recenzja

Wersety zbrodni | Grzegorz Skorupski, Dłonie śmierci

„Dłonie śmierci” Grzegorza Skorupskiego to opowieść o niepokoju, który towarzyszy ludziom żyjącym w mrocznych czasach. Czasach, które szczególnie sprzyjają zbrodni.      

Od początku, aż po zaskakujące rozwiązania poszczególnych wątków, „Dłonie śmierci” są bez reszty zanurzone w konkretnym czasie, w którym rozgrywa się fabuła. Nie tylko w scenograficznych niuansach epoki, odtworzonych starannie, ale i bez epatowania szczegółami, ale przede wszystkim w emocjach wprost wynikających z tego, co dzieje się wokół. Grzegorz Skorupski napisał bowiem kryminał retro, bez reszty osadzony w małomiasteczkowej rzeczywistości pełnej niepokojów roku 1920. Nieprzypadkowo.

„Dłonie śmierci” to druga po „Smaku błękitu” powieść o karzącej ręce Temidy ścigającej złoczyńców w Gostyniu, czyli o prokuratorze Adamie Karskim. Jednak pierwszy tom cyklu rozgrywał się w roku 1911. Ten dziewięcioletni skok uzasadnić można właśnie tym, że Skorupskiemu zależało na skorelowaniu zła, które pewnego dnia nawiedza miasteczko, z echami tego zła większego, które rozgrywało się i rozgrywa wokół. Jesteśmy wszak dwa lata po Wielkiej Wojnie i jednocześnie w trakcie toczących się walk wojny polsko-bolszewickiej. Nie pozostaje to bez wpływu na fabułę, także na drugim i trzecim planie, bo znajdziemy tu choćby epizod dotyczący komunistycznej agitki, zaś sam bohater będzie mierzył się z niepokojem o żonę, która postanawia zostać sanitariuszką i jechać na Wschód.

Ten niepokój męża zmagać się musi jednak o prymat pierwszeństwa z zawodową chęcią rozwiązania kryminalnych spraw, które stają się udziałem obywateli Gostynia i chęcią wymierzenia sprawiedliwości. Oto bowiem znalezione zostają zwłoki pewnej dziewczyny, a chwilę później do rąk Karskiego trafia tajemniczy wiersz dekadenckiego poety samobójcy. To jednak dopiero początek tej historii – kolejne, brutalnie okaleczone zwłoki, tym razem mężczyzny, każą postawić pytanie czy w mieście nie działa aby wielokrotny morderca. Karski rozpoczyna szeroko zakrojone śledztwo, o tyle oryginalne, że obejmujące też ów poetycki ślad. Jak się okaże ważny, bo prokuratorowi, który już w poprzednim tomie objawił się jako znawca i miłośnik poezji pozwoli wpaść na istotny dla śledztwa trop.

Będzie to oczywiście jeden z wielu tropów, także dlatego, że  Skorupski zbudował opowieść wielowątkową, choć przy tym klarowną, skonstruowaną precyzyjnie i wiarygodnie. Układa się ona w opowieść o niepokoju właśnie – niepokoju społeczności lokalnej, na którą położył się cieniem strach przed czyhającym w ukryciu zagrożeniem, ale przede wszystkim o owym niepokoju śledczego, ale i o niepokoju antagonisty.

Warto się zresztą na chwilę przy tej postaci zatrzymać. Skorupski nie rysuje bowiem portretu zła bezwzględnego, jego morderca nie działa z niskich pobudek, lecz stoi za jego czynami skomplikowana psychologiczna konstrukcja. „Dłonie śmierci” dalekie są bowiem od czarno-białych podziałów na dobro i zło, dlatego gdzieś na jednym z wielu poziomów emocjonalnego portretu sprawcy znajdziemy też przekonanie, że zadana przez niego śmierć może być w konkretnej sytuacji jedynym słusznym rozwiązaniem.

Cykl o Adamie Karskim to na razie seria krótka i jeszcze młoda (pierwszy tom ukazał się w 2017 roku, teraz otrzymujemy jego wznowienie w innym wydawnictwie, a drugi tom debiutował niewiele ponad miesiąc temu). Ale bez wątpliwości jest jedną z najciekawszych odsłon polskiego retrokryminału i kryminału w ogóle. Przede wszystkim dlatego, że Skorupski nie zapatruje się w kolegów starszych piórem, jak Krajewski, Kalinowski, Bochus, Bojarski czy Wroński. Szuka własnej drogi i – co najważniejsze – jak na razie bez problemu ją odnajduje.

Grzegorz Skorupski, Dłonie śmierci
Oficynka 2019

%d bloggers like this: