kryminał wywiad

Małgorzata Oliwia Sobczak: Wszystkie nasze niezabliźnione rany | Rozmawia Przemysław Poznański

Te wszystkie pozornie zagojone, a przecież wciąż bolesne rany, pęknięcia, szramy, szczególnie te psychiczne, napędzają moich bohaterów do działania, warunkują ich zachowania, wyznaczają im granice. Granice ryzyka – mówi Małgorzata Oliwia Sobczak*, autorka powieści „Szrama”, zamykającej trylogię z Oskarem Kordą i Alicją Grabską. Rozmawia Przemysław Poznański.

Małgorzata Oliwia Sobczak, fot. Krzysztof „Sado” Sadowski

Przemysław Poznański: „Szrama” to opowieść o zdradzie, a może nawet bardziej o skutkach zdrady: rozczarowaniu, upokorzeniu osób, które tej zdrady doświadczają. Ta zdrada – jak by jej nie rozumieć – pojawia się tu w bardzo wielu wątkach i różnych realizacjach.

Małgorzata Oliwia Sobczak: „Szrama” to książka o sprawcy o dość okrutnym modus operandi, ale to również opowieść o poszukiwaniu miłości, o poszukiwaniu bliskości, realizowaniu potrzeb, o pragnieniach, które często okazują się tak silne jak pierwotne, rudymentarne odruchy. A te pragnienia bardzo często wiążą się z niewiernością. Zdrada to jeden z ważnych problemów społecznych – może wydawać się co prawda nie tak istotny jak tematy podejmowane przeze mnie wcześniej, a z drugiej strony, gdy spojrzeć na statystyki, to okazuje się, że w Polsce 60 proc. mężczyzn zdradza swoje partnerki i prawie 55 proc. kobiet jest niewiernych wobec partnerów. W przypadku mężczyzn te statystyki od lat utrzymują się raczej na stałym poziomie, ale w przypadku kobiet mocno poszły w ostatnim czasie w górę, co po części wynika z przeobrażeń cywilizacyjnych znoszących wiele stereotypów. Natomiast kobiety wciąż zdradzają z innych pobudek niż mężczyźni, bo nie robią tego najczęściej dla przyjemności fizycznej, ale dlatego, że potrzebują bliskości, pragną kogoś, kto będzie je rozumiał, rozmawiał z nimi, kto je dostrzeże. To, czy mężczyzna je „widzi”, konstytuuje dla kobiet pojęcie bliskości. Mamy więc w „Szramie” rzeczywiście wiele odsłon zdrady czy niewierności, mamy nawet perspektywę neurobiologiczną, pokazującą, że czasami nie jesteśmy w stanie zapanować nad pragnieniami. Obwody w mózgu odpowiedzialne za miłość romantyczną sąsiadują z obwodami odpowiedzialnymi za przełykanie, za oddychanie. To znaczy, że czasem nie jesteśmy w stanie kontrolować odruchów miłości, tak jak nie kontrolujemy uczucia pragnienia. Motyw zdrady pojawia się też zresztą w warstwie muzycznej, bo słyszymy tu utwór Manaamu „Zdrada” w nowoczesnej interpretacji Krzysztofa „Sado” Sadowskiego z zespołu Dance Like Dynamite, lubianego przez mojego bohatera Oskara Kordę.   

W „Szramie” kwestie społeczne – o których wspomniałaś – są niezwykle ważne. Poza kwestią zdrady pojawia się choćby zjawisko przemocy w rodzinie, przemocy wobec kobiet, ale nie tylko. Na ile te otaczające nas problemy są istotne przy planowaniu powieści?

– Nie myślę o problemach społecznych jako o czymś, co muszę poruszyć na kartach książki. Tworzę opowieści, które w trakcie rozwoju naturalnie nawiązują do takiego czy innego problemu, bo chcę, żeby moja historia była jak najbliżej czytelnika, budziła jego emocje. Oczywiście wiem, co się dzieje wokół i na pewno wszystko to na mnie oddziałuje. Słucham ludzi, ich opowieści. Chłonę, co tylko się da. Gdy usłyszę ciekawą opowieść, muszę ją wykorzystać, bo jestem przekonana, że dany człowiek i jego historia nie pojawiły się przypadkiem w moim życiu.

Mamy więc w „Szramie” wiele odsłon zdrady czy niewierności, mamy nawet perspektywę neurobiologiczną, pokazującą, że czasami nie jesteśmy w stanie zapanować nad pragnieniami. Obwody w mózgu odpowiedzialne za miłość romantyczną sąsiadują z obwodami odpowiedzialnymi za przełykanie, za oddychanie. To znaczy, że czasem nie jesteśmy w stanie kontrolować odruchów miłości, tak jak nie kontrolujemy uczucia pragnienia.

Wspomniałaś o zdradzie czy miłości jako reakcji uwarunkowanej także chemicznie. To ważna kwestia, bo rzeczywiście rozkładasz w powieści uczucia na czynniki pierwsze, sprowadzając je niejednokrotnie do działania tych czy innych hormonów. A robisz to dzięki niezwykłej postaci – Janinie Hinc, która jest palinolożką, ekolożką sądową, osobą, która bada na miejscu zbrodni mikroślady pochodzące ze świata przyrody, przez innych często pomijane. Są to tutaj choćby pyłki dmuchawca. Jak znalazłaś taki zawód, raczej nieobecny w prozie kryminalnej?

– Zupełnie przez przypadek trafiłam na świetną książkę Patricii Wiltshire „Ślady zbrodni”. Okazało się, że autorka jest pionierką tej wyspecjalizowanej dziedziny biologii kryminalistycznej, jaką jest ekologia sądowa – dziedzina znana mniej więcej od czterdziestu lat, ale w większości państw niepraktykowana. Najczęściej pozostaje nauką teoretyczną. Patricia Wiltshire w bardzo osobisty sposób opowiedziała w swojej książce, jak ślady przyrodnicze pozwalają w dojściu do sprawcy. Wystarczy wspomnieć o sprawie, gdy ujęty sprawca przekonywał, że nie pamięta, gdzie ukrył ciało. I to właśnie Wiltshire za pomocą analizy śladów przyrodniczych pozostawionych na butach, ubraniu i bieżnikach opon samochodu sprawcy zidentyfikowała miejsce, w którym może być zakopane ciało. Po lekturze uznałam, że chcę stworzyć właśnie taką nowatorską postać. Oczywiście oznaczało to koloryzowanie rzeczywistości, bo w Polsce ta dziedzina kryminalistyczna nie jest praktykowana.

Pokazujesz, że jej metody nie spotykają się z wielkim uznaniem ze strony śledczych. Do czasu. Ale zanim Janina cokolwiek odkryje, zanim pomoże głównemu bohaterowi, czyli Oskarowi Kordzie, w dochodzeniu, musi dojść do zbrodni. W „Szramie” pierwsza ze zbrodni – bo będzie ich więcej – rozgrywa się w środku nocy. Sprawca włamuje się do domu, pęta śpiących w łóżku małżonków i w brutalny sposób zabija kobietę. Skąd czerpiesz literackie pomysły na zbrodnie? I kiedy pojawiają się one w procesie twórczym?

Małgorzata Oliwia Sobczak, Szrama, Wydawnictwo W.A.B. 14 czerwca 2023, ISBN: 9788383185897

– Z tym jest u mnie różnie. W tym przypadku zbrodnia była punktem wyjścia, tym właściwym momentem, od którego zaczęło się wymyślanie intrygi. Przypadkiem natrafiłam na dokument produkcji HBO „Obsesja zbrodni”, zrealizowany na podstawie książki dziennikarki śledczej Michelle McNamary. Książka zafrapowała mnie, bo dotyczyła seryjnego mordercy, który działał w Stanach Zjednoczonych na przełomie lat 70. i 80.  XX wieku. Został namierzony dopiero po czterdziestu latach, a miał specyficzny modus operandi: nocą atakował pary i małżeństwa, oślepiał je latarką, związywał, na plecach mężczyzny kładł np. talerze i groził, że jeśli spadną, stłuką się, to mężczyzna zginie. W tym czasie chodził po domu, trzaskał drzwiczkami kuchennych szafek, przerzucał sztućce, otwierał piwo z charakterystycznym sykiem, budował nastrój grozy, niedopowiedzenia. I to dźwięki zainspirowały mnie i dały impuls, bo przecież istniejące w przestrzeni fabularnej dźwięki są osią całej serii „Granice ryzyka”, czyli „Szelestu”, „Szumu”, a teraz „Szramy”.

Skoro inspirowałaś się historią prawdziwą, to na ile ważna jest wyobraźnia?

 – Staram się szukać faktów, bo dodają smaku, ale na samych faktach trudno oprzeć powieść, beletrystykę. To wyobraźnia odgrywa więc u mnie pierwsze skrzypce, a fakty pozostają jedynie bodźcem, uzupełnieniem fabuły. W „Szramie” zapożyczyłam sposób działania sprawcy, ale obudowałam to zupełnie fikcyjnym stelażem fabularnym, tworząc na tej kanwie własną trójmiejską historię.  

Wspomniałaś o dźwiękach i rzeczywiście: twoja proza jest niezwykle sensualna. Słychać chrzęst kamieni pod stopami, zgrzyty, trzaski, czuć zapachy. Jak tworzysz w takim razie? Czy pisząc widzisz sceny, musisz je poczuć, odczuć?

– Sensualność pojawia się od razu. Zawszę piszę, wyobrażając sobie filmowe kadry, filmową perspektywę. Muszę widzieć jak pada światło, uświadomić sobie jaka jest pora dnia, czy pada, czy świeci słońce, jak w tych okolicznościach ubrani są moi bohaterowie, czy widzimy ich z perspektywy żabiej, w dalekim, czy w  bliskim planie. Bardzo szczegółowo wizualizuję sobie każdą opisywaną scenę. Oczywiście – poza postrzeganiem – dochodzą inne zmysły i staram się operować dźwiękami, zapachami, fakturą. Dlatego cieszę się, że nawet sama książka, jako przedmiot, zaprojektowana jest tak, żeby działać na zmysł dotyku – okładki serii są powleczone specjalną folią piaskową, sprowadzoną z Hiszpanii, dzięki czemu szumią czy szeleszczą, gdy przejedzie się po nich paznokciem. To współgra z moim zamysłem fabularnym na „Granice ryzyka”.

Twoje wyobrażone filmowe kadry wkrótce się zmaterializują w postaci prawdziwego filmu – ekranizacji „Czerwieni”, pierwszego tomu „Kolorów zła”. Czy mając tę świadomość, piszesz teraz inaczej? Jeszcze bardziej „filmowo”?

– Nic się nie zmieniło. Nie chciałabym sobie czegoś narzucać. I nie muszę, bo od zawsze piszę „filmowo”. Ta plastyczność scen jest kołem napędowym dla fabuły. Na pewno nie oglądam się na to, czy z książki powstanie potem film. 

Staram się szukać faktów, bo dodają smaku, ale na samych faktach trudno oprzeć powieść, beletrystykę. To wyobraźnia odgrywa więc u mnie pierwsze skrzypce, a fakty pozostają jedynie bodźcem, uzupełnieniem fabuły.

Wracając do sensualności: poprzednie tomy miały też onomatopeiczne tytuły: „Szelest”, „Szum”. Tutaj zdecydowałaś się na tytuł, który odchodzi od tego co słyszalne, na rzecz tego co raczej odczuwalne fizycznie. Choć nadal pozostajemy w sferze tego, co przy okazji opisuje psychikę bohaterów. Ta „Szrama” to przecież nie tylko blizna na policzku Kordy, ale i ta, która tkwi w jego psychice, w traumach z dzieciństwa, ale i z czasu dorosłości. Poznajemy tym razem jego trudną przeszłość.

– Zamysł był taki, żeby tytuły poszczególnych tomów szeleściły, niosły ze sobą odpowiedni wydźwięk. I choć „Szrama” nie jest słowem dźwiękonaśladowczym, to jednak nadal ma właściwe, szeleszczące brzmienie, o które mi od początku chodziło. Znałam wszystkie trzy tytuły od początku, współgrały ze sobą. A samo słowo pasowało mi do fabuły tomu, który opisuje świat wewnętrznie popękany. Mamy namacalne odwołania do blizn – także w postaci pośmiertnej ciętej rany, jaką zostawia sprawca na ciele ofiar. Bliznę Kordy z kolei od pierwszego tomu mocno akcentowałam, starałam się, żeby czytelnicy o niej cały czas pamiętali, dlatego bohater często ją pociera, choćby w chwili zamyślenia. Ale nie wyjaśniałam jej pochodzenia. Te wszystkie pozornie zagojone, a przecież wciąż bolesne rany, szramy, szczególnie te psychiczne, noszą tu niemal wszyscy bohaterowie – nie tylko Korda. Te braki, te pęknięcia napędzają ich do działania, warunkują ich zachowania, wyznaczają im granice. Granice ryzyka.

Taką szramę zostawia też choćby zdrada, o której mówiliśmy. Ze szramą, cięciem, mamy również do czynienia podczas bardzo szczegółowo opisanej przez ciebie sekcji zwłok. Ale zatrzymam się przy bliźnie Kordy – znałaś jej pochodzenie podczas pisania pierwszego tomu?

– Miałam różne hipotezy i pomysły, ale cały czas czułam, że to jeszcze nie to. Czekałam, aż mi sam Korda o tym opowie. Aż fabuła rozwinie się na tyle, że ta szrama ujawni swoje pochodzenie. I tak faktycznie się stało, kiedy zaczęłam pisać trzeci tom. Wśród wcześniejszych hipotez była jedna bardzo mocna i nawet się ku niej skłaniałam, ale pewnego dnia podszedł do mnie mój partner, przejechał mi rzęsami po uchu i wyszeptał: „Pająk ci wchodzi do ucha”. To miało być czułe, ale ja natychmiast wyczułam w tym literacką złowieszczość. Pomyślałam, że to fajny motyw do książki. I wtedy w jednej chwili wszystkie elementy wskoczyły na właściwe miejsce, a Oskar Korda zyskał historię szramy.

Od początku mylisz tropy. O opisywane tu zbrodnie mamy prawo podejrzewać naprawdę wiele postaci, także dlatego, że nie ma tu postaci jednoznacznie dobrych.

– Każdy z nas ma w sobie światło i ciemność. Już w Starym Testamencie pełno jest opowieści o tym, jak bardzo ludzie są dychotomiczni. A to, kim jesteśmy naprawdę i czy wybierzemy dobro, czy zło, wypływa dopiero, gdy stajemy w obliczu istotnego wyboru, gdy konfrontujemy się z ekstremalnymi sytuacjami. A reagujemy na nie różnie – ciało migdałowate, odpowiedzialne  za moralność, za rozróżnianie dobra i zła, jest na tyle rozwinięte, że najczęściej potrafimy się kontrolować i hamować, ale z drugiej strony nasz mózg jest tak zbudowany, że jest w nim i miejsce na „aleje psychopatyczności”. Nawet o nich nie wiemy, ale w odpowiednich okolicznościach mogą dać o sobie znać. Nad tym, czy każdy jest zdolny do czynienia zła, dyskutuje się od zawsze, ja chcę, żeby moi bohaterowie byli złożeni pod względem psychologicznym, bo takie postaci mnie interesują.

Pewnego dnia podszedł do mnie mój partner, przejechał mi rzęsami po uchu i wyszeptał: „Pająk ci wchodzi do ucha”. To miało być czułe, ale ja natychmiast wyczułam w tym literacką złowieszczość. Pomyślałam, że to fajny motyw do książki. I wtedy w jednej chwili wszystkie elementy wskoczyły na właściwe miejsce, a Oskar Korda zyskał historię szramy.

Dopytam o tych bohaterów: Alicja Grabska i Oskar Korda powstali na potrzeby opowiadania do antologii „Gorąca Gwiazdka”. Teraz są już jednak bohaterami trylogii. Na ile inne jest tworzenie postaci na potrzeby pojedynczego dzieła, a na ile na potrzeby serii?

– To zdecydowanie inna praca nad bohaterem, gdy wiem, że muszę go pociągnąć przez trzy tomy. Pisząc pierwszy tom „Granic ryzyka” wiedziałam, że te postaci muszą być bardzo złożone, muszą mieć rozbudowane tło rodzinne, bogatą przeszłość, szczególnie tę z okresu dojrzewania, bo ten czas często istotnie wpływa na całe nasze późniejsze życiu. Dopisałam Alicji Grabskiej przeszłość spod znaku funkcjonowania w rodzinie dysfunkcyjnej. Korda był większą tajemnicą, intrygował mnie, ale tak to miało być, bo główną bohaterką pierwszego tomu była przede wszystkim Alicja. W drugim tomie skoncentrowałam się na relacjach między tą dwójką bohaterów, planując dopiero w trzecim oddać pierwsze skrzypce Kordzie, skoro miałam ujawnić zagadkę jego szramy.

To skłania mnie do zadania pytania o to, czy tworzysz plany? Drabinki? A jeśli tak, to czy są to plany pojedynczych powieści, czy od razu trylogii jako takiej?

– Plan to podstawa. Tworzę koncepcję ogólną, ale bardziej szczegółowo rozpisuję rozdziały na mniej więcej pięćdziesiąt stron do przodu. Nie na całość książki, bo wiem, że historie lubią czasem rozwijać się same i skręcać w zaskakującym kierunku. W moich notatkach jest zawsze sporo drabinek czy strzałeczek pokazujących, co z czego wynika. Kreślę je tak długo, aż doprowadzają mnie do zakończenia. Ale podczas planowania skupiam się głównie na pojedynczej części, dopiero po jej napisaniu zastanawiam się bardziej szczegółowo nad kolejną.

Małgorzata Oliwia Sobczak, fot. Krzysztof „Sado” Sadowski

Jak to się robi, że pisze się nie tylko bestsellery, ale i powieści, które trafiają na ekran?

– Nie mam pojęcia (śmiech). Kieruję się intuicją. Przychodzi do mnie historia, która mnie fascynuje, intryguje i kategorycznie chce być opowiedziana. A przy tym sprawia, że mam z tego radość. Może to właśnie ta radość jest przepisem? Kocham swoją pracę, nigdy nie traktuję tego jako czegoś mozolnego. Czuję się najszczęśliwsza na świecie – tak o tym myślę za każdym razem, gdy siadam do komputera. To moja pasja i może to sprawia, że te historie tak dobrze wychodzą.

Ale to jednak praca. Gdy umawialiśmy się na wywiad, kończyłaś właśnie kolejną książkę, spieszyłaś się, by zdążyć przed dedlajnem.

– Podporządkowuję pracę godzinom wyjścia mojej córeczki do przedszkola. Wstajemy przed siódmą trzydzieści, muszę ją odebrać o szesnastej, a w tym czasie siadam i piszę. Ale nigdy na siłę. Jeśli mam gorszy dzień, wolę go spędzić na czymś innym, bo z pisania na siłę nic dobrego nie wychodzi. A w dobrym dniu piszę szybko i sprawnie, mając z tego frajdę.

Jaka historia przyszła do ciebie teraz? Jaką powieść właśnie kończyłaś?        

– Na razie nie mogę za dużo zdradzić. Będzie to thriller kryminalny rozgrywający się w innej przestrzeni niż dotychczas. Pojawi się niespodzianka, o której też nic więcej nie mogę powiedzieć. Ale wszystko się wkrótce okaże, bo premiera książki już na jesieni.

Rozmawiał Przemysław Poznański

*Małgorzata Oliwia Sobczakpisarka, z wykształcenia kulturoznawczyni i dziennikarka. Pochodzi z Trójmiasta, w którym spędziła niemal całe życie. Autorka baśni „Mali, Boli i Królowa Mrozu” i powieści obyczajowej „Ona i dom, który tańczy”. W 2019 roku wydała doskonale przyjętą „Czerwień”, pierwszą część cyklu „Kolory zła”, w 2020 ukazała się kontynuacja serii „Czerń”, a w 2021 „Biel”. W tym samym roku ukazał się „Szelest”, pierwszy tom trylogii „Granice ryzyka”, rok później „Szelest”. „Szrama” to ostatni tom tego cyklu..

Leave a Reply

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Discover more from Zupełnie Inna Opowieść

Subscribe now to keep reading and get access to the full archive.

Continue reading

Discover more from Zupełnie Inna Opowieść

Subscribe now to keep reading and get access to the full archive.

Continue reading