recenzja

#NiewińskaCzyta: Historia zaginionego pamiętnika | Edward Pasewicz, Śmierć w darkroomie

W kryminale Edwarda Pasewicza „Śmierć w darkroomie” nie będzie pojedynków, pościgów, czarnych charakterów czy wyrachowanych morderców. Będą za to traumy dzieciństwa, udane i nieudane związki, podsumowanie własnych błędów i odkrywanie świata najbliższych, który był, i w pewnym sensie na zawsze pozostanie, niedostępny. Będzie to opowieść o policjancie, który zmarnował sobie życie, a tak naprawdę opowieść o każdym z nas.

Pierwsze wydanie książki Edwarda Pacewicza dostałam w roku 2007. Mieszkałam wtedy jeszcze w Poznaniu. I choć nigdy nie lubiłam kryminałów, do przeczytania tej książki skłoniły mnie dwie rzeczy: to, że akcja dzieje się właśnie w tym mieście oraz przyjaźń z autorem książki. Wtedy „Śmierć w darkroomie” była dla mnie ciekawostką i dobrze napisaną literaturą. Teraz odczytuję ją inaczej. Ponad dekadę po pierwszym wydaniu trafia w moje ręce wydanie uzupełnione. Jakże aktualne w świecie, w którym to co znane, nabiera całkiem innego znaczenia.

Pasewicz w swojej prozie tworzy światy kompletne. Sylwetki bohaterów, zarówno głównej postaci jak i wszystkich postaci drugoplanowych są mięsiste i wielowymiarowe. Nie brakuje tu także opowieści w opowieści. Wszystko i wszyscy mają swoje historie, które w finale książki autor pięknie splecie.

Bohaterem kryminału jest Zielony, oficer policji, facet, który ma za sobą nieudane małżeństwo, a wcześniej  dzieciństwo w opresyjnej rodzinie. Bierze on kilka dni wolnego i wraca do rodzinnego Poznania, żeby przeprowadzić własne prywatne śledztwo w sprawie tragicznie zmarłego brata, który zginął w dniu Parady Równości.

W tym kryminale nie będzie pojedynków, pościgów, czarnych charakterów czy wyrachowanych morderców. Będą za to traumy dzieciństwa, udane i nieudane związki, podsumowanie własnych błędów i odkrywanie świata najbliższych, który był, i w pewnym sensie na zawsze pozostanie, niedostępny. To pozornie prosta historia o policjancie, który zmarnował sobie życie, a w istocie historią każdego z nas.

Pasewicz znakomicie konstruuje fabuły. W warstwie opowieści jest to piękna historia o poszukiwaniu siebie poprzez odkrywanie cząstek swojej tożsamości w innych. Zarówno bliskich, związanych więzami krwi, jak też tych zupełnie obcych, nowo poznanych. Tożsamość jest tutaj mozaiką złożoną z fragmentów luster, w których odbijają się inni. Zupełnie jakby główny bohater rozpoznawał siebie w tym, co pociąga go i fascynuje w drugim człowieku. Jest to koncept znany zarówno w psychologii, jak też w buddyzmie. Nie oceniając czy jest on prawdziwy, widzimy w jaki sposób realizuje się w życiu bohatera. Pasewicz daje nam tu znakomite studium psychologiczne człowieka który nie umie pogodzić się ze swoją przeszłością. Wędrówka przez niezbyt chętnie odwiedzane przez heteroseksualnego mężczyznę miejsca staje się podróżą w głąb siebie. W pewnym momencie mam wrażenie, że to czy zielony odkryję zagadkę śmierci swojego brata przestaje mieć znaczenie. Co wcale nie oznacza, że w jakikolwiek sposób książka rozczaruje miłośników kryminalnych intryg. Wręcz przeciwnie.

W drugim wydaniu powieści Pasewicz zdecydował się na uzupełnienie tej historii o dwa dodatkowe rozdziały. Muszę przyznać, że dzięki temu książka zyskała głębię i dojrzałość. Drobne braki, które pojawiły się w pierwszym wydaniu, zostały poprawione. Dostajemy dzięki temu powieść pełną i kompletną, którą można czytać także jako zbiór mikrohistorii splatających się z wyjątkową literacką precyzją w spójną i kompletną całość.

Pamiętam moje wrażenia z lektury tej książki sprzed dekady. Była to niebywale mroczna historia opowiadająca o ludzkich dramatach, które za sprawą mniej lub bardziej przypadkowych okoliczności zderzają się ze sobą. Teraz nie mam takiego wrażenia. W nowym wydaniu dominuje światło, a to co ukryte i ciemne, zostaje wydobyte, oświetlone. W świetle widać inaczej, lepiej. Może dlatego nikt nam nie musi objaśniać tego, co widzimy. W świetle nie umknie nam żaden szczegół. Może dlatego cała ta historia stała się dla mnie teraz jasna i oczywista. Rzeczy, które przy poprzednim czytaniu pozostały dla mnie zagadką, teraz układają się w całość. Nawet przez chwilę zastanowiłam się czy to sprawne pióro autora, czy moja dziurawa pamięć sprawiła, że tak inaczej odbieram dwie różne wersje tej książki. A mimo wszystko nie czuję potrzeby powrotu do pierwszej wersji i porównywania fabuł. Wystarczy mi świadomość, że moja dojrzałość razem z dojrzałością autora przyniosła mi zupełnie inną opowieść.

Wbrew pozorom nie jest to wcale powieść środowiskowa, choć jej akcja rozgrywa się w gejowskich klubach i darkroomach ukrytych w obskurnych kamienicach Poznania, a niemalże wszystkie postaci, oprócz Zielonego, są homoseksualne. Problemy dotyczące relacji, związków i miłości, opresyjnych rodziców, skrywanych rodzinnych tajemnic, układów z poprzedniej epoki oraz dylematów naszej tożsamości są uniwersalne. Podobnie jak pisanie notatników, które ktoś kiedyś będzie z fascynacją czytał. Notatnik pełen intymnych zapisków jest jedyną rzeczą, która została po zamordowanym bracie Zielonego. Być może tylko te historie, które opowiedzieliśmy, albo które ktoś opowie o nas, mają jakąkolwiek wartość? Żeby się przekonać czy tak jest – warto przeczytać tę książkę.

Edward Pasewicz, Śmierć w darkroomie

Bricolage Publishing 2019

%d bloggers like this: