recenzja

Szczury i ludzie | Marek Krajewski, Arena szczurów

Jesteśmy tym, kim okażemy się w obliczu śmierci – czy myśleć będziemy wtedy tylko o sobie i swoim ocaleniu, czy też wzniesiemy się ponad egoizm? W oczekiwaniu na kolejny tom z najnowszej serii „Mock” Marka Krajewskiego warto przypomnieć sobie jego wstrząsającą „Arenę szczurów”.

To powieść o odkrywaniu – prawdy o sobie i o bliskich. Doświadczą tego Edward Popielski, bohater, którego Krajewski powołał do życia w „Głowie Minotaura”, oraz niejaki Wacław Remus, profesor filozofii z Wrocławia. To nie znaczy, że panowie się spotkają. Przypisana Remusowi warstwa czasowa to wrzesień 2013 roku, losy Popielskiego obserwujemy przez pryzmat powojennej rzeczywistości 1948 roku.  Rzeczywistości ponurej, naznaczonej wszechwładzą sowieckich aparatczyków, rozpychających się w polskich miasteczkach z butą najeźdźców. Polska to ich swoista arena, arena szczurów, można rzec i to bez przesady, bo rządy nowych „władców” tych ziem – Armii Czerwonej i Urzędu Bezpieczeństwa – stoją pod znakiem ciemnych interesów, bezgranicznego zastraszania i przemocy.

Zobacz także: 

Napiszę jeszcze dziewięć kryminałów | Z Markiem Krajewskim rozmawia Przemysław Poznański

Dotyczy to też nieco sennego, nadmorskiego Darłowa, w którym były lwowski komisarz Popielski ukrywa się pod maską Antoniego Hrebeckiego, nauczyciela matematyki  łaciny. To jego schronienie. Nikt tu nie zna przeszłości bohatera, którego poznaliśmy w „Głowie Minotaura” oraz jego prawdziwej tożsamości. I nie powinien poznać. Wiemy jednak doskonale, że na co jak na co, ale na spokój bohater powieści Krajewskiego liczyć nie może. I rzeczywiście – gdy nad morzem zaczynają ginąć kobiety, a ich ciała okazują się brutalnie okaleczone, w Popielskim chęć wymierzenia sprawiedliwości bierze górę nad rozsądkiem i rozpoczyna śledztwo, które doprowadzi go jednak znacznie dalej, niż by chciał. Dociekliwość i nieustępliwość okażą się jego największymi wrogami. Krajewski doskonale pokazuje kameralność przestrzeni, w której porusza się bohater. Darłowo to nie Lwów czy Wrocław – i ta od początku ciasna rzeczywistość zdaje się z każdą stroną coraz bardziej zacieśniać wokół bohatera, aż ten w końcu znajdzie się w pułapce – zarówno fizycznie, bo miejsce, do którego trafi, okaże się miejscem bez wyjścia, jak i psychicznie, bo każdy z wymyślnych przez niego sposobów na ratunek obarczony jest groźbą, że uwalniając siebie, pogrąży innych. „Czy można dla ocalenia własnego życia zabić niewinnych ludzi?”, pyta Wacława Remusa ojciec Ambroży, bohater spajający na poziomie fabularnych obie warstwy czasowe. Ten dylemat moralny zaciąży nad losami Popielskiego, a odpowiedź jakiej udzieli swymi czynami, okaże się kluczowa dla jego oceny jako bohatera.

Zobacz także: 

Ku jądru ciemności | Marek Krajewski, Mock. Ludzkie zoo

„Arena szczurów” jest książką wstrząsającą, nie dającą o sobie łatwo zapomnieć. Nie tyle z powodu okrucieństwa, bo to jest u Marka Krajewskiego obecne od pierwszej jego książki, czyli od „Śmieci w Breslau”, ale bardziej z powodu historycznego tła, na którym rozgrywa się powieść. Do codziennego, choćby najbardziej zwyrodniałego zła dołącza tu bowiem zło, wynikające z poczucia bezkarności funkcjonariuszy totalitarnego systemu. Nie morderca kobiet zatem – jakkolwiek by nie był odstręczający – okazuje się tu więc najczarniejszym charakterem, lecz sowieccy i polscy apologeci systemu, pogardzający ludzkim życiem, mający je za nic.

Dlatego „Arena Szczurów” jest być może jedną z ważniejszych książek Krajewskiego – stanowi nie tylko świetnie skonstruowany kryminał retro, ale mówi też sporo o czarnych kartach historii Polski i o ludzkich postawach wobec wszechwładnego terroru.

 

Marek Krajewski, Arena Szczurów

Znak 2015

 

%d bloggers like this: