„Daemon” Łukasza Śmigla to zbiór czternastu opowieści, które przenoszą nas zarówno w fantastyczne, a zarazem mroczne światy wyobraźni autora, jak i w świat naszych własnych lęków, czasem jak najbardziej codziennych, czytelnych i bez fantastycznych masek.

Śmigiel uciekając się do groteski w tych jej przejawach, które charakteryzują się niesamowitością, fantastyką, grozą, daje nam opowiadania, które są w większości przypadków opowieściami o naszych strachach, o naszych słabościach, naszych demonach, nie zaś o zmaganiach z wyimaginowanym złem. Bo nawet jeśli pojawia się „nieznane”, „niepojęte”, „nadprzyrodzone”, to jako emanacja obaw, czasem chwilowych, jak nieufność, która przybrać może kształty i rozmiary potwora (często realne jak w „Imago”), a czasem odwiecznych, jak niezgodna na naszą śmiertelność.
Autor bawi się gatunkiem do tego stopnia, że są w tomie i takie opowieści, w których fantastyczność jest co najwyżej zasugerowana, bo konstrukcja broni się już na poziomie realnym. Dlatego choćby „Śmierć Prokris” traktowałbym głównie jako czarny kryminał, z galerią postaci i intrygą godną najlepszych przejawów tego gatunku, a „Klątwę z o. o.” jako zabarwioną czarnym humorem uniwersalną opowieść o tym jak łatwo dajemy upust własnej nienawiści.
Mamy tu też i takie historie, w których fantastyczność może okazać się li tylko wytworem wyobraźni bohaterów. Jak choćby w przejmującym opowiadaniu „Nigdy więcej”, będącym w gruncie rzeczy zapisem lęku przed stratą dziecka czy w „Wystarczy”, mówiącym o próbie zapanowania nad lękiem przed śmiercią.
Do osobnej kategorii zaliczyłbym choćby „Dom nieba”, będący w gruncie rzeczy opowieścią o dozgonnej miłości. Miłości przekraczającej granice życia i śmierci, gdzie niesamowitość jest co prawda warunkiem sine qua non dla zrozumienia fabuły, a w zasadzie jej puenty, lecz nie jest niezbędna czytelnikowi do tego, by mógł identyfikować się z bohaterem, z jego uczuciami i targającym nim bólem.
Oczywiście nie zmienia to faktu, że „Daemon” fantastyką stoi. Mamy tu więc opowieść rozgrywającą się na froncie I wojny światowej, gdzie rodzi się – znów ze strachu – wiara w świętego, nieśmiertelnego żołnierza, który zabiera rannych z pola bitwy. Jest też umieszczona w realiach Zagłady opowieść o rozumianej na wiele sposobów cenie za ratunek przed śmiercią, a także postapokaliptyczna wizja świata skutego lodem i zaatakowanego przez tajemniczych ptasich najeźdźców.
Śmigiel daje nam opowiadania skonstruowane według zasad tego niełatwego wszak gatunku, zakładającego stworzenie na kilku czy kilkunastu stronach zamkniętej konstrukcyjnie i fabularnie całości, ale przynajmniej w dwóch przypadkach mamy do czynienia z opowieściami, które są elementami większych całości – przynajmniej pod względem realiów, w które nas przenoszą. Mam tu na myśli „Straconą Fiestecitę”, której bohater Manu Ibanez, „jedyny biały szaman”, znany też z innych opowiadań autora, to postać skrojona pod powieść, a nawet powieściowy cykl. Podobnie rzecz ma się z „Decathexis”, zanurzonym w świecie, gdzie panującą religią jest śmierć, z tajemniczym rytuałem Kolektywnego Mordu Założycielskiego, które to opowiadanie jest zaledwie pierwszą opowieścią z cyklu kontynuowanego już przez autora w innych publikacjach.
„Daemon” to zatem w pewnym sensie także przekrój tego, co na co dzień tworzy Łukasz Śmigiel – autor doskonale znany miłośnikom fantastyki. Przekrój na tyle różnorodny, by docenić bogactwo nieskrępowanej wyobraźni autora. To ona, wraz z konsekwencją w budowaniu opisywanych światów, pozwala nam bez reszty przenieść się w realia odmiennych rzeczywistości ze wszystkimi tymi atrybutami, za które kochamy (jeśli kochamy) ten gatunek.
Łukasz Śmigiel, Daemon
Oficynka, Gdańsk 2020