Przeplatając przyszłość z przeszłością, teraźniejszość z fatum ciążącym nad Raúlem Iriarte ― kubańskim rekrutem wysłanym do Angoli ― Marcial Gala opowiada o rasizmie i homofobii, i wykluczającej wszelką odmienność maczystowskiej kulturze idącej ręka w rękę z komunistyczną mizoginią – o „Mówcie mi Kasandra” pisze Jakub Hinc.

Proza Marciala Gali jest gęsta od znaczeń i kontekstów, pełna na poły onirycznych odniesień, i jednocześnie, niczym Μαίανδρος, meandrująca między teraźniejszością, przyszłością i przeszłością. Przy tym jest to narracja oscylująca wokół historii znanej głównie badaczom historii Ameryki Południowej i Środkowej oraz znawcom XX-wiecznych ruchów wyzwoleńczych w Afryce, ale raczej nieobecna w polskim dyskursie o Kubie. A jednocześnie jest to historia głęboko intymna. I stara jak świat.
„Siedzę i gapię się na morze. Jeszcze jest wcześnie i w domu wszyscy śpią, dlatego wstałem, otworzyłem drzwi i wyszedłem na balkon. (…) Mam dziesięć lat i jest niedziela (…) jednak nagle słyszę za sobą głos mamy: – Rauli, gdzie ty się podziewasz?” Tak zaczyna się ta niezwykła, poruszająca i głęboka opowieść o Kubie przełomu lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych, po której naszym przewodnikiem będzie Raúl Iriarte, który niczym mitologiczny Orfeusz prowadził będzie czytelników przez swoje życie, za każdym jego zakrętem pogrążając się w coraz bardziej mrocznych pokładach królestwa Hadesa. Jest to opowieść o komunistycznej Kubie, ale też o świecie osadzonym w głęboko zakorzenionym południowoamerykańskim maczyzmie i mizoginii, a także rasizmie.
Z każdą kolejną kartą tej prozy chciałem jak najszybciej poznać koniec opowieści Raulita, choć już niemal od jej początku wiadomo było, jak się ta jego „przygoda” zakończy. A jednocześnie wielokrotnie odkładałem książkę, żeby koniec tej opowieści nadszedł jak najpóźniej, jakby chcąc dać Raúlowi jeszcze chwilę, jeszcze jedną noc, zanim spełni się przepowiednia Kasandry.
Internacjonalizm i macho
„Siedzę w pokoju i czytam Iliadę. I słyszę głos mojego brata, czysty, ale podszyty strachem. – Kotek, co jest w naszym niebie / nie wróci, jeśli ciebie nie będzie…
– Mówiłem ci, żebyś nie śpiewał – mówi tata i słyszę pierwszy cios, tępy jak uderzenie w bęben. (…) Wyglądam przez drzwi i widzę ich, nieruchomych jak figury woskowe, jeden z podniesioną ręką, drugi zasłaniający twarz” – w tym jednym akapicie zdaje się być zdefiniowany cały, wielowymiarowo postrzegany świat karaibskiej wyspy/kraju, ale też portret tamtej rzeczywistości. Kultury macho pożenionej z marksistowską dialektyką wkomponowaną przez Fidela Castro w rewolucyjną wizję internacjonalizmu.
To też ta chwila, która pozwala nam dostrzec scenę, utrwaloną w oku małego Raulita, niczym na kliszy fotograficznej: obraz ojca z uniesioną do uderzenia ręką i syna próbującego ochronić przed ciosem swoje drobne dziecięce ciało. Obraz zawierający w sobie cały kulturowy i społeczny deficyt, jaki jest skutkiem oparcia norm społecznych na sztywnych zasadach, kulcie przemocy i modelu patriarchalnym. Zasadach, w których słowo ojca, niezależnie od tego czy ojca rodziny, czy też „ojca narodu”, tworzy system, w którym wszyscy znajdujący się niżej w hierarchii muszą się podporządkować tym stojącym wyżej, albo znaleźć marginesie życia – w każdym tego pojęcia znaczeniu.
Ale dodatkowo w tej krótkiej scenie widać zarówno chęć dominacji, jak i obawę o to, jak postrzegany będzie syn, nie do końca wpasowujący się w owe normy, a bardzie może: jak wpłynie to na postrzeganie rodziny i jej miejsce w strukturze tak urządzonego świata. Zresztą ta scena symbolicznie odnosi się do obu dzieci Iriartów.
Przeczytaj także:
Córka Priama
„Czytam o Priamie, o Hekabe, o moich braciach z Ilionu i o tych nikczemnych Achajach: Menelaosie, Agamemnonie, Patroklosie, obu Ajaksach i podstępnym Odyseuszu, najgorszym ze wszystkich, jeszcze gorszym niż Acjilles, ten o zabójczych dłoniach. Czytam, a na zewnątrz rozpętuje się ulewa, niemal mózgowa, jakby padało w mojej głowie.”
Ponadprzeciętnie wrażliwy i jednocześnie delikatny Raulito, uciekając w pozornie bezpieczny dla niego świat fantazji, skrywając za tą fasadą lęki tyleż egzystencjalne, co związane z odkrywaną tożsamością, zaczyna dostrzegać wokół siebie greckich, egipskich i afrykańskich bogów, bo przecież Kuba to świat, w którym wierzenia afrykańskie zmieszały się z chrześcijaństwem, a Obatala czy Olofii skrywają się za figurami i obrazami katolickich świętych.
Dziesięcioletnie dziecko zatopione w świecie lektur odkrywa w sobie coś, co je niepokoi i próbuje sobie to zracjonalizować w dostępny dla niego sposób. Do rąk chłopca trafia pierwsze kubańskie wydanie „Iliady”. To właśnie wtedy Atena po raz pierwszy „zwraca się” do chłopca imieniem trojańskiej księżniczki, której zakochany w niej Apollo podarował dar widzenia przyszłości. Ponieważ jednak Kasandra nie odwzajemniła jego miłości, syn Zeusa sprawił, że nikt nie wierzył w jej przepowiednie, co skończyło się upadkiem Troi, a ona sama została wzięta do Myken jako branka Agamemnona, gdzie zginęła z ręki Klitajmestry oraz jej kochanka Ajgistosa.
Raulito przyjmując tę drugą tożsamość wieszczy, widzi, a przynajmniej wydaje mu się, że widzi życie innych. I widzi jak umrą. Widzi też kres swojej własnej drogi w ciele Raúla, drogi wytyczonej już przed tysiącami lat w Ilionie.
Przeczytaj także:
Sukienka w kolorze błękitu paryskiego
Niewielu z nas wie, że realizując internacjonalistyczną wizję krzewienia na świecie komunizmu, w połowie lat siedemdziesiątych Fidel Castro wysłał do Angoli wojsko, które brało udział w wojnie domowej w tym kraju aż do roku 1991. Szesnaście pokoleń poborowych spędziło służbę wojskową na Czarnym Lądzie. Oddaleni od kraju, skoszarowani mężczyźni, którzy wyrośli w hybrydzie komunistyczno-maczystowskiej zostali rzuceni za ocean, by przynieść ludom Afryki czerwony sztandar.
Przyjechał tu też delikatny i zatopiony w lekturze osiemnastolatek, który jeszcze w kraju nocami wymykał się z domu w Cienfuegos i w opuszczonym podczas rewolucji, rozpadającym się pałacyku przebierał się w sukienkę, a potem chodził tańczyć do barów. Od pierwszej chwili wiemy, że zderzenie kogoś takiego ze światem wojska, czy wręcz wojny, musi nieść ze sobą konkretne skutki, musi stać się istotnym kamieniem milowym na drodze do spełnienia kasandrycznej autoprzepowiedni.
Raúl poniekąd staje się tym samym figurą przyjmującą na siebie cały kubański rasizm, szowinizm i seksizm, które w tym przypadku przedstawione zostają podwójnie wyraźnie: Raulito ma blond włosy i niebieskie oczy, a zatem najbardziej pożądane na wyspie cechy białego człowieka, które heteroseksualnemu mężczyźnie gwarantowałyby wysoką pozycję społeczną, na jaką zapewne nie mogłaby liczyć osoba o ciemnym kolorze skóry, a przecież jednocześnie, jako osoba o labilnej tożsamości płciowej, postawiony zostaje na dole drabiny społecznej. I to mimo że zwróci na siebie podszytą pożądaniem uwagę samego kapitana.
Raúl w pewnym momencie usłyszy zresztą: „Gadają różne rzeczy o tobie i o kapitanie (…). – Uważaj, każdy może przypadkiem wystrzelić, a potem powiedzą, że to był atak UNITA, a skoro gość nie żyje, nie ma problemu, rozumiesz?”. Czy tak właśnie wybrzmi przepowiednia Raulita?
Marcial Gala, Mówcie mi Kasandra (Llámenme Casandra)
Przełożył Wojciech Charchalis
Dom Wydawniczy REBIS, Poznań 25 kwietnia 2023
ISBN: 9788381886963