W ”Cesarzu”, bodajże najbardziej znanej ze swoich książek, rysuje wnikliwy i uniwersalny portret upadającego autorytaryzmu, zamkniętego w dusznych ścianach pałacowych rozgrywek toczonych w rytmie do śmieszności doprowadzonych rytuałów. 90 lat temu urodził się Ryszard Kapuściński, reportażysta, publicysta, pisarz.

Dopóki odczytywać będziemy „Cesarza” jako reportaż i dopóki traktować będziemy tę książkę jako li tylko historię Hajle Sellasje, ostatniego władcy Etiopii, dopóty istnieje niebezpieczeństwo, że pomijać będziemy to, co w tym dziele Kapuścińskiego najistotniejsze: jego literacki geniusz i uniwersalne antytotalitarne przesłanie.
Kapuściński – i owszem – używa tu atrybutów reportażu, przede wszystkim dopuszczając do narracji głosy świadków zdarzeń. Używa więc metody, którą potem do perfekcji doprowadziła Swietłana Aleksijewicz, autorka choćby „Czarnobylskiej modlitwy” czy książki „Wojna nie ma w sobie nic z kobiety”. W przeciwieństwie jednak do noblistki, która jest – jak sama o sobie mówi – „człowiekiem-uchem” i, która nadając zasłyszanym relacjom literacką formę, pozostawia nas w pozornym kontakcie jeden na jeden z rozmówcą, pozwalając mu wciąż używać jego języka, Kapuściński słucha, by na tej podstawie pisać prozę. Swoją prozę, swoim językiem.
Autor „Cesarza” nie chce nawet nadawać cytowanym relacjom zbytnich pozorów zapisu żywej wypowiedzi. Choć poszczególne relacje często rozpoczynają się tak, że sugerują odpowiedź na pytanie, nawiązują do „wyciętego” z wywiadu pytania, to jednocześnie poprzez nadany im rytm, składnię, słownictwo, użyte porównania i neologizmy uzyskują bardziej sznyt wysublimowanej prozy niż surowego zapisu wypowiedzi. „Owszem, czuło się jakąś mglistość, smętne jakieś odmętne niewydarzenie, jakąś nawet odmowność (…)” czytamy w relacji D., jednego z tych, którzy „zaludniali salony, urzędy i korytarze pałacu”, a w innym miejscu P. M. stwierdza: „wszędzie czuło się minusowość, wszędzie się ją dostrzegało, na twarzach ludzi, (…) w tym, co mówili nie mówiąc, w ich byciu nieobecnym, skurczonym, wyłączonym, w ich istnieniu wygaszonym, w ich myśleniu krótkodystansowym, niskopoprzeczkowym, w ich dłubaniu przyzagrodowym, małopoletkowym (…)”. Albo relacja G.O-E.: (…) w całym pałacu zapanowało niepatrzenie, niewidzenie, w parkiecie utkwienie, po sufitach błądzenie (…)”.
Kapuściński bawi się formą, odchodzi od reportażu w czystym, gatunkowym rozumieniu, a zbliża się ku beletrystyce, zahacza o fikcję, co zresztą wytyka mu się nierzadko, m.in. w słynnej biografii „Kapuściński non-fiction” Artura Domosławskiego. Na ile bowiem prawdziwą jest scena, w której piesek Lulu obsikuje buty zastraszonych cesarskich dygnitarzy, a rolą F., rozmówcy autora, jest wycieranie tych butów atłasową ściereczką? Nie wiadomo. Wiadomo za to, że jest to najlepsze możliwe otwarcie książki opowiadającej o dworze autokraty, człowieka skupionego na ceremoniale, pozorach, a przede wszystkim swoim bezwzględnym trwaniu na tronie, siejącego terror, a przy tym umiejącego perfekcyjnie rozgrywać dworskie intrygi, wirtuoza w owym – jak napisze Kapuściński – naciskaniu klawiszy fortepianu: raz białego, raz czarnego, czyli wyróżnianiu tej czy innej przeciwstawnej pałacowej frakcji.
Cały ten obraz rozbuchania, wyrażającego się choćby utrzymywaniem specjalnych urzędników od wycierania psiego moczu, podkładania poduszki pod nogi władcy siadającego na zbyt wysokim tronie, czy zatrudniania „kukułki” – czyli osoby wyznaczonej do oznajmiania cesarzowi, że minęła kolejna godzina, staje się w oczywisty sposób alegorią, nawet baśnią, palimpsestem skrywającym de facto opowieść o totalitaryzmie jako takim, wykraczającym daleko poza granice Etiopii, uniwersalnym, bo obserwowanym zawsze i wszędzie – tak na komunistycznym „dworze” Edwarda Gierka, w postaci którego wielu współczesnych Kapuścińskiemu dopatrywało się cech przypisanych potem Hajle Sellasje, jak i na „dworze” zakochanego w ceremoniałach Władimira Putina. Albo jak w słynnym wierszu Zbigniewa Herberta, gdzie tytułowy cesarz mieszka „w pałacu pełnym marmurów i policjantów. Sam”.
Przeczytaj także:
Podobnie uniwersalny jest obraz apologetów władcy, owych pionków, którzy w „godzinie nominacji” doczekali się upragnionego awansu: „nominacje powodują fizyczne zmiany w człowieku, i to zmiany zasadnicze (…). Przede wszystkim zmienia się figura człowieka. Dawniej szczupła i wcięta, teraz zaczyna zmierzać w stronę kwadratu (…). Również rysy twarzy poważnieją i jakby sztywnieją, robi się ona frasobliwa i zamknięta, ze zdolnością jednak do okresowego przeskoku w aprobatę i optymizm (…).
Kapuściński wyolbrzymia i wykrzywia, podkreśla i zaznacza, balansuje między opisem a ironicznym czy nawet sarkastycznym komentarzem, sięgając tym samym do narzędzi groteski skupionej na kontraście między oderwanym od narodu władcą a ulicą, na której powoli, ale zdecydowanie narasta bunt. Bunt, który w końcu doprowadzi do detronizacji władcy, do owej znakomitej sceny, w której widzimy jak cesarz Etiopii ostatnią noc w pałacu spędza już samotnie, zanim trafi ostatecznie do dożywotniego aresztu domowego.
„Chce pan książkę, w której wszystko zgadza się z faktami? Stoi tam, na półce – to książka telefoniczna Wiednia. Nikt nigdy nie napisał lepszej książki o Hajle Sellasje niż Kapuściński. Nikt nie zrozumiał lepiej fenomenu cesarza. Głębia spojrzenia, poezja prawie, jest w tej książce porażająca” – mówił Werner Herzog. „Nikt nie jest w stanie ująć całej prawdy – ani filozof, ani matematyk. Kapuściński rozumiał, że prawda szuka dla siebie kształtu. Że jest jak poświata, która promieniuje na czytelnika, tak jak film wyświetlany na ekranie obejmuje widza swoim światłem. Co może zrobić artysta? Próbować tę prawdę uchwycić na swój sposób”.
„Cesarz” nie tyle jest więc relacją, ile jest alegorycznym opisem upadającego dworu autokraty. Opowieścią korzystającą tyleż z faktów i wiarygodnych plotek, ile z domysłów i wyobraźni. Ale właśnie dzięki temu wydaje się wciąż aktualny, także teraz, ponad cztery dekady od powstania.
Może dlatego Salman Rushdie napisał o twórczości autora „Cesarza”, że „Jeden Kapuściński jest wart więcej niż tysiąc jęczących i fantazjujących pisaków. Jego wyjątkowe połączenie dziennikarstwa i sztuki pozwala nam tak bardzo zbliżyć się do tego, co Kapuściński nazywa niewyrażalnym prawdziwym obrazem wojny”.
Przeczytaj także:
Kapuściński był jak Polska
Ryszard Kapuściński urodził się 4 marca 1932 roku i wciąż należy do czołówki najczęściej tłumaczonych polskich autorów. Debiutował jako poeta w wieku 17 lat, ale jego powołaniem był reportaż. Od 1962 pracował dla PAP, jako stały korespondent zagraniczny w Afryce, Ameryce Łacińskiej, i Azji. Dokumentował upadek cesarstwa nie tylko w Etiopii, ale i detronizację Szacha Iranu. Spod jego pióra wyszły takie książki jak poświęcony wojnie domowej w Angoli „Jeszcze dzień życia” (1976), mówiąca o kulisach wojny między Hondurasem a Salwadorem „Wojna futbolowa” (1978), wspomniane już: „Cesarz” (1978) i „Szachinszah” (1982), obejmujące zapiski z ponad dwudziestu pięciu lat „Lapidarium” (1990), poświęcone upadkowi ZSRR „Imperium” (1993) i „Heban” (1998) stanowiący zbiór reportaży afrykańskich z lat końcówki lat pięćdziesiątych i początku następnej dekady XX wieku.
Kapuściński zmarł 23 stycznia 2007 roku w wieku 74 lat. O jego śmierci pisały na pierwszych stronach największe światowe dzienniki, w tym „New York Times”, „Le Monde” czy „El Pais”. Już po jego śmierci ukazały się informacje, że przez kilka lat współpracował z wywiadem PRL, co znalazło potwierdzenie w aktach IPN. Sam Kapuściński bagatelizował ten fakt, tłumacząc go tym, że w okresie PRL wszyscy dziennikarze wyjeżdżający za granicę byli umieszczeni w aktach jako potencjalni informatorzy.
„Kapuściński był jak Polska: rozdarty, idący na kompromisy, pewnie przestraszony, pewnie egoistyczny, ale jednocześnie pełen siły i determinacji. Na przekór czasom i uwikłaniu snuł swoją niepowtarzalną i piękną opowieść” – stwierdził w 2010 roku Andrzej Stasiuk na lamach „Gazety Wyborczej”.
Ryszard Kapuściński, Cesarz
Kolekcja Gazety Wyborczej 2005
ISBN: 9788389651747