też, że po chwilowym zamęcie wywołanym tsunami #metoo, rzeka zmian wróci do starego koryta. Czas pokaże to już niebawem, bowiem tej jesieni w USA odbędą się wybory prezydenckie, w których o reelekcję ubiega się Donald Trump.
Jodi Kantor, Megan Twohey, Powiedziała. Śledztwo, które zdemaskowało Harveya Weinsteina i zapoczątkowało ruch #metoo (She Said: The New York Times bestseller from the journalists who broke the Harvey Weinsten story)
Tłumaczenie: Paulina Surniak i Adrian Sachowski
Wydawnictwo Poznańskie, Poznań 2020